Trwa ładowanie...

Wstrząsające zdanie pada już na okładce. Mery Spolsky zrobiła to celowo

- Fajnie jest zrobić sobie dobre selfie, ale nagle ktoś potrafi napisać: "Jesteś brzydka", "Jesteś gruba", "Jesteś wielorybem" - mówi Mery Spolsky. W rozmowie z WP jedna z najbardziej obiecujących młodych artystek opowiada o hejcie, samoakceptacji i śmierci. Bo o tym też jest jej pierwsza książka.

Mery Spolsky opowiedziała o swojej debiutanckiej książce "Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj"Mery Spolsky opowiedziała o swojej debiutanckiej książce "Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj"Źródło: East News, Instagram
d1cssmd
d1cssmd

Mery Spolsky to 27-letnia artystka, która od lat skutecznie podbija polską scenę muzyczną. W 2017 r. ukazał się jej debiutancki singiel "Miło było pana poznać", który okazał się hitem, a jej pierwsza płyta była nominowana do Nagrody Muzycznej "Fryderyk". Po dwóch latach przyszedł moment na kolejny album i tak ukazał się "Dekalog Spolsky", który był promowany singlem "Fak" i który również okazał się strzałem w dziesiątkę.

To jednak nie koniec sukcesów artystki. Mimo tak młodego wieku, Mery wydała swoją pierwszą książkę, która miała premierę 16 czerwca 2021 r. "Jestem Marysia i chyba się zabiję dzisiaj" wywołała na początku sporo zamieszania w mediach. Jednak artystka sama przyznaje, że tytuł, mimo że dość kontrowersyjny, "nie powstał po to, żeby prowokować".'

W najnowszym wywiadzie Mery opowiedziała o powrocie do koncertowania i o tym, kiedy wpadła na pomysł, żeby napisać książkę. Z rozmowy dowiecie się również, na ile Mery identyfikuje się z Marysią z książki, a na ile z Mery, którą widzimy na scenie.

Przede wszystkim jestem ciekawa, jak po pandemii, jak powrót do koncertów?.

Pierwszy koncert zagraliśmy w Koszalinie. Zgodnie z obostrzeniami dla połowy sali. Dziwne uczucie, bo sala była duża, a przez to wydawała się pusta. Publiczność też starała się odnaleźć w nowej sytuacji. Ludzie trochę nie wiedzieli, czy wstać, czy siedzieć. Czułam jednak, że im, tak samo jak mnie też brakowało koncertów. Sama też jako widz jestem wytęskniona i pojawiam się na koncertach innych artystów.

d1cssmd

Widziałam, że występowałaś z Ralphem Kamińskim na jego koncercie. To zaskoczyło wszystkich.

Tak! To była wielka tajemnica, którą musieliśmy zachować tylko dla siebie przez cały pandemiczny rok. Chcieliśmy, żeby to była niespodzianka, do tego stopnia, że podczas próby generalnej, graliśmy na samych odsłuchach, tak, żeby fani czekający przy wejściu nas nie podsłuchali. Ralph nawet na tę specjalną okazję kupił dla mnie strój "kosmicznej dziewczyny".

Śledzę od dłuższego czasu Twoją karierę i jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co robisz i jestem pełna podziwu dla Ciebie. Mówię to ze szczerego serca, ale przede wszystkim dlatego, że znam Cię jeszcze z Jaworek [tam odbywają się warsztaty muzyczne - przyp. red.], tam się poznałyśmy i patrzę na to wszystko nieco inaczej.

Ty znasz mnie jako tę Marysię "książkową" - zakompleksioną, zahukaną… Kiedy poznałyśmy się w Jaworkach, wstydziłam się nawet wyjść z warsztatową ekipą na piwo. Ta książka jest jednym ze sposobów przełamywania nieśmiałości, żeby Marysia stawała się coraz bardziej Mery.

d1cssmd

Powiedz mi, skąd w ogóle wziął się pomysł na książkę?

Przed pandemią, kiedy mieliśmy całkiem fajny i dynamiczny czas z okazji wydania "Dekalogu Spolsky", spotkałam się z naszym Kayaxowym szefem Tomikiem i on rzucił: "Mery, to napisz książkę, jak Ty tak lubisz dużo pisać". Zrobiłam wielkie oczy i powiedziałam: "Ale ja już coś mam w szufladzie. A skoro Ty mi to mówisz, to ja już na pewno muszę napisać tę książkę".

Tytuł wzbudza kontrowersje…

Wiem, ale nie powstał po to, żeby prowokować. Ta książka jest przede wszystkim o mnie i pisana moim językiem, w konwencji, w której od lat się poruszam. W książce pojawia się spektrum różnych stanów i myśli, które mnie nachodzą. Opisuję sprawy trywialne, a zaraz przechodzę do trudnych tematów związanych z samoakceptacją czy śmiercią. Wszyscy, którzy dadzą szansę tej książce, nie znajdą w niej jednak nic prześmiewczego czy obrazoburczego. Moją intencją było dodanie otuchy, wszystkim tym, którzy tak jak i ja miewają czarne myśli. Chodzi o to, żeby powiedzieć im: "nie jesteście z tym sami, ja też tak mam".

