Trwa ładowanie...

Homoseksualizm i katolicyzm. Słowa tego księdza otwierają oczy na naukę Kościoła

Ksiądz Michael Schmitz w książce "Stworzeni do miłości" pisze wprost - w Kościele katolickim jest miejsce dla osób homoseksualnych. Sam ma brata geja. Wie, że homoseksualizm nie jest "fazą" i tłumaczy naukę Kościoła, któremu zarzuca się dyskryminację i homofobię.

Homoseksualizm i katolicyzm. Słowa tego księdza otwierają oczy na naukę KościołaŹródło: YouTube.com
de1w9q1
de1w9q1

Dzięki uprzejmości wydawnictwa W drodze publikujemy fragment książki "Stworzeni do miłości. Skłonności homoseksualne i Kościół katolicki" ks. Michaela Schmitza, która ukazała się niedawno na polskim rynku.

Nie chcecie przecież nikogo odpychać!

Aborcja. Rozwody. Skłonności homoseksualne. Oto kilka z moich ulubionych tematów kazań. Przyznam się wam, że po prostu nie mogę się doczekać, aż stanę na ambonie, próbując w kwadrans (albo jeszcze szybciej) streścić nauczanie Kościoła na temat tych zapalnych kwestii. To taka frajda, dająca mi mnóstwo radości. Czuję się ogromnie szczęśliwy, kiedy widzę ludzi wiercących się w ławkach i wiem, że oto mimowolnie sprawiłem, iż poczuli się oni niezręcznie (albo, jeszcze lepiej, iż właśnie uraziłem ich uczucia).

To oczywiście sarkazm. Choć czerpię ogromną radość z głoszenia prawdy o Jezusie, mówienie o tych kontrowersyjnych kwestiach jest wielkim wyzwaniem. Właśnie dlatego, kiedy czasem muszę się wypowiedzieć na te trudne tematy, staram się możliwie jak najbardziej uwzględniać to, kto może mojej wypowiedzi słuchać. Niezależnie od tego, jak bardzo staram się być łagodny i jak bardzo staram się okazywać wrażliwość, nieodmiennie po mszy czy prelekcji podchodzi do mnie ktoś, kto mówi coś w rodzaju: "Proszę księdza, nie powinien ksiądz poruszać tych kontrowersyjnych tematów. Przecież nie chce ksiądz nikogo odpychać".

Często mam ochotę potrząsnąć taką osobą i zapytać: "Czy słyszałeś, co mówiłem? Wyraźnie powiedziałem, że na osoby, które dopuściły się aborcji, czeka Bóg, który może im udzielić przebaczenia i odnowić ich serca. Wyraźnie powiedziałem, że Bóg wie wszystko o twoim rozbitym małżeństwie i złamanym sercu, i może cię uleczyć. Wydawało mi się, że wystarczająco jednoznacznie wskazałem, iż każda osoba odczuwająca skłonności homoseksualne ma swój dom w Kościele".

de1w9q1

Nie zliczę, ile razy źle mnie zrozumiano, gdy poruszałem te tematy. Niewątpliwie jest to po części moja wina. Nie jestem mistrzem w wypowiadaniu się w drażliwych kwestiach i czuję się odpowiedzialny za swoje braki. Ale wydaje się, że kryje się tu też coś więcej. Gdy poruszam drażliwe tematy, niemal zawsze znajdzie się ktoś, kto źle zrozumie to, co usiłuję powiedzieć. Takie nieporozumienia mogą mieć rozmaite przyczyny.

Na przykład przy mówieniu o drażliwych kwestiach trzeba zachowywać równowagę między miłością a prawdą. Tematy te często są ogromnie skomplikowane i trudno jest w ich przypadku znaleźć właściwe słowa. Ponadto w naszej kulturze często odmiennie rozumiemy poszczególne słowa. Ksiądz lub prowadząca nauki osoba może używać danego pojęcia w jego formalnym, teologicznym znaczeniu, inni zaś będą pojmować je w odmienny sposób.

Getty Images
Źródło: Getty Images

Wydaje mi się jednak, że głównym powodem tak częstych nieporozumień (oraz tego, że mówienie o tych sprawach może być odbierane jako odpychanie ludzi) jest kwestia interpretacji. Nie piszę tego po to, by bagatelizować sytuacje faktycznego odrzucenia czy niesprawiedliwej dyskryminacji, z którymi spotyka się wiele osób. Rzeczywiście się one zdarzają, i to zbyt często. Mówię tu jednak o tych przypadkach, które błędnie zostają uznane za odrzucenie.

de1w9q1

(…)

Stwórzmy prawdziwą relację

Młody mężczyzna o imieniu Danny opowiedział mi niedawno o niektórych swoich doświadczeniach związanych z posiadaniem skłonności homoseksualnych, a zarazem byciem katolikiem. Danny wychowywał się, należąc do Kościoła. Nie tylko jego rodzina aktywnie angażowała się w życie parafii, ale i on sam uczestniczył we wszelkich oferowanych tam rekolekcjach, obozach i innych wydarzeniach dla młodzieży. Stał się liderem wśród rówieśników.

