Trwa ładowanie...

Jaka to melodia? Recenzja komiksu "Oblivion Song. Pieśń Otchłani"

Robert Kirkman to jeden z tych gości, którzy do końca życia mogliby już niczego nie wydać, a i tak byliby hołubieni za swoje zasługi dla komiksowej braci. Oczywiście niejeden wymiękł, czytając jego niekończące się „Żywe trupy”, życząc przy tym zahartowanym post-apokaliptycznymi bojami bohaterom tasiemca rychłej śmierci, lecz przyznać trzeba, że przypadek ten jest bezprecedensowy.

Jaka to melodia? Recenzja komiksu "Oblivion Song. Pieśń Otchłani"Źródło: Materiały prasowe
d4h2l57
d4h2l57

Dlatego obojętnie, co się myśli na temat amerykańskiego scenarzysty, talentu odmówić mu trudno, lecz jak przeskoczyć globalny przebój, który, nie ma się co krygować, przemodelował kształt dzisiejszej popkultury? Ano nie da się (umyślnie pomijam „Invincible”, bo to praktycznie rówieśnik rzeczonej serii). Ale Kirkman nie przestaje szukać. I dobrze, bo „Outcast” okazało się przecież całkiem przyzwoite. Szczęśliwie nowo wydane (zresztą nie tylko u nas, bo to naprawdę młodziutki tytuł) „Oblivion Song” również. Tyle że pierwszy tom znajduje swój finał na fabularnym rozdrożu, co utrudnia wyrażenie jednoznacznej i klarownej opinii, gdyż kolejne zeszyty mogą zwyczajnie zadać jej kłam. Możliwości jest przecież tutaj bez liku, potencjał potężny, lecz co z nim zrobi Kirkman? Już sam fakt, że podobnie pytanie w ogóle padło może posłużyć za niejaki dowód na to, że „Oblivion Song” intryguje. Punktem wyjścia dla fabuły jest niewytłumaczalne zjawisko sprzed dekady, kiedy część Filadelfii zniknęła, zamieniwszy się miejscami z kawałkiem piekielnej czeluści, innym wymiarem, krainą utkaną z koszmaru. Po drugiej stronie zostały uwięzione tysiące ludzi. Wyciąganiem ich do naszego świata zajmuje się Nathan Cole, swoisty podróżnik pomiędzy światami, lecz jego starania są źle widziane i przez znudzone już władze, które postawiły krechę na pechowcach, i przez tych, którzy się po tamtej stronie lustra zadomowili i ani myślą wracać.

„Oblivion Song” nie jest jednak komiksem z podobną pretensją co „Żywe trupy”, Kirkman nie próbuje tutaj dywagować na temat kondycji człowieczej i wszystko, łącznie z trudnościami aklimatyzacyjnymi ocalonych, i budową tytułowej Otchłani podporządkowuje wymogom przygodowego komiksu akcji, który stawia nie na dialog, a dynamikę narracji. Tworząc równoległy świat niepodlegający znanym nam regułom, otworzył sobie furtkę do niezliczonych możliwości kontynuowania tej historii, bo o tamtym wymiarze wiemy o nim tylko tyle, ile pokazuje nam Cole.

Ocena: 7/10

d4h2l57
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4h2l57