Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:22

Wizyta w piekle

Wizyta w piekleŹródło: Inne
d1q86yp
d1q86yp

Gdyby ktoś zrobił odpowiednie statystyki być może okazałoby się, że co druga recenzja rozpoczyna się cierpiętniczym wyznaniem recenzenta mającego problem z daną książką. Problemy te są różnorakie. A to recenzent nie radzi sobie z wielością znaczeń i tajemniczym symbolizmem książki, a to nie potrafi zrozumieć postępowania głównego bohatera, a to nie do końca pojmuje, o co tutaj tak naprawdę chodzi i „co też autor chciał powiedzieć”. Jeszcze inny rodzaj problemów recenzenckich to kwestia końcowej oceny i wystawienia „właściwej” noty. W takich przypadkach recenzenci męczą się przede wszystkim z książkami średnimi, ani szczególnie dobrymi, ani krańcowo grafomańskimi. Problemy z Dziewczyną z sąsiedztwa Jacka Ketchuma są jednak zupełnie innego rodzaju i niewiele mają wspólnego z codziennymi, trywialnymi bolączkami piszących o książkach. Właściwa recenzja z tego tytułu powinna brzmieć następująco: Nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem, jakimi określeniami się posłużyć. Brakuje mi słów.

Oczywiście, możemy (czy nawet – biorąc pod uwagę zdanie naszych zleceniodawców – musimy) mimo wszystko spróbować i tych brakujących słów poszukać. Możemy więc, pisząc o Dziewczynie z sąsiedztwa, zauważyć, że jest to powieść „przerażająca” i „potworna”. A także: „kontrowersyjna”, „powalająca”, „diabelska”, „porażająca”, „dojmująca”, „poruszająca”, „okrutna”, „wstrząsająca”, „bestialska”, „bezkompromisowa”. „Z życia wzięta!”. „Oparta na faktach!”. Te wszystkie określenia – i wiele innych, podobnych – jak najbardziej pasują do Dziewczyny z sąsiedztwa. Problem w tym, że te wszystkie określenia pasują także do „wielu innych, podobnych” strasznych, opartych na faktach, opowieści. Problem w tym, że obecnie każdy horror (nieważne, czy mówimy o filmie czy o książce) otrzymuje co najmniej kilka z wyżej wymienionych określeń. Problem w tym, że Dziewczyna z sąsiedztwa nie jest horrorem jednym z wielu. Problem w tym, że niewiele jest – jeśli są w ogóle – podobnych powieści czy filmów. Jeżeli nawet Mgła, Oko czy
Piła V są potworne, przerażające i bezkompromisowe, to jaka jest w takim razie Dziewczyna z sąsiedztwa?

Powieść Ketchuma rozpoczyna się – podobnie jak niniejsza recenzja – zmyłką. Idylliczną sceną, baśniowym obrazkiem, letnim dniem, który dwunastoletni David spędzał samotnie nad rzeką, gdzie łapał raki. To właśnie tam po raz pierwszy spotyka dwa lata starszą Megan Loughlin, tytułową „dziewczynę z sąsiedztwa”. Ta cudowna scena wspólnego łapania raków do metalowej puszki przez (będącego narratorem powieści) Dave’a i piękną Meg nagle zostaje zakłócona. Oto w pewnym momencie chłopiec dostrzega bliznę na ciele dziewczyny, bliznę zaczynającą się po wewnętrznej stronie łokcia i biegnącą wzdłuż ręki, aż do nadgarstka „niczym różowa, poskręcana gąsienica”. Rodzice Meg zginęli niedawno w wypadku samochodowym, dlatego mieszka ona obecnie wraz z kaleką siostrą, Susan, u Chandlerów. Chandlerowie, najbliżsi sąsiedzi Dave’a, to ciotka Ruth wychowująca samotnie trzech synów: Woofera (10 lat), Donniego i Williego Juniora (po 12 lat). Ciocia Ruth zdecydowanie różni się od innych rodziców. Pozwala swoim dzieciom oraz
przebywającym u niej chętnie „dzieciakom z sąsiedztwa” (w tym Davidowi) bez przerwy oglądać telewizor i obżerać się hamburgerami, pić piwo i colę, palić papierosy i źle wyrażać się o dziewczynach, o których sama ma jak najgorsze zdanie.

