Nie znam tej autorki, więc kieruję się czytelniczym przeczuciem, delikatnością okładki, słowami, które choć nie zawsze oddają wnętrze, jednak intensywnie, choć także umiejętnie, nęcą mnie z okładki. Tym, że inni piszą o niej, iż potrafi pisać powieści „życiowe”. Więcej, ujmują łagodnie, że autorka potrafi w pełni oddać kwintesencję przerąbanego życia. To naprawdę działa. Sięgam po książkę, jasną drobinę, rozmytą na tle pozostałych, nieprzyzwoicie „krzyczących” okładek, prawie chwytających mnie za rękaw, bo tak naprawdę niczego więcej mi nie trzeba, jak zrozumienia tego, co czuję. Owej beznadziejności i życia pojmowanego jako kocioł niezrozumienia. Kotła, w którym obok mnie siedzą ci, których nie umiem już nawet starać się rozumieć. Głośni, natarczywi... po prostu jak ja, ludzie. Tylko spróbować?
Spotykam na białych stronach bohaterkę. Jak ja chyba zagubioną. Starająca się robić wszystko. Żyć, oddychać, wtłaczać siebie we wszystkie wymiary szeroko pojmowanego „człowieczeństwa”. Kim jest? Ela Sander ma 26 lat. I tak właśnie funkcjonuje. Problem w tym, że w jej wypadku kończy się na chęciach. Życie rzuca jej pod nogi tylko kłody i kolce zamiast płatków róż. Egzystencja innych wydaje się być bardziej zwyczajna, normalna i akceptowalna przez resztę świata, ale ona nie potrafi w nią wtłoczyć siebie. Ela odstaje od norm. Od owych rodzin z dziećmi, wózków, zakupów, „miłości” i wyścigu ku karierze i finansowej ponadstabilizacji... pragnie tego, ale nie potrafi w nią wkroczyć. Jakby to była kraina, do której nie posiada dostępu. Dlaczego? Co może ją zmienić i czy w ogóle trzeba ją zmienić?
Powieść skandynawskiej autorki Johanny Nilsson nie oferuje nam zgodnie z reklamą z okładki niczego specjalnego. Nie ma tu nienaturalnych fajerwerków, nawet wspaniałego zakończenia, czy też intrygujących wypadków miłosnych. Jest życie. Właśnie to, z którym zmaga się wiele z nas. Pełne niedopowiedzeń, ciągłych kłopotów i niepewności. Pozbawione nadziei, która zdaje się być wytartym frazesem. Nieistniejącym „eldorado”. Życie bez celu, dla samego połykania powietrza i żywności. Ale jest tu też coś więcej, coś tak prostego, skandynawskiego. Po pierwsze to zmienna, fascynująca narracja w pierwszej osobie. Po drugie fabuła – historia kobiety/dziecka, która nie umie dorosnąć, a może po prostu pragnie żyć po swojemu. Mimo nacisków z zewnątrz, mężczyzny. Dlaczego nie mogłaby na zawsze pozostać dzieckiem? Kimś, kto nie został wtłoczony w nudne mechanizmy dorosłości, odbierające fantazję i wolność myśli. Czy istnieje trzecie wyjście? Pojawiający się w jej życiu katalizator, sprawia, że nie tyle zmienia się, co zaczyna
pozwalać sobie na istnienie. Na życie tak, jak chce. Decyduje się czy zrzucić z siebie skorupkę dzieciństwa i jego demonów. A wszystko za sprawa kogoś, kto jak ona potrzebuje pomocy. Nilsson toczy opowieść o owym dylemacie wspólnym dla obydwu płci. O tych, którzy nie potrafią i nie chcą tak naprawdę się dopasować w, bzdurne często, ramy współczesności. Jest refleksyjna i filozoficzna, ulotnie piękna i delikatna. Prawdziwa, wprost naturalistyczna, choć zabarwiona baśnią. Tą samą, w której książę odnajduje swoją księżniczkę, a ona sama, nie dławiąc się jabłkiem, odnajduje cel w życiu. Kogoś, komu może i chce pomóc. Jak małe zwierzątko, które samym swoim istnieniem, ogrzewa i ciało, i duszę...