Mniej więcej wówczas, gdy zaczął naukę w szkole średniej, coraz bardziej zaczął uświadamiać sobie, że pociągają go mężczyźni. Rozdzierało mu to serce, ponieważ chciał być dobrym katolikiem, a jego skłonności homoseksualne były dlań torturą.

de1w9q1

W jego życiu nastąpiły trzy wydarzenia, które były dlań absolutnie przełomowe. Najpierw, latem przed rozpoczęciem nauki w szkole średniej, wziął udział w tygodniowych rekolekcjach, mających pomóc nastolatkom w nauce modlitwy. Ten tydzień przemienił życie Danny’ego. Modlitwa – prawdziwa rozmowa z Bogiem – stała się centrum jego życia duchowego.

Sam Dannny ujął to tak: "Kiedy czułem, że nie mogę się zwrócić do ludzi z Kościoła i kiedy sam nie lubiłem tego, kim jestem i co czuję, mogłem zwracać się na modlitwie do Boga, a On był w stanie przypomnieć mi, że wciąż jestem kimś dobrym. Że nadal jestem Jego synem".

Getty Images
Źródło: Getty Images

Drugim wydarzeniem było to, że Danny uświadomił sobie, iż jego skłonności homoseksualne nie są jakąś "fazą". Nie mylił się. Z początku świadomość ta była olbrzymim ciężarem. Wciąż na nowo zwracał się do Boga: "Proszę, zabierz to. Daj, abym tego nie czuł". Ale dojście do momentu, w którym przyznał, że te skłonności są czymś trwałym, a nie jedynie przejściowym, pomogło w tym, by wydarzyła się trzecia ważna rzecz. Ów trzeci przełomowy moment w życiu Danny’ego wiązał się z kwestią akceptacji.

de1w9q1

Ksiądz Romano Guardini jest wybitnym mistrzem życia duchowego. Był jednym z gigantów wiary chrześcijańskiej minionego stulecia. W swej książce poświęconej cnotom, ks. Guardini mówi o cnocie akceptacji. Niewielu ludzi uznaje akceptację za cnotę sensu stricto. Guardini jednak wskazuje, że zalicza się ona do najważniejszych (i najbardziej potrzebnych) ze wszystkich cnót. Odpowiadając na pytanie: "Co muszę zrobić, aby wzrastać w życiu moralnym?", Guardini pisze: "Jestem przekonany, że należy odpowiedzieć: 'Chodzi o akceptację tego, co istnieje, akceptację rzeczywistości, w której żyjesz ty sam oraz tej, w której żyją otaczający się ludzie, a także akceptację czasów, w których żyjesz'".

Guardini nie mówi tu o wynikającej ze słabości uległości czy bierności. Pokazuje, na czym polega prawdziwa akceptacja. Najpierw, pisze, człowiek musi zaakceptować samego siebie. Bowiem nie jestem człowiekiem w sensie ogólnym, ale jestem daną, konkretną osobą. Mam taki, a nie inny charakter; konkretny rodzaj temperamentu spośród wszystkich istniejących, konkretne mocne i słabe strony, określone możliwości i ograniczenia.

Wszystko to powinienem zaakceptować i na tym budować, jako na fundamencie mego życia. Jeżeli tego nie zrobimy, nie będziemy w stanie czynić postępów w życiu duchowym. Niekoniecznie muszę mieć te same mocne strony czy zmagać się z tym samym, co inny człowiek. Może okazać się, że buntuję się przeciwko swoim zmaganiom albo pomniejszam swoje mocne strony.

Getty Images
Źródło: Getty Images

Jeżeli jednak naprawdę chcę wrastać jako ja, muszę zaakceptować rzeczywistość. To znaczy muszę zaakceptować siebie takiego, jakim jestem, a nie jakim chciałbym być. Muszę przyznać się do swoich ograniczeń, słabości i mocnych stron. Postawa ta stanowi przeciwieństwo aprobowania wszystkiego i pozostawiania wszystkiego bez zmian. Ten rodzaj akceptacji, o którym mówi Guardini, umożliwia przemianę, której tak pragniemy. Mogę i powinienem pracować nad sobą i swoim życiem oraz to życie kształtować i poprawiać. Najpierw jednak muszę uznać istniejące fakty; w przeciwnym wypadku wszystko stanie się fałszem.

de1w9q1

Ten akt akceptacji, stawienia czoła rzeczywistości, ma dwie strony. Pierwsze i najważniejsze jest zaakceptowanie swojej podstawowej tożsamości jako dziecka Bożego, stworzonego do miłości i zdolnego, dzięki Bożej łasce, do osiągania doskonałości i spełnienia. Oto podstawa wszelkiego wzrostu duchowego.

