Jorge Diaz: „Nie widzę różnicy między religią i ideologią”
Arcyksiążę Franciszek Ferdynand ginie z rąk serbskiego nacjonalisty Gawriły Principa. Feralna wizyta monarchy w Sarajewie sprawia, że cała Europa pogrąża się w wojnie. Nie dotyczy to Hiszpanii, w której, z inicjatywy króla Alfonsa XIII, powstaje Urząd do spraw Ochrony Jeńców. To tu splatają się losy hiszpańskiego władcy, zaciekłego anarchisty Manuela oraz Blanki, panienki z dobrego, arystokratycznego domu. „Listy do Pałacu” Jorge Diaza, prozaika i scenarzysty, mimo swojej pozornej lekkości i przystępności oferują czytelnikom szerokie spektrum moralnych i historycznych dylematów. Z okazji premiery polskiego przekładu powieści, rozmawiamy z ich autorem o wojnie, religii i, rzecz jasna, literaturze.
Arcyksiążę Franciszek Ferdynand ginie z rąk serbskiego nacjonalisty Gawriły Principa. Feralna wizyta monarchy w Sarajewie sprawia, że cała Europa pogrąża się w wojnie. Nie dotyczy to Hiszpanii, w której, z inicjatywy króla Alfonsa XIII, powstaje Urząd do spraw Ochrony Jeńców. To tu splatają się losy hiszpańskiego władcy, zaciekłego anarchisty Manuela oraz Blanki, panienki z dobrego, arystokratycznego domu. „Listy do Pałacu” Jorge Diaza, prozaika i scenarzysty, mimo swojej pozornej lekkości i przystępności oferują czytelnikom szerokie spektrum moralnych i historycznych dylematów. Z okazji premiery polskiego przekładu powieści, rozmawiamy z ich autorem o wojnie, religii i, rzecz jasna, literaturze.
Mateusz Witkowski: Wybuch pierwszej wojny światowej, która stanowi tło opisanej w „Listach do Pałacu” historii, był symbolicznym końcem starego świata. Dziś również żyjemy w przededniu przełomu? Czy może taka diagnoza jest nieco przesadzona?
Jorge Diaz: Mam nadzieję, że miną jeszcze całe wieki, zanim będziemy musieli się zmierzyć z tak dramatycznymi i przełomowymi wydarzeniami, jak dwie wojny światowe. Dobrze wiemy, jak bardzo zmieniał się w ich następstwie nasz świat: pewne układy sił oraz sojusze znikały bezpowrotnie, a w ich miejsce pojawiały się nowe; nastąpił też niewyobrażalny postęp technologiczny, któremu towarzyszyły wielkie kryzysy ekonomiczne i polityczne. Wydaje mi się jednak, że za „naszego życia” nie dojdziemy do tego etapu.
„Listy do Pałacu”, mimo zakotwiczenia w historii, wydają się bardzo aktualne. Rozbieżności między burżuazją a hiszpańskimi anarchistami, z Manuelem na czele, można chyba traktować jako symboliczny komentarz do współczesnych podziałów ekonomicznych?
Odzwierciedlenie współczesnej sytuacji społecznej i gospodarczej nie było co prawda moim zamiarem, jednak z doświadczenia wiem, że wszystkie powieści historyczne prędzej czy później zostają odczytane przy użyciu aktualnego klucza. Temat anarchistów powraca natomiast w moich powieściach, bo uważam go za fascynujący. Nie chodzi mi tu o samą ideologię, ale o to, w jaki sposób jej wyznawcy konfrontują się ze światem. Osobiście postrzegam anarchistów jako ludzi obdarzonych dość romantyczną wizją życia w społeczeństwie, a nie reprezentantów określonej klasy ekonomicznej.
W jednej z rozmów między sportretowanymi przez pana anarchistami pojawia się sugestia, że powinni inspirować się metodami stosowanymi przez „wroga”, czyli Kościół katolicki. Czy między ideologią a religią zawsze należy stawiać znak równości?
A czym jest religia, jeśli nie ideologią? Nie widzę między tymi zjawiskami zbyt wielu różnic, zwłaszcza jeśli spojrzymy na hiszpański Kościół katolicki, instytucję, która przez wieki sprawowała realną władzę. Jeszcze bardziej widoczne jest to w wypadku ideologii anarchistycznej. Przypomnę słowa baskijskiego pisarza Pía Barojy, który mówił, że anarchizm jest chrześcijaństwem bez Boga, ruchem, do którego dołączają zdesperowani. Czyli tym, czym na początku był Kościół.
Mam wrażenie, że pańscy bohaterowie to ludzie „niedopasowani” - antymonarchista Manuel staje się dość bliskim współpracownikiem króla Hiszpanii, Blanca Alerces, panienka z arystokratycznego domu, zaczyna obracać się pośród najuboższych, malarz Jean-Marie trafia na front wojenny i nie może się nadziwić absurdowi otaczającej go rzeczywistości. Owo niedopasowanie oraz przekonanie, że - cytując Kunderę - „życie jest gdzie indziej”, dobrze charakteryzuje chyba ludzką egzystencję?
