Trwa ładowanie...
recenzja
20-06-2013 13:55

Od kowalskiego popychadła do wicekróla

Od kowalskiego popychadła do wicekrólaŹródło: Inne
d1m828j
d1m828j

Na wstępie przyznam się do czegoś - powieść Hilary Mantel wybrałam nie ze względu na liczne nagrody, którymi została obsypana (bo takowe ignoruję od zawsze i całkiem nieźle na tym wychodzę), ale z uwagi na czas akcji. Odkąd pamiętam, fascynuje mnie Henryk VIII i jego epoka. Po pierwszą część cyklu o Tomaszu Cromwellu sięgnęłam jak po kolejną wersję lubianego serialu - w poszukiwaniu nowej perspektywy opowiedzenia świetnie znanej historii. Nie oczekiwałam przy tym zgodności ze wspomnianą historią - w tym celu można sobie bowiem sięgnąć po stosowne opracowania, albo napisane w gawędziarskim stylu znakomite książki Davida Starkeya, brytyjskiego specjalisty od Tudorów.

Postać Tomasza Cromwella, sługi kardynała Wolseya, a następnie królewskiego doradcy, zwykle pozostaje na drugim planie w opowieści o Henryku VIII i przełomie, który pod jego władaniem nastąpił w Anglii. Tymczasem historia królewskiego zausznika jest równie, a może nawet bardziej fascynująca. Ogrom i szybkość jego awansu kojarzy się z rodzimą * Karierą Nikodema Dyzmy*, choć to oczywiście nie ta skala, a zestawienie z fikcyjnym cwaniaczkiem z Łyskowa pewnie by pierwszego wicekróla Anglii do spraw religijnych oburzyło. I w pewnej mierze słusznie, bo oprócz inteligencji praktycznej, przydatnej dworakowi, Cromwell miał też wiedzę, umiejętności i - do pewnego momentu - władzę nad losem nie tylko swoim, ale niemal każdego Anglika. Jego upadek był niemal równie spektakularny jak wyniesienie, w tamtych czasach i przy tamtym królu nikt bowiem nie mógł być pewien dnia ani godziny. Jednak pierwszy tom trylogii Mantel to opis drogi syna kowala
i piwowara z Putney na teoretycznie nieosiągalny szczyt.

Dzięki sprytnemu zabiegowi, jakim jest poprowadzenie właściwie całej narracji z perspektywy głównego protagonisty (w czasie teraźniejszym, choć z licznymi retrospekcjami, przyzwyczajenie się do tego sposobu opowiadania trochę trwa), autorka może przedstawiać Cromwella inaczej niż postrzegało go otoczenie. Rozbieżność pomiędzy tymi dwiema perspektywami - wewnętrzną i zewnętrzną - powraca resztą na kartach powieści niczym refren. Patrząc oczami Tomasza, postrzegamy go jako lojalnego do końca sługę kardynała, człowieka kochającego rodzinę, troszczącego się o byt rozlicznych podopiecznych, wiernego swoim przekonaniom religijnym, oddanego służbie, dla którego podstawową wartością jest efektywność. Jednocześnie jednak nawet jego własny syn panicznie się go boi, a powszechne jest przekonanie, że Cromwell wygląda jak morderca i byłby zdolny nie tylko do mordu, ale w zasadzie do wszystkiego. Co zresztą jego bezprecedensowa kariera zdaje się potwierdzać.

Takie „wybielenie” bohatera poprzez uczynienie go narratorem w niczym mi jednak nie zawadzało. Pozwoliło wiarygodnie pokazać jego żałobę po żonie i córkach, które przedwcześnie zabrała zaraza, a także lekko ironiczny stosunek do własnego wyniesienia - i do jego sprawcy, króla, którego Cromwell bez należnego szacunku często porównuje do niedźwiedzia wymagającego tresury czy wręcz do dziecka. Oczywiście, tylko we własnej głowie. Tam też konwersuje z duchem swego protektora kardynała, z którego nauk i błędów czerpie korzyści wiele lat po jego śmierci. Nie każdemu przypadnie do gustu taka głęboko introspektywna narracja, mnie jednak wyjątkowo odpowiadała.

d1m828j

Stąd też po prostu popłynęłam z nurtem wydarzeń, patrząc na nie oczyma mężczyzny, którego kształtowały kolejno ojcowskie razy, wojaczka, handel i dwór. Ułatwił mi to wydatnie bardzo przyjemny w odbiorze przekład Urszuli Gardner. Nie mogę powiedzieć, bym trafiła na narracyjne mielizny. Coś z pewnością dałoby się wyciąć bez straty dla wymowy całości, ale niewiele jest powieści, o których nie da się tego powiedzieć.

Mimo licznych ciekawych i trafnych refleksji dotyczących wielu obszarów życia w ówczesnej angielskiej stolicy, W komanatach Wolf Hall nie wyróżnia się niczym szczególnym, co pozwoliłoby nazwać ją dziełem wybitnym czy nawet na dłużej zachować w pamięci. Nie zmienia to jednak faktu, że jest powieścią dobrą, dopracowaną, ale nieprzekombinowaną i na czas lektury umożliwia przeniesienie się do Londynu z początków szesnastego wieku. Pozwala też poznać jakąś wersję Tomasza Cromwella i spojrzeć z interesującej perspektywy na wypadki towarzyszące wyniesieniu na tron Anny Boleyn. Jeśli ktoś ma większe oczekiwania, powinien liczyć się z rozczarowaniem. Ja nie miałam, zatem z zainteresowaniem sięgnę po ciąg dalszy.

d1m828j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1m828j