Trwa ładowanie...
d30bkz1
recenzja
19-08-2014 22:58

Pannonica. Ścieżka dźwiękowa jej życia

d30bkz1
d30bkz1

Baronowa Pannonica de Koenigswarter pod koniec lat czterdziestych usłyszała w Nowym Jorku „‘Round Midnight”, kompozycję młodego pianisty Theloniousa Monka. Od tamtej chwili wiedziała, że musi poznać mężczyznę, który tak gra. I przewartościować swoje życie. Autorka książki o niej zastanawia się, czy to zupełnie normalne, że kobieta zostawia męża, pięcioro dzieci i wygodne życie, bo usłyszała jakiś jazzowy kawałek. Ale nie ocenia swojej bohaterki.

Nica pochodziła z rodziny Rothschildów, która w ciągu kilku pokoleń przebyła drogę z ubogiej żydowskiej dzielnicy do międzynarodowej korporacji finansowej kontrolującej światowe rynki. „Rodzinne imperium rozpościerało się od pól naftowych Baku do sieci kolejowej rozciągającej się przez Francję i Belgię oraz z Hiszpanii przez Austrię do Włoch. Arbitraż rynkowy, handel, kopalnie, nieruchomości – ręce Rothschildów sięgały od Republiki Południowej Afryki do Birmy, od Montany po Kaukaz i jeszcze dalej” – czytamy w „Baronowej jazzu”. W domu tytułowej bohaterki nie było ciepła ani zrozumienia. Pannonica najpierw spełniała oczekiwania rodziców, potem pedantycznego i nudnawego męża. Przewidywalność salonowego życia ją przytłaczała, złota klatka zdawała się wciąż kurczyć. Baronowa być może nigdy nie zdecydowałaby się wywrócić swojego życia do góry nogami, gdyby nie wybuch wojny, w czasie której pracowała jako deszyfrantka, kierowca i radiowiec Armii Wolnej Francji. Przemierzyła drogę od Brazzaville do Kairu, od Tunisu
do Turcji, dotarła też do Niemiec, by zobaczyć ostatnie dni Trzeciej Rzeszy. Chyba uznała, że czas, gdy rozsypane po wojnie społeczeństwo próbuje się odbudować, jest idealny, by stać się taką osobą, jaką zawsze chciało się być. Od chwili, gdy usłyszała „’Round Midnight”, wiedziała, że już nikt nie będzie jej mówił, jak ma się ubierać, o której kłaść spać, z kim rozmawiać i kogo podziwiać. Jej syn po latach mówił filipińskiej gazecie: „Mojego ojca nie obchodziły tematy, które fascynowały matkę: sztuka i muzyka. Twierdził, że są to niepoważne sprawy”.

Nie przypominam sobie, bym czytała kiepsko udokumentowaną czy źle napisaną książkę wydaną przez Czarne. Wydawnictwo pilnuje wysokiego poziomu swoich publikacji, czego kolejnym dowodem jest „Baronowa jazzu”. Lektura jest interesująca nie tylko z uwagi na historię Pannoniki i Theloniousa Monka, ale i na to, że jej autorką jest, spokrewniona z Niką, Hannah Rothschild. Pracując nad książką, dochodziła do wiedzy o swojej ciotecznej babce, ale też o innych przodkach, którzy ukształtowali myślenie całego klanu. Początkowo zastanawiałam się, czy nie za dużo miejsca im poświęciła. Po przeczytaniu całości wydaje mi się, że potrzebne jednak było tak szczególowe odmalowanie tła, by zrozumieć, dlaczego Baronowa od stylu życia, który narzucili, postanowiła uciec. Hannah Rothschild wyznaje, że w czasie pisania wciąż zastanawiała się, „czy można uciec od swojej przeszłości, czy na zawsze jesteśmy uwięzieni pod grubą warstwą odziedziczonych postaw i dawnych oczekiwań?”

Rothschildowie łączyli się w pary między sobą. Małżeństwa na ogół zawierało kuzynostwo. Rodzinie wydawało się, że budowanie zamkniętych, kazirodczych społeczności jest przepisem na sukces. Ale - jak zauważa autorka książki - była to „genetyczna bomba z opóźnionym zapłonem”, bowiem wielu członków klanu cierpiało na choroby psychiczne.

d30bkz1

Przystępowałam do lektury z przekonaniem, że Pannonica była kochanką Monka. Choć nadal wydaje mi się, że w tym ich wzajemnym uzależnieniu było sporo dwuznaczności, źródła, do których dotarła Hannah Rothschild, wskazują na to, że łączyła ich głęboka fascynacja, ale znajomość miała charakter platoniczny. Podobno, gdy ktoś spytał muzyka, czy sypia z Baronową, odpowiedział zaskoczony: „Człowieku, dlaczego miałbym to zrobić przyjaciółce?”. Znajomi zgodnie twierdzą, że Monk naprawdę kochał Nellie, swoją żonę. Pannonica stała się częścią ich rodziny, przyjaźniła się z małżonką pianisty. Stanley Crouch mówi o relacji Theloniousa i Niki: „Istnieje jakaś ludzka magia, która zmienia to, co wiemy o społeczeństwie, związkach i tak dalej. Poczuli to do siebie”. Różniło ich pochodzenie i mnóstwo innych spraw, ale - jak zauważa autorka książki - „ścieżka dźwiękowa ich życia brzmiała dokładnie tak samo”.

