Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:13

Co kryje królicza nora?

Co kryje królicza nora?Źródło: Inne
d211ntq
d211ntq

Z twórczości Macieja Guzka miałam dotąd przyjemność poznać tylko jeden tekst – nominowaną do tegorocznego Zajdla "Zamianę" z antologii Księga smoków, na którą zresztą oddałam głos. Bez wahania. W konsekwencji jednak zbiorowi opowiadań tego autora z góry ustawiłam poprzeczkę bardzo wysoko. Poszczególne teksty wyszły z konfrontacji z nią rozmaicie. Akcja wszystkich siedmiu, ułożonych chronologicznie opowiadań toczy się w tym samym uniwersum. Są też ze sobą luźno powiązana fabularnie. Założenia konstrukcji świata są następujące: pomiędzy rokiem 2010 a 2020 Polska dokonała niesamowitego skoku cywilizacyjnego, stając się największą potęgą gospodarczą nie tylko Europy, ale całego świata. Podstawą tej nowo wyrosłej potęgi jest magia. Odkryto sposób komunikacji z równoległym światem, zwanym Drugą Stroną Lustra. Ten nowy świat oferuje swoim zdobywcom mnóstwo ekscytujących możliwości oraz przydatnych gadżetów, w rodzaju latających dywanów, dżinnów bojowych, magicznych stoliczków czy lustereczek i tym podobnych
źródeł potęgi, których pełen katalog zawierają, niesłusznie dotąd lekceważone, baśnie i legendy. Ale magia to nie tylko złote rybki. To także trolle, wampiry, smoki i krwiożercze zapomniane bóstwa. By w ogóle wrócić z Drugiej Strony Lustra, a w dodatku przynieść to, co się zamierzyło, nie wpuszczając zarazem tego, co w żadnym razie przeniknąć do naszego świata nie powinno, trzeba mieć specjalne predyspozycje. Najlepsze, jak się okazuje, mają przestępcy. Właśnie spośród nich rekrutuje swoich członków elitarna eksploracyjna jednostka Wojska Polskiego, znana wąskiemu kręgowi wtajemniczonych jako Królikarnia. Genezy nazwy nie wyjaśniam, by nie psuć przyjemności z lektury.

Wracając zaś do wysokiej poprzeczki moich oczekiwań – z dużym luzem zaliczyły ją trzy teksty, dwa kompletnie jej nie podołały, a dwa znalazły się na granicy. Zanim przyporządkuję tytuły kategoriom, spróbuję wyjaśnić, dlaczego. "A wy nie chcecie uciekać stąd?" – otwierające zbiór opowiadanie, a właściwie, biorąc pod uwagę objętość, minipowieść, należy do elitarnego grona zwycięzców skoku przez poprzeczkę. Tekst sygnalizuje istnienie Drugiej Strony Lustra, stanowi prolog opowieści, intryguje i kończy się, nie dając żadnych odpowiedzi – te dostaniemy później. W tym niedopowiedzeniu, ciągłym drażnieniu i prowokowaniu Czytelnika, nachalnym kontrastowaniu „szkiełka i oka” z „czuciem i wiarą” leży siła tego tekstu. I choć już w nim znajdujemy np. niezbyt zręczną postmodernistyczną zabawę z Romantycznością, to jednak stanowi ona tylko epizod, jeden z podsuwanych rekwizytów, a nie sedno. Sedno to sugestia, pytanie. A skoro chcemy poznać odpowiedź, oznacza to, że zadano je zgrabnie. Pod względem oryginalności i
samodzielności to zdecydowanie najmocniejszy punkt zbioru.

"Skarby" to z kolei jeden z dwóch tekstów poległych w starciu z poprzeczką. Odpowiedź w dalszym ciągu nie pada, ale dowiadujemy się, że Druga Strona może przenikać do naszego świata. I broić w nim, mówiąc wyjątkowo delikatnie. Podstawowym zarzutem jest w tym przypadku fakt, że szkielet opowiadania stanowi nawiązanie do twórczości jednego z tuzów polskiej fantasy – czytelne samo w sobie, a mimo to bardzo wcześnie zasugerowane i podsuwane Czytelnikom przez cały tekst tak nachalnie, że trudno się nie zirytować. Osnuta wokół tego niezbyt zręcznego nawiązania fabuła jest w dodatku przerażająco sztampowa. Jedyną zaletą opowiadania jest fakt, że jest ono krótkie.

Następująca po nim "Królikarnia" zaciera poprzednie kiepskie wrażenie, a co najważniejsze – daje odpowiedzi. Oryginalne, niebanalne, imponujące. I pokazuje, że da się uprawiać postmodernizm interesująco, zachowując przy tym własną tożsamość i dokładając przesłanie. Że nie trzeba być niewolnikiem rekwizytów. Brązowy medal w skoku przez poprzeczkę. Od tego tekstu śledzimy już perypetie podwładnych Królikarni, kolejne, czasem powiązane, misje, które wykonują. A nie mają łatwej roboty.

d211ntq

"Brudne brzegi" to kolejna niewolnicza wariacja – tym razem, o zgrozo, na temat tak wyświechtanego liczmanu jak mit arturiański. Niby zindustrializowana, turpistyczna. Ale to dużo za mało. Zdecydowana pięta achillesowa zbioru. "Tyle co nic" to z kolei tekst z wewnętrzną sinusoidą – wciągającym początkiem, kiepskim środkiem zapowiadającym sztampowe zakończenie – i zakończeniem jednak niesztampowym, które całość ratuje, windując ją jednocześnie na drugi stopień podium, srebrny medal w skoku przez poprzeczkę. "Reorientacje" i "Koncesja" to średniaki, którym trudno zarzucić coś konkretnego, poza Gombrowiczowskim „nie zachwyca”.

Wszystkie teksty czyta się lekko, te słabsze na szczęście są zbyt krótkie, by zdążyły do lektury zniechęcić. Obok postmodernistycznych dowcipów, przeważnie wątpliwej jakości, sporo jest w tekstach autentycznie zabawnych wstawek narracyjnych, szczególnie porównań, w których autor nie stroni np. od polityki. W ogóle przemyca dosyć ponurą diagnozę polskiego społeczeństwa, oby jego wizje choć w tym aspekcie się nie sprawdziły, choć część z nich, niestety, już jest rzeczywistością. Jest zarazem bardzo sprawnym narratorem, którego warsztatowi od strony formalnej trudno cokolwiek zarzucić. Moim zdaniem zdecydowanie powinien unikać nawiązań, bo zbyt łatwo wpada w ich zwodnicze pułapki. Po co aż tyle podpórek komuś, kto ma tak znakomite własne pomysły? Wpaść do króliczej nory łatwo, wyleźć – to już trudniejsza sztuka. Bo może się w istocie okazać dużo głębsza, niż się wydawało. Tak czy inaczej – polecam wyprawę na Druga Stronę Lustra wszystkim spragnionym nowej, dynamicznej polskiej fantastyki.

d211ntq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d211ntq