Drugi akt akceptacji polega na uczciwym i jasnym określeniu swego aktualnego stanu: co składa się na to, jaki jestem, jakie doświadczenia mnie ukształtowały, w jaki sposób odbijają się w moim życiu zranienia, których doznaje każdy grzeszny człowiek. Jeżeli nie dokonam pierwszego z tych aktów, odnoszącego się do mojej tożsamości w Chrystusie, pogubię się w zamęcie kłębiących się wokół mnie tożsamości. Jeżeli nie dokonam aktu drugiego, odnoszącego się do mojego aktualnego stanu, nie stawię czoła rzeczywistości, a moja relacja z Bogiem będzie opierać się na iluzji.

de1w9q1

Dla Guardiniego akceptacja nie jest tym samym, co pogodzenie się z czymś. To drugie często jest punktem końcowym. Jest tym miejscem, w którym się zatrzymuję. Jeżeli godzę się ze swoim losem, może oznaczać to, że daję sobie przyzwolenie na zaprzestanie podążania naprzód. Lecz jeśli jestem gotów zaakceptować siebie i okoliczności, w jakich żyję, wówczas mogę naprawdę wyruszyć w drogę.

(…)

Dla Danny’ego moment akceptacji nadszedł, gdy trwał na adoracji w przedostatniej klasie szkoły średniej. Wcześniej modlił się, aby Bóg zabrał jego skłonności homoseksualne. Ale w tym momencie, gdy patrzył na Jezusa w Najświętszym Sakramencie, odczuł wewnętrzne poruszenie. Powiedział wówczas Panu: "Panie Boże, to ja. Wiem, że mnie akceptujesz i że mnie kochasz".

Te trzy kroki zmieniły życie Danny’ego. Bez oddania modlitwie i bez szczerej akceptacji samego siebie, swojej sytuacji życiowej i swego przeznaczenia, nie byłby w stanie iść przez życie jako mężczyzna mający skłonności homoseksualne i będący katolikiem. Idzie on przez życie także jako człowiek żyjący w czystości. Świadomość, że Bóg go kocha i akceptuje, nie jest tym samym, co przekonanie, że Bóg przystanie na wszystkie jego czyny. Danny postanowił przyjąć Boże wezwanie do wyrażania miłości w sposób inny niż aktywność seksualna.

Oto ten rodzaj akceptacji, do jakiego każdy z nas jest wezwany. Niezależnie od naszej sytuacji życiowej i niezależnie od mocnych stron i słabości, jakich każdy z nas doświadcza, musimy zaakceptować prawdę o nas samych – zarówno o naszym wielkim przeznaczeniu, jak i o naszych obecnych zranieniach – i iść naprzód.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Akceptacja tych prawd jest warunkiem niezbędnym do tego, by następowała w nas przemiana i by obraz Boga stawał się w nas coraz prawdziwszy. Na tym właśnie polega budowanie prawdziwej relacji z Bogiem. Jeżeli nie pozwalam Bogu odnaleźć i kochać mnie takiego, jakim obecnie jestem, nie pozwolę Mu na to nigdy, ponieważ Bóg zawsze zajmuje się rzeczywistością, a nie iluzjami. Muszę zawsze akceptować prawdę o tym, kim jestem, aby być otwartym na możliwość stania się tym, kim może mi pomóc stać się Bóg.

Kiedy mój brat pokazał mi nagranie homoseksualnego mężczyzny, który stracił partnera, sądziłem, że szuka akceptacji – nie w samym sobie, lecz ode mnie; chciał dowiedzieć się, czy będę chciał mieć do czynienia z nim takim, jakim jest. Ja zaś w pełni akceptuję i przyjmuję mojego brata. Akceptuję fakt, że identyfikuje się jako gej. Przyjmując go, przyjmuję mężczyznę postrzegającego siebie jako geja.

Ale to oczywiście nie to samo, co zgadzanie się z każdą podejmowaną przez niego decyzją. Tak samo on może mnie kochać, ale nie zgadzać się z każdą decyzją, którą podejmuję – bowiem łącząca nas relacja jest prawdziwa. Jak powiedział mój tato, kiedy brat przyznał się do swoich skłonności: "Żaden dobry rodzic nie akceptuje wszystkich decyzji swojego dziecka". I dodał: "Niektórzy tak robią, ale żaden dobry rodzic tak nie postępuje".

Powyższy fragment pochodzi z książki "Stworzeni do miłości. Skłonności homoseksualne i Kościół katolicki" ks. Michaela Schmitza, która ukazała się niedawno na polskim rynku nakładem wydawnictwa W drodze.

Michael Schmitz (1974) – duszpasterz rzymskokatolickiej wspólnoty akademickiej działającej na Uniwersytecie Minnesoty w Duluth oraz dyrektor ds. duszpasterstwa młodzieży w diecezji Duluth. Jest popularnym mówcą motywacyjnym oraz autorem kilku książek z zakresu duchowości i teologii.

de1w9q1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
de1w9q1