Trwa ładowanie...
recenzja
28-06-2011 12:55

Kolacja w prawdziwej pizzerii i jak dobrze być Diamentem, czyli migawki z początków III RP

Kolacja w prawdziwej pizzerii i jak dobrze być Diamentem, czyli migawki z początków III RPŹródło: Inne
d2kc6cv
d2kc6cv

Trochę dziwnie się czyta książkę, której nigdy przedtem nie miało się w rękach, a jednak zna się praktycznie całą jej treść, niektóre fragmenty przypominając sobie dosłownie linijka po linijce. Niemożliwe? A skądże, zawsze możliwe, gdy chodzi o zbiory tekstów publikowanych wcześniej w prasie… Pierwsze wydanie Niedzieli, która zdarzyła się w środę, jakoś mi umknęło, ale może i dobrze, bo choć jestem fanką Mariusza Szczygła od pierwszych jego reportaży drukowanych w „Gazecie Wyborczej”, powrót do nich po zbyt krótkim czasie nie zrobiłby pewnie na mnie aż takiego wrażenia. Ale po prawie dwudziestu latach, gdy można już spojrzeć i na same teksty, i na opisane w nich zjawiska z dystansu – to już co innego!

Gdyby wówczas była to tylko fascynacja odwagą i bezpruderyjnością reportera, nie wahającego się pisać o sprawach, które wcześniej bano się nazywać po imieniu – na przykład o masturbacji – i krytycznie spoglądać na rozmaite aspekty nowego oblicza Polaków, musiałaby z czasem zblaknąć w obliczu stałego i obfitego mnożenia się – nawet tylko w tych kilku czasopismach, które czytam systematycznie - tekstów co najmniej tak samo odważnych i bezpruderyjnych. Kogo zaszokowałaby dziś opowieść o tym, jak żołnierze radzą sobie z nagłym przypływem erotycznych napięć, albo o tym, co czuł młodzieniec, mordujący za pieniądze nieznanego człowieka, skoro nie ma już chyba tematu, którego by przynajmniej raz nie poruszono w tych czy innych mediach?Więc to nie to; nie dlatego, albo przynajmniej nie tylko dlatego, reportaże Szczygła zapadły mi wówczas w pamięć, a czytane po latach wciąż robią ogromne wrażenie. To przede wszystkim ostrość spojrzenia, pozwalająca dostrzec rysy w czymś z pozoru perfekcyjnym i będącym przedmiotem
zachwytu tysięcy ludzi, zobaczyć drugie dno w tematach tak z pozoru banalnych, jak prasowe ogłoszenia czy codzienność małego miasteczka, w którym niepotrzebny jest hotel i „nawet Wash and Go Vidal Sassoon źle idzie” [s.105], wypatrzyć w tłumie samotnego donkiszota, walczącego o przegraną sprawę. To umiejętność pochylenia się nad człowiekiem, jaki jest – także niezaradnym, naiwnym, śmiesznym. To zdolność nawiązywania kontaktu z rozmówcą, niezależnie od tego, czy jest on profesorem wyższej uczelni, proboszczem największego w kraju sanktuarium, przestępcą odsiadującym wyrok czy siedemnastoletnią uczennicą szkoły zawodowej, zachwycającą się tekstami discopolowych szlagierów. To doskonale wyważony język – gdzie trzeba, potoczny (ale nie na tyle potoczny, by raził), gdzie trzeba, pełny, soczysty i dźwięczny – i wypracowany styl, rozpoznawalny niemal na pierwszy rzut oka, taki swoisty znak firmowy autora.

Te reportaże sprzed kilkunastu lat nadal żyją, choć sporo opisanych w nich zjawisk odeszło już w zapomnienie albo straciło na znaczeniu. Żyją, można powiedzieć, podwójnie, dzięki pełnym nieco staroświeckiego uroku fotografiom Witolda Krassowskiego, niebędącym wprawdzie sensu stricto ilustracjami do poszczególnych tekstów, ale świetnie oddającym klimat tamtych czasów.

Utrwalenie ich w wydaniu książkowym było doskonałym pomysłem. Dla kogoś, kto początek lat dziewięćdziesiątych oglądał z perspektywy dziecięcego wózka czy trójkołowego rowerka, to może jedyna szansa wejrzenia w świat osobiście niepoznany, w mentalność i zachowania dwóch czy trzech starszych pokoleń. A dla mnie – i jak przypuszczam, dla każdego czytelnika z odpowiednio większym bagażem lat i doświadczeń – to doskonały punkt odniesienia: co i jak się zmieniło od „dawniej” do „wtedy” i od „wtedy” do „teraz”.

d2kc6cv

Jedynym mankamentem książki jest jej format – uwarunkowany zapewne chęcią jak najlepszej ekspozycji zdjęć, lecz piekielnie nieporęczny. I nie chodzi tu nawet o to, że wolumin o wymiarach 20 na 25 cm w miękkiej okładce niezbyt wygodnie się trzyma w rękach, ale niech ktoś spróbuje go racjonalnie ulokować między książkami o standardowych gabarytach! *No, chyba, że dysponuje taką ilością szafek bibliotecznych, by móc parę półek wygospodarować tylko na dzieła nietypowej wielkości… *

d2kc6cv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2kc6cv

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj