Trwa ładowanie...

Czy Tokarczuk obraziła nieczytających Polaków? "Wypowiedziała pewną kłopotliwą prawdę"

Olga Tokarczuk powiedziała, że "literatura nie jest dla idiotów", i że trzeba mieć przygotowanie kulturowe, by rozumieć pewne książki. Profesor Przemysław Czapliński, krytyk literacki z UAM w Poznaniu uważa, że noblistka powiedziała "prawdę wąską i specyficzną dla polskiego życia literackiego", a jej twórczość przeczy zdaniu o idiotach.

Olga Tokarczuk w Krakowie
Olga Tokarczuk w Krakowie Źródło: Licencjodawca, fot: Beata Zawrzel/REPORTER
d397wrh
d397wrh

Polska noblistka Olga Tokarczuk była jedną z bohaterek festiwalu książkowego Góry Literatury na Dolnym Śląsku. W czasie panelu dyskusyjnego o roli i znaczeniu literatury w naszym życiu pisarka zaskoczyła swoimi przemyśleniami.

- Nigdy nie oczekiwałam, że wszyscy mają czytać, i że moje książki mają iść pod strzechy. Wcale nie chcę, żeby szły pod strzechy. Literatura nie jest dla idiotów. Żeby czytać książki trzeba mieć jakąś kompetencję, pewną wrażliwość, pewne rozeznanie w kulturze - powiedziała.

Kontynuowała: - Nie wierzę, że przyjdzie taki czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis. Piszę swoje książki dla ludzi inteligentnych, którzy myślą, którzy czują, którzy mają jakąś wrażliwość. Uważam, że moi czytelnicy są do mnie podobni, piszę do swoich krajanów. 

Słowa noblistki odbiły się szerokim echem. Głos zabrali dziennikarze, pisarze, politycy czy działaczki społeczne. Wiele osób uznało słowa noblistki za pogardliwe wobec nieczytających, czy też klasistowskie – to znaczy dzielące Polaków na lepszą klasę, czyli czytającą elitę i tych gorszych, którzy nie czytają.

d397wrh

Polityczka Partii Razem Emila Bartkowska-Młynek napisała: "I dlatego nie zabieram się za książki Tokarczuk, za głupia na nie jestem".

Działaczka feministyczna Maja Staśko uznała, że Tokarczuk się wywyższa: "Dziwicie się, że Tokarczuk powiedziała coś klasistowskiego? Środowisko literackie od lat jest przesiąknięte klasizmem, z ich poczuciem wyższości, niezrozumienia i samouwielbienia. Pogardą do ludzi rekompensują sobie niewielkie zarobki w literaturze pięknej. To jest ich waluta".

Wiele osób uznało, że Tokarczuk nie rozumie społeczeństwa i rzekomo gardzi czytelnikiem. Ale są też osoby, które jej bronią.

d397wrh

Dziennikarka Ewa Wanat: "Olga ma rację - literatura wysoka nie jest dla idiotów (...) Znam zawodowego kierowcę TIR-a, który czyta Olgę pasjami, i profesora politechniki, który nie przebrnął przez żadną z jej książek. Olga ma rację - literatura jest religią hermetycznej sekty".

Dziennikarka Karolina Korwin Piotrowska też broni noblistki: "Zrobiła się turbo afera. Bez sensu (…) Tak, niektóre książki nie są dla idiotów. Całe szczęście. Jeśli to klasizm, cóż, zastrzelcie mnie. Ale, proszę, czytajcie cytaty w kontekście. Myślcie. Nie idźcie za głosem inby".

Pisarka i reportażystka Małgorzata Rejmer napisała ironicznie: "Zaistniała bardzo przykra sytuacja dyskryminowania osób głupich. Teraz idioci na złość zaczną czytać, a jak się bardzo wkurzą, to zaczną czytać ze zrozumieniem".

Do sprawy odniósł się także znany reporter i pisarz Mariusz Szczygieł. Napisał: "Nie każda literatura jest dla każdego. To zupełnie naturalne - sam mijam się z bardzo wieloma książkami. Niektórych nie rozumiem, niektóre mnie nudzą, nie dlatego, że źle napisane, ale brak mi odpowiedniego wykształcenia (...) To niepotrzebna wypowiedź Olgi, choć znam te momenty, kiedy w ferworze dyskusji, czy na spotkaniu autorskim, żeby dotrzeć z myślą do słuchaczy upraszczamy przekaz, a emocje sprawiają, że słowa rodzą się szybciej niż by mogły".

d397wrh

Przypomnijmy, że badania Biblioteki Narodowej wskazują, że w 2021 r. przynajmniej jedną książkę przeczytało 38 proc. Polaków. Jedynie 13 proc. ankietowanych wypożyczało książki z bibliotek publicznych. 23 proc. Polaków nie ma w domu żadnej książki.

Prof. Czapliński: Tokarczuk nie powinna była włączać się w spór

Zapytałem profesora Przemysława Czaplińskiego, krytyka literackiego i literaturoznawcę z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, co sądzi o całym zamieszaniu wokół słów noblistki.

- Czy Tokarczuk wyraziła swój pogląd czy obraziła? Obraziła, ponieważ wyraziła swój pogląd. Wypowiedziała pewną kłopotliwą prawdę. Prawdę wąską i specyficzną dla polskiego życia literackiego. Literatura służy bowiem u nas do wytwarzania społecznych podziałów, do dzielenia odbiorców na lepszych i gorszych. Na czytelników arcydzieł i odbiorców literatury pop, na odbiorców "polskich" i "łże-polskich".

d397wrh

Okrutny paradoks polskiego życia literackiego na tym polega, że liczy się tylko ta literatura, która dzieli, ta natomiast, której nie da się wykorzystać do podziałów, jest nieważna - kontynuuje Czapliński. - Lata temu Stanisław Lem powiedział: "Nikt nic nie czyta. Jeśli czyta, nie rozumie. Jeśli rozumie, zapomina". Sporo czasu minęło od tamtej wypowiedzi i jedna rzecz się zmieniła: "Nikt nic nie czyta. Jeśli czyta, nie rozumie. Jeśli nie rozumie – potępia". Tak działa mechanizm przemieniający energię literacką na energię konfliktów społecznych.

Jednak Olga Tokarczuk nie powinna była w ten mechanizm się włączać - twierdzi krytyk literacki. - A to, co powiedziała, potwierdza moją intuicję, że dobry pisarz jest mądrzejszy od wywiadów, których udziela, i mniej inteligentny od książek, które pisze. Przecież cała twórczość Tokarczuk przeczy zdaniu o "idiotach". Piękną cechą jej powieści jest egalitaryzm, swoista dostępność dla ludzi, którzy nie pokończyli studiów i nie przeczytali miliona książek. Pisarka nie stawiała swoim czytelnikom wygórowanych wymagań związanych z erudycją. Czego od nich, od nas oczekuje? Jednej rzeczy: abyśmy gotowi byli zawiesić przekonania i dali się zabrać na spotkanie z czymś innym – wykraczającym poza proste podziały. Takie, które wyznaczają granice między męskim i żeńskim, boskim i ludzkim, ludzkim i zwierzęcym. Bez względu na słowa wypowiedziane podczas festiwalu, jej książki takie właśnie pozostaną – otwarte.

d397wrh

Prof. Czapliński nie ma wątpliwości, że słowa Tokarczuk zostały przez niektórych opacznie zrozumiane. - Co zatem miała na myśli mówiąc, że literatura nie jest dla idiotów? Sądzę, że dokładną odwrotność tego, co jej przypisano. Nie chciała powiedzieć, że literatura nie jest dla głupich, lecz że książki nie są dla ludzi, którzy uważają, że wiedzą lepiej. W tym sensie "idiotą" jest ktoś, kto poucza innych jak powinni żyć i pisać, jak i co powinni czytać. W końcu źródłowo – czyli w starożytnej grece – idiōtēs oznaczało kogoś zamkniętego we własnych sprawach, obojętnego na świat zewnętrzny.

Oczywiście, słowo to ma dziś przede wszystkim pejoratywne znaczenie. I stąd burza. Ale może warto zachować energię sporu i zapytać: czy literatura w Polsce może istnieć nie dla podziałów? Czy potrafimy czytać nie przeciw komuś, lecz dla czegoś? Czujemy przecież, że w całym tym sporze nie chodzi o literaturę, lecz o mechanizm wytwarzania podziałów. Rozmawiajmy dalej.

d397wrh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d397wrh