Filozofia rozumiana jako refleksja nad istnieniem, światem i sensem otaczającej nas rzeczywistości nie jest dziś modna, w dobie kultu tego, co namacalne i praktyczne. Nie są modne pytania o istotę i sens życia, o sens śmierci, istotę człowieczeństwa. Ludzie boją się takich zasadniczych pytań, umykają im, oddając się intensywnie pracy i szeroko rozumianej rozrywce. Nawet ludzie wykształceni wolą unikać lęku związanego z zadawaniem sobie trudnych pytań i burzących spokój odpowiedzi na nie. Wolą skupiać się na byciu ekspertami skoncentrowanymi na jakieś wąskiej dziedzinie wiedzy. Zanika inteligencja rozumiana jako grupa ludzi podejmujących refleksję nad rzeczywistością, poszukujących odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące istnienia. Na pytania, które nie mają jedynej słusznej odpowiedzi, ale które warto sobie zadawać po to, by wszystko w życiu miało jakiś głębszy sens, swoje właściwe miejsce.
Filozofia współczesna nie jest łatwa. Nie jest to tylko kwestia poruszanych tematów, lecz także hermetycznego języka którym się posługuje. Trudno zresztą oprzeć się wrażeniu, że wiele dziedzin nauki izoluje się od innych uciekając w skomplikowany, mało zrozumiały dla postronnych obserwatorów język. Ciągle powstają w nich nowe słowa-byty, które miast rozjaśniać często zaciemniają obraz. Język taki zdaje się zakrywać niedoskonałości myśli, które są w nim wyrażane, jest taki jaki jest: niejednoznaczny, pełen niejasnych terminów, zwrotów używanych przez wąską grupę wtajemniczonych. Wielu może odnosić wrażenie, że filozofia jest niezwiązana z życiem. Przynajmniej nie tak bezpośrednio jak inne dziedziny nauki czy technika. Cóż, rzadko wpływa ona na świat wprost, ale to właśnie ona decyduje o wielu jego przemianach, które widzimy i których doświadczamy. To ona wpływa na rewolucje, przewroty, dominujące ideologie. Stoi za faszyzmem i komunizmem, za milionami ofiar pojawiającymi się właśnie przy okazji
praktycznej realizacji obłąkańczych koncepcji i wielkich, pozornie pozytywnych wizji. Ludzie giną bo pewne idee, filozoficzne idee, próbuje się na siłę wprowadzać w życie. Twierdzi się, że owe idee są dobre, tylko głupi ludzie do nich nie dorośli.
Rozważania pani prof. Barbary Skargi są bardzo osobistym spojrzeniem na pewne pojęcia, które wydają się jej zasadniczymi, przynajmniej z punktu widzenia metafizyki. Pojęcia świata, własnego i społecznego, samotności jednostki, skończoności (głównie bytu). Odwołuje się ona przy swoich refleksjach do tytułu wykładów wygłoszonych kiedyś przez Heideggera. Podobnie zresztą sięga do wniosków i przemyśleń wielu innych filozofów, poddając je własnym analizom i ocenom. Prof. Skarga nie tyle bowiem je powtarza i porządkuje co raczej czerpie z nich inspirację.
Zagłębiamy się w świat słów, pojęć, rozważania znaczeń, odkrywania kontekstów. W świat języka i tego, co on niesie ze sobą. Świat niejednoznaczny i trudny do ogarnięcia. W świat myśli osoby doświadczonej, patrzącej na wszystko z pewnej perspektywy. Spojrzenie to jest pesymistyczne. Wynika to chyba z osobistych doświadczeń pani profesor, jak i światopoglądu, który reprezentuje. W nauce takiej jak filozofia kwestie światopoglądowe widać bardzo wyraźnie, nie ma możliwości ucieczki od nich. Decydują one o rozłożeniu akcentów, o wyciąganiu wniosków, patrzeniu na pewne sprawy. Tu powodują nasączenie refleksji daleko idącym pesymizmem.
Wiek, dojrzałość dają pewien dystans wobec słów, idei, poglądów. Wiedza i bogate doświadczenie pozwalają widzieć je szerzej niż tylko z poziomu własnego ja, choć potrafią też zabarwić je konkretnym odcieniem emocjonalnym. Sprawiają też, że czasami w tym co odkrywamy wbrew pozorom nie ma wiele świeżości, jest spacer przetartymi prze kogoś ścieżkami. Rozważania tego typu jak zawarte w tej książce nie przynoszą nam jakiejś natychmiastowej korzyści, nie dają natychmiastowego olśnienia czy oświecenia. Są jak zaczyn, który powoduje fermentację, rośnięcie i dojrzewanie. Są otwarciem oczu na to, czego nie zauważamy, co intuicyjnie wiemy, lecz w jakiś sposób ignorujemy. Na to, co nie zawsze potrafimy ująć w słowa. Co wymyka się naszym umiejętnościom analizy i doprecyzowania. Rozmyślania z jednej strony oparte są o słowa, z drugiej dotyczą właśnie słów. Trochę jest to samo w sobie paradoksalne, ale coś takiego właśnie kryje się w języku. Za pomocą języka rozważamy jego głębszy sens, problemy metajęzykowe. Jaki
jednak mamy inny wybór poza milczeniem?