Kłopot w tym, że Meg i Susan są dziewczynami. Nogi Susan są połamane i umieszczone w szynach, więc ciocia Ruth jest skłonna się zgodzić, że los podarował jej to, na co zasługuje każda przyszła kobieta. Ale piękna Meg? Meg – mówi Ruth – jest szczęściarą. Udało się jej. Jak nietrudno się domyślać, „szczęście” Meg nie będzie trwało długo. Ciocia Ruth nie pozwoli, by Meg się upiekło. By ominęło ją nieszczęście. Ciocia Ruth – biorąc sobie za pomocników własnych synów i kilkoro dzieciaków z sąsiedztwa – sprawi, że Meg będzie cierpiała tak jak nikt wcześniej. Sprawi jej ból, którego nie będziemy potrafili sobie nawet wyobrazić. Zrobi jej rzeczy, o których nie chcielibyśmy słyszeć.

d1q86yp

A Jack Ketchum opowiada nam o tym wszystkim w książce, której naprawdę wolelibyśmy nie czytać. I naprawdę nie wiem czy jest to komplement w kierunku autora Dziewczyny z sąsiedztwa. Nie wiem, gdyż mam wiele wątpliwości. Nie wiem, gdyż nie jest szczególnie ważne z jak dobrymi dialogami, z jak złożoną postacią narratora, z jak ciekawą konstrukcją całości mamy tutaj do czynienia, skoro Dziewczyna z sąsiedztwa jest przede wszystkim zbeletryzowaną opowieścią o wydarzeniach, które miały miejsce. Czy mam dziękować Ketchumowi za „naprawdę przerażającą i mrożącą krew w żyłach powieść”? Czy może powinienem dziękować pierwowzorowi cioci Ruth, bo gdyby nie ona i jej czyny, Ketchum być może nigdy nie wpadłby na tak „wspaniały pomysł”? Przecież gdyby nie te wydarzenia nigdy nie mielibyśmy do czynienia z tym, co Bartłomiej Krawczyk określa jako „robaczywe piękno grozy w najczystszej postaci i preludium do wielu nocnych koszmarów”, prawda? Tak, zdecydowanie, bez tego robaczywego piękna nasze życie mogłoby stracić
sens..

I nie wiem też kim tak naprawdę jest Jack Ketchum i co próbuje swoją książką osiągnąć. Czy jest po prostu kolejnym „mistrzem grozy”, który postanowił zarabiać ciężkie pieniądze na sprzedawaniu ludziom „strasznych historyjek” (a im „straszniej” i im bardziej „bezkompromisowo”, tym lepiej, tym wyższe nakłady, tym szybsze i droższe kolejne ekranizacje itd.)? A może jest Ketchum zaangażowanym prozaikiem i patologie świata, w którym przyszło nam żyć naprawdę leżą mu na sercu, a jedynym sposobem, by ze swoim ostrzeżeniem dotrzeć do tłumów jest właśnie jeden z gatunków tzw. literatury popularnej? Czy o wrażliwości pisarza ma mnie przekonać odautorski komentarz, w którym czytam, że ludzie tacy jak Ted Bundy, Charles Manson, ale także „kolesie, którzy okantowali staruszki na Florydzie” (prawda, że wyjątkowo trafna analogia? „kolesie” z pewnością się ucieszyli) są kanaliami i „naprawdę wkurzają” Ketchuma? Jednego jestem pewien: za doczytanie tej książki (a wcześniej: obejrzenie ekranizacji) do końca recenzentowi
powinien przysługiwać jakiś trzytygodniowy urlop. Bo lektura ta jest odpowiednikiem wizyty w piekle, które naprawdę istniało. I, przysięgam, nie była to wizyta przyjemna. Pozdrawiam wszystkich, którzy dostrzegli tutaj „piękno grozy” i przeżyli „dreszczyk emocji”. Jak również tych, którzy wiedzą, ile dać tej książce gwiazdek.

d1q86yp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1q86yp

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj