Życie i czasy Michaela K., jedna z najlepszych powieści J. M. Coetzee’ego, ukazała się w 1983 roku i została nagrodzona Bookerem, najbardziej prestiżową nagrodą literacką w Wielkiej Brytanii (nota bene, Coetzee otrzymał Bookera także za * Hańbę; oprócz niego dwukrotnym laureatem nagrody jest jeszcze tylko australijski prozaik, Peter Carey ). W Polsce powieść Coetzee’ego ukazała się po raz pierwszy dopiero w 1996 roku w zbiorczym wydaniu wraz z innymi jego utworami: * W sercu kraju i * Foe*. Jednak popularność tego wybitnego południowoafrykańskiego prozaika rozpoczęła się u nas dopiero po Nagrodzie Nobla, którą Coetzee otrzymał w 2003 roku m.in. za doskonały warsztat (kompozycja, dialogi i precyzja powieści),
ukazywanie „zadziwiającego uwikłania outsidera”, bezwzględną krytykę zachodniego racjonalizmu i powierzchownej moralności zachodniej cywilizacji.
Wszystkie te cechy odnajdziemy także w Życiu i czasach Michaela K., powieści opublikowanej w ubiegłym roku w nowym wydaniu przez krakowski Znak (nareszcie!). Można się rozpisywać na jej temat przez wiele stron, można analizować mniej i bardziej dosłowne nawiązania do twórczości Kafki , można potraktować ją jako paraboliczną powieść poświęconą apartheidowi, ale też jako książkę należącą do kategorii „literatura obozowa”, ale i tak prędzej czy później dojdziemy do konstatacji, że przede wszystkim jest to jedno z arcydzieł literatury XX wieku, które bez ryzyka przesady postawić możemy na półce obok nawet tak monumentalnych dzieł jak * Imię róży, * Sto lat samotności, * Gra w klasy, * Czarodziejska góra czy * Obcy*.
Tytułowy bohater powieści jest prostym i niezbyt bystrym mężczyzną. Pracuje jako ogrodnik i opiekuje się swoją chorą matką. Już po lekturze pierwszego zdania powieści, z którego dowiadujemy się, jak wyglądały narodziny Michaela, możemy się zorientować, że jego życie nie będzie należało do łatwych i przyjemnych: „Pierwsze, co zauważyła akuszerka, kiedy pomogła Michaelowi K. wydostać się z brzucha matki na świat, to zajęcza warga chłopca. Warga podwijała się jak noga ślimaka, lewe nozdrze ziało”. Tym charakterystycznym dla Coetzee’ego stylem (naturalistycznym i surowym do granic wytrzymałości) napisana jest cała powieść. Tytuł książki sugeruje, że będziemy mieli do czynienia z czymś w rodzaju beletryzowanej biografii fikcyjnej postaci. Rzeczywiście, z jednej strony poznajemy dzieje życia Michaela K., z drugiej – barbarzyńskich czasów, w których przyszło mu żyć. Ale zamiast poruszającej, chwytającej za serce opowieści Coetzee serwuje nam okrutne sprawozdanie z piekła (aż chciałoby się zacytować: „ludzie ludziom
zgotowali ten los”), bezlitosny raport z więzienia, którym dla Michaela K. jest nie tylko miasto, z którego legalnie nie może się wydostać, nie tylko kraj, w którym się urodził, ale nawet jego własne ciało ze wszystkimi przepisanymi mu chorobami i słabościami (np. konieczność zaspokajania głodu i pragnienia).