Najwięcej myśli w tej książce profesor Skarga poświęca pojęciu świata. Wypowiadamy to słowo często, w tak zmiennych kontekstach, nie zastanawiając się zbytnio, co się za nim tak naprawdę kryje. "Wszakże przyszliśmy na świat, żyjemy w świecie, otacza nas świat, boimy się świata lub marzymy o tym, by ruszyć w daleki świat." Pojęcie to jest - podobnie jak inne tego typu słowa - pojęciem problematycznym. Właśnie ze względu na swoją szerokość i pojemność. "Ta sama rzecz, to samo zjawisko, to samo wydarzenie może należeć do najrozmaitszych tak odrębnych światów." Można mówić o świecie w którym żyjemy, związanym z własnym ciałem i przestrzenią wokół. O tej przestrzeni subiektywnej, bardzo własnej, pulsującej życiem. Pozbawionej geometrycznie oczywistych kształtów i linii prostych. Łagodnie powykrzywianej, gdzie narzucona przez klasyczną geometrię linia prosta wydaje się być czymś nienaturalnym, prawie nie spotykanym w przyrodzie. O miejscu w tej przestrzeni wyróżnionym czyli tym w którym w danej chwili się jest, "z
którego ją ogarniam wzrokiem, słuchem, dotykiem, ale i myślą, z którego tak a nie inaczej dostrzegam rzeczy, ludzi, przyrodę". Myśląc o przestrzeni porusza autorka problem czasu. Nowoczesna fizyka połączyła te dwa pojęcia ze sobą nazywając je czasoprzestrzenią. Jednak według autorki w egzystencji ludzkiej takie połączenie czasu i przestrzeni zawodzi. "(...) uprzestrzenniony czas staje się bowiem czasu karykaturą". Fragmenty książki poświęcone czasowi są wyjątkowo inspirujące i ciekawe. Zarówno te, które mówią o jego fizykalności, jak i te traktujące o jego indywidualnym odczuwaniu.
Świat własny prowadzi nas do świat społecznego. Czegoś co intuicyjnie doświadczamy, a co pozostaje zmienne i niejasne, co jest czymś więcej niż prosta suma światów indywidualnych. Czym jest świat społeczny? Jak go widzimy? Skąd się bierze i jak funkcjonuje? Autorka porusza temat emocji w świecie, głównie tym osobistym. Emocji, których rola wydaje się w przypadku ludzi większa niż zdaje się sądzić. Emocji, których zabarwienie wpływa również na ogląd, ocenę i analizę świata własnego i społecznego. Widać to nawet po sposobie myślenia pani profesor. Jest w jej słowach jakaś melancholia i pesymizm, smutek rzadko rozjaśniany nadzieją. Jej osobisty świat emocji wpływa na to, co pisze i jak myśli, i to wpływa zasadniczo.
Samotność, odrębność bytu nabrała nowego znaczenia w dzisiejszym mocno zindywidualizowanym świecie. Dziś ciągle się mówi o jednostce i jej prawach, o jej potrzebach, o samorealizacji. Czy jesteśmy samotnymi wyspami na oceanie życia? Czy tylko momentami stykamy się ze sobą, pozostając dla siebie bardzo niezrozumiałymi istnieniami? Czy tak jest i czy tak musi być? Znowu pytania dotyczą człowieka i jego istnienia, tego związanego ze zwykłym dniem, z kontaktami z innymi, ze sposobami przeżywania własnego życia.
Na koniec, jakże naturalnie rozważa polska filozofka kwestię skończoności. Rozumianej głównie jako skończoność, ograniczoność życia. Jako coś, co wisi nad nami niczym miecz Damoklesa. Nieuchronna śmierć fizyczna, która dotyka każdą istotę żywą. Tej skończoności rozumianej jako kres boimy się wszyscy. Próbujemy ją pokonać, zminimalizować jej naturalną bezwzględność i obojętność wobec naszego istnienia. Ale głęboki lęk, swoiste przerażenie śmiercią istnieje i widzimy je w kontakcie z tym zjawiskiem. Kiedy bezradni stoimy nad łóżkiem umierającego, nad grobem dziecka. Pragniemy jakoś przezwyciężyć kres i związane z nią zapomnienie, niebyt. Pozostawić coś po sobie, w pamięci pokoleń, w historii. Ten kres jest jednak niepojęty, nie do opisania bo nie do indywidualnego przeżycia. Prawdziwej śmierci doświadcza się tylko raz, no może poza przypadkami reinkarnacji. Dla większości jednak może być tylko tematem rozmyślań, nie zaś bezpośredniego doświadczenia.
Autorka pisze swoje rozważania w ciekawy, pełen melancholii sposób. Rzadko coś kategorycznie stwierdza. Częściej stawia pytania, bardzo wiele pytań, niechętnie udzielając wyczerpujących odpowiedzi. Ukazuje różne sposoby patrzenia na siebie i świat, niektóre intuicyjnie oczywiste, niektóre zaskakujące. Stara się - o ile to możliwe - unikać zamkniętego, niezrozumiałego języka. Tekst jest więc dość jasny, nie tyle prosty, co możliwy do ogarnięcia umysłem przez osobę średnio wykształconą. Jego główna trudność leży oczywiście w chęci przemyślenia słów, przyglądnięcia się tezom, próbie odpowiedzi na zadane pytania. W próbie znalezienia czegoś co kryje się za wierzchnią warstwą naszej egzystencji. Jakiegoś możliwego do zrozumienia sensu istnienia.