Mery Spolsky opowiedziała o samoakceptacji i hejcie Materiały prasowe
Mery Spolsky opowiedziała o samoakceptacji i hejcieŹródło: Materiały prasowe, fot: Piotr Porębski

Książkę odczytywałam jako pamiętnik, dziennik - coś tak szalenie intymnego... To tak, jakby wejść do Twojej głowy. Przelewasz na papier myśli, które niemal każdy z nas miewa. Nie bałaś się tak otwierać? Wiesz, są takie rzeczy, o których czasami nie chcemy mówić.

Tak, to są i te wstydliwe myśli, takie dotyczące kompleksów, ale i te mocne, jak odkrywanie się z depresyjnymi skłonnościami. Ktoś, kto przeczyta niektóre stwierdzenia, może pomyśleć, że mam nieźle nasrane we łbie, ale zauważyłam, że gdy się z tym odkryłam to na mnie działa też tak wyzwalająco, że sama się oswajam z tymi swoimi dziwactwami. Ale też nagle ktoś mi mówi po przeczytaniu książki, że ma identycznie. To mnie tak wyzwala i inspiruje, że dla takich chwil warto pisać.

d1cssmd

Miałam tak przy płytach, że jak gdzieś się z czymś odkryłam czy opowiadałam swoje historie o kompleksach cielesnych, to wiele dziewczyn mi mówiło: "Mery, ja też się wstydzę swojego grubego tyłka, ale jak ubrałam obcisłą sukienkę i poszłam na imprezę, to czułam się jak królowa", więc fajnie, że to idzie dalej w świat i ludzie nie boją się odkrywać z własnymi kompleksami, jeśli Ty się z nimi odkrywasz.

Piszesz o fałdkach, ale poruszasz też temat swojej mamy. Czytając to wszystko, zastanawiałam się, czy dla Ciebie to nie była jakaś forma terapii? Wiesz, często psychologowie polecają pacjentom prowadzenie dziennika, bo chodzi o to oswajanie się z myślami, które gdzieś tam wędrują po naszej głowie, spojrzenie na pewne kwestie z zupełnie innej perspektywy.

Tak, to jest taki pamiętnik terapueutyczny. W jednym z tekstów piszę nawet o tym, że próbowałam pójść do psychologa, bo uważam, że zdrowie psychiczne jest ważne i trzeba o nie dbać. Nie każdy też ma odwagę iść do psychologa. Ja mam takie doświadczenie, że trafiłam na osoby, przed którymi ciężko było mi się otworzyć z jakimiś swoimi przemyśleniami, więc wolę pisać. Wolę to zakrywać metaforą i trochę tak jest, że sama ze sobą czuję się później lepiej, więc nie dotarłam jeszcze do takiej ściany, że uznałam, że teraz muszę mieć pomoc od specjalisty. Na razie mi pomaga twórczość.

d1cssmd

Odkrywanie się z mamą jest hołdem dla niej, bo tak za nią tęsknię momentami, mam jej taki brak w życiu, że to pisanie o niej trochę mnie do niej przybliża. Dzięki temu nie jest ona zapomniana na tym świecie. Nie ma jej tu fizycznie, ale jest w mojej książce, na mojej płycie, na mojej ręce, czyli żyje, cały czas.

Jak czytałam Twoją książkę, to gdzieś po głowie chodziła mi twórczość Nosowskiej. Chodzi o ten dystans do świata, język. Inspirowałaś się Nosowską? Czy to dobry trop?

Tak, koncepcja jest podobna. Dwie książki Nosowskiej są zbudowane na krótkich rozdziałach, które traktują o różnych tematach i moja książka też idzie tym tropem i nie będę ukrywać tej inspiracji. Nawet jest tam jeden taki fragment: "Nie umiem mówić nie, Nosowska coś o tym wie". Ja bardzo lubię Nosowską, w ogóle jestem jej wielką fanką i miałam okazję, przed wydaniem książki, zadzwonić do niej i zapytać o opinię. To było dla mnie coś wielkiego, więc czuję, że duch Nosowskiej troszeczkę jest w tym tekście, w tej książce.

d1cssmd

A w jakim stopniu identyfikujesz się z Marysią z książki, a w jakim z Marysią ze sceny?

Ja na co dzień identyfikuję się z tą skromną i nieśmiałą Marysią, ale to się zmienia i pewnych schematów i zachowań sama nie umiem sobie wytłumaczyć. Dlaczego tak się dzieje, że gdy idę na wywiad, jako Mery Spolsky albo gdy gram koncert to mam odwagę i mogę błyskotliwie coś komuś odpowiedzieć? A dlaczego, jak idę do urzędu albo stoję w kolejce do Biedronki, to jestem zupełnie inną osobą? Nie wiem, z czego to wynika. Zawsze tak miałam, że scena wyzwalała pewne emocje, a bycie Marysią jeszcze inne.

