Grupie australijskich nastolatków udaje się, za zgodą rodziców, zorganizować kilkudniową wyprawę w góry. Zamiast na doroczny festyn w Dniu Pamięci wyruszają na Szew Krawca – bardzo długą grań łączącą dwa szczyty – i do Piekła: wielkiego dołu, otoczonego ogromnymi urwiskami. Dni w dziczy upływają im na beztroskim lenistwie, zabawach, flirtach. Niepokoją ich tylko liczne eskadry samolotów lecących bez świateł i pożary, jakie zauważają na horyzoncie. Ostatecznie jednak uznają, że wszystko to można racjonalnie wyjaśnić: wszak pożary są naturalnym zjawiskiem w przyrodzie, a samoloty mogły brać udział w uświetnieniu Dnia Pamięci. Dopiero kiedy wracają do domu okazuje się, że to, co widzieli, zwiastowało zupełnie nowy rozdział w ich życiu. Ich bliscy zniknęli, wszyscy zniknęli; miasteczko i farmy opustoszały; zwierzęta nie żyją; nie ma prądu i innych mediów. Nie wiadomo, co się stało. Kilka dni poza domem zmieniło cały ich świat. Teraz muszą się nauczyć żyć na nowo, muszą błyskawicznie dorosnąć, żeby stawić
czoła wszystkiemu, co ich czeka, odkryć prawdę, nauczyć się przewidywać, myśleć o jutrze, o następnych dniach, wziąć odpowiedzialność za siebie i swój świat – a nie tylko żyć dniem dzisiejszym, jak to robili do tej pory, jak to robili podczas wyprawy. To jest ich prawdziwe piekło, ich własny „rytuał przejścia”, od którego nie ma odwrotu.
Marsden, ukazując grupkę znajomych, którzy nagle stali się dla siebie wszystkim, jedyną rodziną, rezygnuje z patetycznych tonów. Mimo trudnej sytuacji, w jakiej się znaleźli, młodzi znajdują czas na flirty, kłótnie, zakochiwanie się, poznawanie innych i samych siebie: na w miarę normalne życie. Paradoksalnie, ich domem podczas tych trudnych chwil staje się Piekło. Dawna dzicz to teraz ich azyl; miejsce, w którym chcieli trochę odpocząć od dorosłych, staje się miejscem, w którym sami stają się dorośli. Prawdziwe piekło, groźne, straszliwe, znajduje się tam, gdzie do tej pory był „raj”: w wyludnionym miasteczku, na opustoszałych farmach, wśród rozkładających się ciał padłych z głodu i pragnienia zwierząt.
Jutro nie oferuje czytelnikom łatwych odpowiedzi i cukierkowych rozwiązań. To niezwykła opowieść o przymusowym i przyspieszonym dojrzewaniu, o konieczności stania się dorosłym teraz i natychmiast; o tęsknocie za utraconą rodziną, normalnością, porządkiem. Nie ma tu konfliktu pokoleń, nie ma patologii: jest opowieść o zwyczajnych młodych ludziach w zwyczajnym świecie, który nagle się zawalił. Akcja, początkowo tocząca się, leniwie, spokojnie, nabiera później tempa, trzyma w napięciu. Pierwszoosobowa narracja – wydarzenia ukazywane są z perspektywy jednej z bohaterek, Ellie, którą przyjaciele poprosili o spisanie wszystkiego, co ich spotkało – sprawia, że opowieść staje się w oczach czytelnika bardziej wiarygodna, bardziej psychologicznie prawdopodobna.
Marsden pokazuje młodych ludzi w ekstremalnych warunkach, ich prawdziwe charaktery, które do tej pory nie miały szansy się ujawnić, dylematy „dzieciaków”, którzy muszą nagle przewartościować swoje życie, swój kodeks moralny i w imię wyższych celów zrezygnować z dotychczasowych zasad. Nie ma nikogo starszego, kto mógłby im pomóc, pokierować nimi. Muszą od nowa zbudować swój świat, zaufać sobie, wspierać się, nauczyć się współpracy, samodzielności, podejmowania trudnych decyzji i ponoszenia ich konsekwencji. *Tylko w taki sposób będą w stanie przeżyć i ocalić to, co jeszcze zostało do ocalenia. *