Baronowa lubiła powtarzać, że ojciec dał jej na imię „Pannonica” na cześć motyla, którego próbował złapać. Hannah Rothschild postanowiła go odszukać w liczącej ponad sześć milionów okazów kolekcji swoich przodków. Okazało się jednak, że tę nazwę nosi... ćma. Nica była tak samo nieuchwytna jak ona. I ożywała dopiero po zmierzchu. W książce wydanej przez Czarne jest wielobarwna jak motyl, ma o wiele więcej kolorów od Monka. On - przy całym swoim muzycznym geniuszu - jawi się jako człowiek trudny, małomówny i kapryśny. To, że regularnie popijał narkotyki alkoholem, w końcu doprowadziło do nieodwracalnych zmian w mózgu. Pannonica niechętnie wspominała o tym, ile kłopotów jej przysparzał. Za to lubiła mówić o nim: „Einstein muzyki”. Jej zdaniem „przewyższał wszystkie formuły, zużyte epitety i klisze”. Rzeczywiście jego kompozycje były czymś, czego nie dało się zaklasyfikować. Dążył do stworzenia własnej, niepowtarzalnej formy. I udało mu się to. Miles Davis twierdził, że wszystkiego, co najważniejsze, nauczył się
od niego.

Wisława Szymborska po otrzymaniu Nagrody Nobla powiedziała, że powinien ją dostać prozaik Kornel Filipowicz, który był miłością jej życia. Jerzy Pilch komentował wtedy, że tak właśnie zachowuje się szaleńczo zakochana kobieta, nawet Nobla oddałaby ukochanemu. Z Pannonicą było podobnie: właściwie wszystko oddała Monkowi, podporządkowała mu swoje życie. Była jego drugą matką, przyjaciółką, menedżerką i psychoterapeutką.

Trzeba pamiętać, że w latach pięćdziesiątych biała kobieta z wyższych sfer w otoczeniu czarnoskórych muzyków, biorących narkotyki, była skazana na społeczny ostracyzm. O Pannonice pisano, że się źle prowadzi, oskarżano ją o rozdawanie narkotyków, chciano nawet zamknąć w więzieniu.

d30bkz1

Żydzi i Afroamerykanie mają za sobą podobne doświadczenie bycia uciskanymi ze względu na pochodzenie. Autorce „Baronowej jazzu” udało się to czytelnikowi uzmysłowić. Nica miała pieniądze i pojemne serce dla dyskryminowanych. Stała się Matką Teresą jazzmanów. Dożywiała pokolenie głodujących muzyków, którzy dopiero dzisiaj są czczeni przez krytykę. Wtedy nie byli doceniani, kiepsko zarabiali. Tworzyli jednak własny język muzyczny, nie szli na kompromisy. Jak mówił Quincy Jones, chcieli „czystej sztuki bez tańca, wdzięczenia się i rybałtowskich gestów”.

W klubach jazzowych na 52. ulicy Pannonica słuchała Parkera, Coltrane’a, Davisa. Wyznała kiedyś: „Muzyka mnie porusza. (...) Tylko ona naprawdę się liczy, tylko jej warto się oddać. To pożądanie wolności. A w całym moim życiu nigdy nie poznałam ludzi, którzy swoją przyjaźnią dawali mi tyle ciepła co jazzmani”.

Chuchała na talent Monka, wiele dla muzyka poświęciła. On nie był dla niej aż takim oparciem, ale dał jej nieśmiertelność. Bo baronowa de Koenigswarter żyje w kompozycji „Pannonica”, zresztą nie tylko w niej.

d30bkz1

Anna Maria Jopek zauważa: „Thelonious Monk napisał »Pannonicę«, bawiąc się jednym drobnym motywem, wodząc nim w górę i w dół, na granicy trybu światła i mroku. Melodia wyemancypowana z harmonii wędruje samotnie bez dominanty celu. Ani do tańca, ani do uniesień, ani do przytulania. Wyłącznie do bycia sobą”. „Baronowa jazzu” to książka o cenie, jaką trzeba zapłacić, gdy późno się odważyło na bycie sobą.

d30bkz1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d30bkz1