Zbigniew Herbert w świetle badań IPN: niebezpieczna gra z bezpieką
Herbert a SB
Służba Bezpieczeństwa wciągnęła Zbigniewa Herberta w niebezpieczną grę, z której wyszedł zwycięsko, choć nie bez szwanku - mówi w rozmowie z PAP historyk IPN Grzegorz Majchrzak. "Pisarz nigdy nie przekroczył granicy, której przekraczać nie wolno" - podkreślił badacz.
"Służba Bezpieczeństwa wciągnęła Zbigniewa Herberta w niebezpieczną grę, z której wyszedł zwycięsko, choć nie bez szwanku" - mówi w rozmowie z PAP historyk IPN Grzegorz Majchrzak. "Pisarz nigdy nie przekroczył granicy, której przekraczać nie wolno" - podkreślił. Badacz przypomniał też mało znany epizod z życia poety. Czy autor "Przesłania Pana Cogito" mógł zostać otruty przez funkcjonariuszy SB?
PAP: Kilka dobrych lat temu rozgorzał w Polsce spór o to, czy Zbigniew Herbert współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa. Pojawiły się na ten temat informacje w prasie, które - jak Pan to nazwał - były jedynie poszukiwaniami sensacji.
Grzegorz Majchrzak: To się zaczęło wiele lat temu w "Gazecie Wyborczej", gdy nagle pojawiło się pytanie do jednego z naszych działaczy opozycji na emigracji, jak traktować kogoś, kto rozmawia z bezpieką. I to pytanie dotyczyło właśnie Zbigniewa Herberta. A kolejną odsłoną tej sprawy był nierzetelny i nieuczciwy artykuł we "Wprost", w którym Herberta przedstawiono jako współpracownika Służby Bezpieczeństwa. Tymczasem akta SB nie dają najmniejszej podstawy do takiej interpretacji. To, co można powiedzieć w tej sprawie, to jedynie potwierdzić fakt, że od pewnego momentu Herbert prowadził niebezpieczną grę z aparatem bezpieczeństwa PRL, z której wyszedł zwycięsko, choć na pewno nie bez szwanku. Nawet trudno mówić, że prowadził tę grę, bo został w nią przez Służbę Bezpieczeństwa po prostu wciągnięty. To był pojedynek profesjonalistów z amatorem.