Trwa ładowanie...
komiks
12-06-2014 16:34

Polska od Szwecji do Rosji

Najciekawszą lekcją wynikającą z komiksu "566 kadrów" jest ta, że naprawdę niewiele brakowało, by Dennis Wojda w ogóle nie pojawił się na świecie i narysował ten album. Śledząc losy jego rodziny, co rusz trafiamy na cudowne przypadki i niezwykłe zbiegi okoliczności. Jednak naprawdę zaskakujące jest to, że historia Wojdy wcale nie jest wyjątkowa. To opowieść o zwykłej polskiej rodzinie nie tyle wkręconej w tryby historii, co żyjącej na jej marginesie i odczuwającej turbulencje.

Polska od Szwecji do RosjiŹródło: ksiazki.wp.pl
d1jhm8b
d1jhm8b

Najciekawszą lekcją wynikającą z komiksu "566 kadrów" jest ta, że naprawdę niewiele brakowało, by Dennis Wojda w ogóle nie pojawił się na świecie i narysował ten album. Śledząc losy jego rodziny, co rusz trafiamy na cudowne przypadki i niezwykłe zbiegi okoliczności. Jednak naprawdę zaskakujące jest to, że historia Wojdy wcale nie jest wyjątkowa. To opowieść o zwykłej polskiej rodzinie nie tyle wkręconej w tryby historii, co żyjącej na jej marginesie i odczuwającej turbulencje.

Sposób, w jaki Wojda prowadzi narrację nie ułatwia zadania, ale spróbujmy prześledzić losy kilkorga jego bliskich.

Jeden z dziadków artysty (od strony matki) urodził się w 1898 roku w Warszawie. Nie był jednak Polakiem, a Rosjaninem. Mieszkającym w stolicy Królestwa Polskiego, gdyż pracodawcą jego ojca (pradziadka) był Mikołaj II Aleksandrowicz Romanow - ostatni car Rosji. Pomylą się jednak wszyscy ci, którzy zakrzykną w tym momencie o okupantach. Pradziadek był zwykłym obywatelem, starającym się utrzymać rodzinę. Dla rosyjskiej armii pracował, jako weterynarz. Dlatego też najbardziej traumatycznym wspomnieniem obu panów była rewolucja roku 1905. Nie ze względu na jej brutalność, wpływ na społeczeństwo czy nawet rysowane przez Wojdę trupy na ulicach Warszawy, ale z powodu rannych koni, które trzeba było dobijać.

Postać dziadka doskonale obrazuje, jak dziwacznie układały się losy Polaków w XX wieku. Urodzony jako Rosjanin, był w Polsce prześladowany przez "prawdziwych" Polaków. Pozostał jednak w kraju i doczekał w nim okupacji niemieckiej. Którą przetrwał dzięki sfałszowanej kenkarcie, ukrywającej jego korzenie. Pochodzenie nie pomogło mu także po wojnie, kiedy uwzięli się na niego polscy komuniści - doszło nawet do tego, że aresztowała go bezpieka.

(img|488203|center)

d1jhm8b

Równie pokrętnie (ale jednocześnie typowo) układały się losy członków drugiej odnogi rodziny. Tutaj najciekawszą postacią jest ojciec artysty - Czesław. Będąc dzieckiem obserwował upadek powstania warszawskiego. Na szczęście, jak wspomina Wojda, jego rodzina mieszkała na Pradze, mały Czesław tragedię miasta oglądał więc z bezpiecznej pespektywy. Nie uchroniło to jednak jego ojca (dziadka Dennisa) przed aresztowaniem, wywózką w głąb Rzeszy i przymusową pracą przy odbudowie bombardowanych przez aliantów torów. Pewnego dnia wagon, w którym trzymano robotników został po prostu porzucony - a ci, którzy nie umarli z głodu i zmęczenia, zostali uwolnieni przez Amerykanów.

Sam Czesław był świadkiem przybycia Armii Czerwonej i jej postoju na wschodniej stronie Wisły. I tu raz jeszcze okazuje się, że historia Polski nie była tak prosta, jakbyśmy tego chcieli. Owszem, mówimy o drugim najeźdźcy, do tego bardzo brutalnym, o czym przypomina nam opowieść o siostrze Czesław, która cudem uniknęła gwałtu, ale już chłopiec wspominał żołnierzy dobrze - jako tych, którzy przynieśli mąkę i dżem. I nakarmili głodne dzieci.

Zaskakująco wygląda też późniejsza kariera Czesława. Dostawszy od władzy ludowej pozwolenie na wyjazd z Polski, chciał osiąść w Australii, ale ostatecznie wybór padł na Szwecję. W której stał się kolejnym barwnym, polskim imigrantem - uczącym się języka z telewizji i kombinującym, jak tylko się da. Los sprawił, że został muzykiem (poznał nawet samego Jimiego Hendrixa, koncertującego akurat w Sztokholmie), ale wcześniej na moment stał się objawieniem szwedzkiej sceny kulinarnej. Tylko dlatego, że do klopsików dodawał sprowadzony z Polski bulion Maggi, zawierający zakazany w Szwecji ekstrakt z lubczyka.

(img|488204|center)

d1jhm8b

"Większość z nich nie była bohaterami. Byli zwykłymi ludźmi, którzy chcieli, by ich żony, mężowie i dzieci przeżyli" pisze Wojda o krewnych, a jego naukę można by rozciągnąć na wszystkich Polaków. "566 kadrów" przypomina, jak mylne są proste podziały wciskane nam przez polityków i co bardziej zacietrzewionych historyków. "Genetyczny patriotyzm" nie istnieje. Istnieją tylko ludzie, którzy próbują przeżyć w zastanych okolicznościach. Jak daleka praciotka Wojdy, żona zaginionego szwagra Pieńkowskiego. "Nikt jej nie skrzywdził, nie zgwałcił" - pisze artysta, by po chwili dodać: "Straciła męża, mieszkanie, dorobek całego życia. Nie wyszła nigdy ponownie za mąż. Nie została matką." "Miałam szczęście" - kwituje sama zainteresowana.

Dennis Wojda urodził się w Szwecji, 37 lat temu. Wrócił jednak do Polski i wyrósł na jednego z naszych najciekawszych artystów komiksowych. I bardzo dobrze, aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby historia potoczyła się inaczej.

Tomasz Pstrągowski/Książki WP

d1jhm8b
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1jhm8b