Ta książka to odkrywa, bo ktoś, kto mnie poznał od strony Mery Spolsky i był na koncertach, w życiu by nie pomyślał, że ja się tak bardzo boję świata, że mam czasem tyle kompleksów na punkcie różnych rzeczy. Jednego dnia to wygląd, innego dnia mentalne kompleksy, że jestem do dupy, beznadziejna, nie umiem pisać i tworzyć. Ale to jest piękne, że oswoiłam się z tym, żeby o tym mówić, bo był taki czas, że myślałam, że nigdy nie mogę się z tym odkryć, bo to wstyd.

Mery Spolsky promuje debiutancką książkę Materiały prasowe
Mery Spolsky promuje debiutancką książkęŹródło: Materiały prasowe, fot: Piotr Porębski

Ale dobrze, że o tym mówisz. Zwróćmy uwagę, chociażby na Instagrama. To, co tam widzimy, nie do końca jest rzeczywistością, to nie do końca jest prawdą. Jesteś tam na maksa naturalna i to jest fajne, bo dajesz też wsparcie innym osobom.

Weźmy pod uwagę nawet te kompleksy związane z ciałem. To jest wspaniałe i zarazem absurdalne, że każdy ma jakieś mankamenty i dostrzega je tylko osoba, która jest w ich posiadaniu. Mam tak z koleżankami, które twierdzą, że mają za grube nogi, a ja tego w ogóle nie widzę. To też chciałam pokazać w tych tekstach - czasami widzę w sobie krzywy nos, za duże ręce, za krótkie nogi, żeby kolejnego dnia się z tym obudzić i nie mieć z tym absolutnie żadnego problemu.

d1cssmd

Tą książką i rozdziałami o samoakceptacji chciałam podkreślić też to, że bardzo często tak jest, że w sieci odkrywamy się ze swoim ciałem, bo chcemy się nim cieszyć. Fajnie jest zrobić sobie dobre selfie, ale nagle ktoś potrafi napisać: "Jesteś brzydka", "Jesteś gruba", "Jesteś wielorybem". Chciałam pokazać w swoich tekstach, że każdy z nas, nawet jeśli odkrywa się z gołym ciałem, robi sexy pozę i pokazuje swój tyłek w stringach, manifestuje swoją kobiecość i pewność siebie, to przecież też ma kompleksy. Taki komentarz potrafi naprawdę tak ukłuć, tak wkurzyć i zasmucić, że sobie nawet nie wyobrażacie. Dlatego bardziej mnie bolą komentarze dotyczące urody niż na przykład komentarz, że moja muzyka jest słaba.

Tak. To już zahacza o taką intymną, prywatną strefę. To są ciosy poniżej pasa.

Właśnie. A ludzie lubią je stosować w sieci, wydaje im się, że są wtedy anonimowi. Lubię odpowiadać na takie komentarze, zaznaczać, że je przeczytałam to, bo jestem człowiekiem, bo czytam, mam oczy i mózg. Ktoś ostatnio napisał mi: "Wygląda, jakby zjadła za dużo burgerów". Czasem odpowiadam takim osobom i okazuje się, że przepraszają. Robi się im głupio, więc myślę, że takim ludziom trzeba zwracać uwagę. Nie spotykam takiego hejtu bardzo dużo, ale myślę, że chociażby pandemia mocno dała nam w kość i zrodziła negatywne emocje.

Powiedz mi jeszcze, czy planujesz kolejną książkę.

Na razie nie, choć tak fajnie się pisało. Jest to lek na bezczasowie i smutki. Na pewno coś napiszę, ale może w innej formie. Może jakieś opowiadanie? Nie wiem. Lubię pisać i jeśli znajdą się chętni na czytanie tego, to bardzo chętnie coś jeszcze zrobię. Na pewno chcę teraz wrócić do muzyki, bo mimo wszystko działam muzycznie, nie stałam się nagle literatką.

A jakie plany muzyczne masz na najbliższy czas?

Teraz gramy koncerty, które odrabiamy z zeszłego roku. Trochę miałam zagwostkę, co robić, ale będziemy grać koncerty z dwóch płyt, trochę przemieszane, a trochę nowe. Gramy po prostu tyle, ile się da i na ile pozwalają obostrzenia. Bardzo chciałabym zagrać już dla 100% publiczności, a nie ograniczonej limitami miejsc. Nie mogę się doczekać, aż wrócimy do koncertowej normalności.

Zobacz także: Edyta Górniak wspiera LGBT: "Zawsze kochałam gejów"

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d1cssmd
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1cssmd