Trwa wojna domowa, bez przepustki nikomu nie wolno opuścić miasta, a jej zdobycie graniczy z cudem, jeśli w ogóle jest możliwe. Na każdym kroku kontrole, rewizje, przesłuchania. Bicie i nękanie, przypadkowe zabójstwa, zbrodnie, których nikt nigdy nie rozliczy z braku świadków, dowodów i oskarżycieli gotowych na rzucenie wyzwania oprawcom. W jaki sposób ma się odnaleźć w takim świecie Michael K., „człowiek bez właściwości”, jedna z setek anonimowych i nie potrafiących opowiedzieć o swoim podłym losie postaci, jakich tysiące odnajdziemy na każdej wojnie, na każdym kontynencie i w każdej epoce? Takiemu właśnie niememu, wielokrotnie krzywdzonemu i poniżanemu, bohaterowi pozwala Coetzee przemówić, a raczej przemawia za niego: „Gdybym w Huis Norenius [zakład, w którym z powodu szpetoty i wątpliwej inteligencji umieszczono Michaela i w którym spędził całe dzieciństwo – przyp. GW] zamiast obierania kartofli i zamiast rachunków nauczyli mnie opowiadać, gdyby codziennie, stojąc nade mną z trzcinką, kazali mi ćwiczyć
własny życiorys, aż umiałbym wydawać lekcję bez zająknienia, to może bym wiedział jak ich zadowolić. Opowiadałbym historię życia w więzieniach, gdzie dzień po dniu, rok po roku wystawałem z czołem przyciśniętym do drutów, wpatrując się w przestrzeń, marząc o przeżyciach, których nigdy nie zaznam, gdzie strażnicy przezywali mnie, kopali w tyłek, posyłali do szorowania podłóg. Kiedy skończyłbym swoją opowieść, ludzie potrząsaliby głowami, żałowali mnie, wpadali w gniew, po czym wmuszali we mnie jedzenie i napitki; kobiety brałyby mnie do łóżka i matkowały mi w ciemności”.
Michael nie chce być ofiarą, nie zamierza też być obiektem dobroczynności. Nigdy nie planował takiego życia, ale nie miał też nic do powiedzenia we własnej sprawie. Nie dano mu żadnego wyboru. Na ostatnich stronach powieści Michael walcząc z bezsennością, przebiega w myślach całe swoje nędzne życie i dochodzi do wniosku, że choć minęło już tyle lat, w dalszym ciągu wygląda na sierotę i jest traktowany jak dzieci, które karmiono chętnie, gdyż „były jeszcze za małe, żeby w czymkolwiek zawinić”. Bohater Coetzee’ego porównując swoją sytuację z losem dziecka-sieroty, stwierdza gorzko: „Od dzieci oczekiwano w zamian tylko zająkliwych podziękowań. Ode mnie chcą czegoś więcej, ponieważ ja żyję dłużej na tym świecie. Chcą, żebym otworzył serce i opowiedział historię życia spędzonego w klatkach. Chcą usłyszeć o wszystkich klatkach, w których mieszkałem, jakbym był papużką falistą, białą myszką albo małpą”.
Naturalistyczne opisy Coetzee’ego charakteryzuje między innymi nieustanne porównywanie ludzi do zwierząt. I nie chodzi o jakiś zwierzęcy magnetyzm czy dzikość charakteryzujące przedstawicieli naszego gatunku, lecz o porównanie losu przeciętnej ofiary dziejów z losem zahukanego, bezbronnego zwierzęcia. Żyjącego w zgodzie z naturą i za wszelką cenę starającego się przetrwać. Nie umiejącego formułować myśli, ale niewinnego. Trzymającego się na uboczu, ale siłą wciągniętego w historyczną zawieruchę. Michael odmawia udziału w wojnie, ale wojna nie pozwala mu na taką „ucieczkę”. Druga część powieści jest relacją aptekarza przemienionego w lekarza urzędowego, który zajmuje się K.: „Od chwili kiedy się zjawiłeś, Michaels [...] widziałem, że nie pasujesz do żadnego obozu. [...] Istotnie namówiłem majora van Rensburga, żeby cię wyłączył spod reżimu obozowego, ale tylko dlatego, że poddawanie cię procesowi resocjalizacji przypominałoby próbę nauczenia szczura, myszy albo [...] jaszczurki, jak szczekać, służyć i
łapać piłkę”.
„Życie i czasy Michaela K.” to wspaniała, choć bolesna i obezwładniająca, doskonale napisana i skonstruowana historia człowieka, który postanowił nie poddać się despotycznym oprawcom i postawił wszystko na jedną kartę. Coetzee przedstawia nam samotnego bohatera, który nie zamierza służyć, choć z góry wpisany został w rolę niewolnika. Jedyne, czego przez całe swoje życie pragnie Michael K. to być wolnym. Kłopot w tym, że „wolność” jest jedną z rzeczy, których Michael raz za razem jest pozbawiany. Ale – jako że jest wielkim artystą ucieczek – będzie próbował do samego końca, choćby najbardziej smutnego. To jedna z tych niewyobrażalnie bolesnych lektur, których nie sposób zapomnieć. Być może właśnie dlatego, że bardzo byśmy tego chcieli. Żyć z ciężarem słów dostarczonych czytelnikom przez Coetzee’ego nie jest łatwo, ale kto powiedział, że zawsze musi być przyjemnie?