Zgadzam się z tym - zarówno, jeśli chodzi o moich bohaterów, jak i o tzw. prawdziwe życie. Kto z nas choć raz nie poczuł, że znajduje się w nieodpowiednim miejscu? Zresztą - pochodzę ze świata scenarzystów, którzy kierują się pewną wartą zapamiętania zasadą: umieść swojego bohatera w możliwie najgorszej sytuacji. Nie przychodzi mi do głowy nic gorszego dla anarchisty, niż musieć współpracować z wrogiem, samym królem, aby zrealizować swoje marzenie o sprawiedliwości społecznej. Nie ma też nic gorszego dla panienki z dobrego domu, niż konfrontacja ze środowiskiem, które do tej pory ignorowała. Wreszcie: nic gorszego dla wykształconego, zakochanego malarza, niż znaleźć się nagle na froncie.
Wybuch pierwszej wojny światowej znacznie komplikuje losy bohaterów powieści i rzuca ich w różne części Europy. Doskonale widać na tym przykładzie, jak przypadkowa i arbitralna bywa nierzadko kwestia narodowości. Jakie jest pana zdanie dotyczące pojęcia „narodu”, w XIX-wiecznym znaczeniu tego słowa, które powraca przy okazji dyskusji nad kształtem UE i postulatów, iż nasz kontynent powinien być na powrót „Europą narodów”?
Jestem zdecydowanie przeciwny narodom, narodowościom i nacjonalizmom w takiej formie, w jakiej zdają się ostatnimi czasy święcić triumfy. Mam wrażenie, że zaczynamy zaprzepaszczać wszystko to, co udało nam się wypracować w ciągu minionego wieku. My, czyli Hiszpanie, Polacy, Francuzi, Niemcy itd., mamy coś wspólnego: jesteśmy Europejczykami i powinniśmy walczyć o to, by ta europejska tożsamość była w nas wystarczająco silna. Wbrew narodowościom, a tym bardziej religiom.
Lektura „Listów do Pałacu”, wraz z historią Gawriły Principa, zabójcy arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, uświadamia czytelnikowi nonsens wojny (oto prosty dziewiętnastoletni Serb doprowadza do ogólnoświatowego konfliktu). Bliskie jest chyba panu stanowisko Céline'a w tej sprawie, ukazane w słynnej „Podróży do kresu nocy”?
Céline był wspaniałym pisarzem, ale trzeba bardzo uważać, zanim się z nim w czymkolwiek zgodzimy. Jeśli chodzi panu o jego opinię, że wojna jest czymś głupim i brutalnym, to oczywiście, pozostaje mi przytaknąć.
Historia Gawriły Principa wydaje mi się natomiast bardzo ciekawa i pouczająca. Wcześniej wiedziałem o nim tylko tyle, ile dowiadujemy się w szkole: pierwsza wojna światowa rozpoczęła się wskutek zabójstwa arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie. Jeśli mam być szczery, to nigdy nie zastanawiałem się nad tym głębiej. Nie zdawałem sobie sprawy z relacji między zamachem a wojną.
Dopiero, gdy poznałem całą tę historię, pełną błędów i zbiegów okoliczności, zdecydowałem, że musi ona znaleźć się w powieści. Coś, co wydawało się wcześniej przemyślaną i zaplanowaną akcją, nie było niczym innym niż serią bezsensownych wydarzeń, których konsekwencje okazały się tragiczne. Pomyślałem, że warto, by wszyscy o tym wiedzieli.
Narrator oraz bohaterowie powieści niejednokrotnie wspominają o zaściankowości Hiszpanii i potrzebie dogonienia Europy. W jakim miejscu jest dzisiejsza Hiszpania? Czy udało się jej nadrobić zaległości?
Mój kraj bardzo się zmienił w ciągu ostatnich lat i myślę, że jest dziś całkiem… normalny. Okres przedstawiony w powieści był dla nas akurat czasem wychodzenia z wielkiego kryzysu tożsamości spowodowanego utratą ostatnich kolonii. Cały XIX wiek był zresztą dla Hiszpanii bardzo mało pomyślny: państwo poniosło porażkę na polu modernizacji, utraciło pozycję międzynarodową oraz zgromadzone wcześniej bogactwo. Nie zdołano również pozbyć się nikomu już niepotrzebnej monarchii itd.
Bez wątpienia zmiana ustroju na demokratyczny, „wejście” do Europy oraz związany z tym wzrost ekonomiczny przyczyniły się do tego, że dziś jesteśmy zupełnie innym krajem niż jeszcze kilka dekad temu.
Król Hiszpanii Alfons XIII to jedna z najciekawszych i niejednoznacznych postaci w powieści. Gnuśny, próżny i popędliwy, mimo to poświęcił swój majątek i włożył mnóstwo wysiłku we wspieranie jeńców wojennych i ich rodzin. Jak dziś oceniają go Hiszpanie? Jego działalność humanitarna była czymś więcej niż wynikiem wyrzutów sumienia związanych z neutralnością Hiszpanii w czasie wojny?
Z jednej strony, Alfons XIII nie zdołał zmodernizować Hiszpanii; pozwolił rozwinąć się nurtom faszystowskim i dojść do władzy generałowi Primo de Riverze, który krwawo rozprawiał się z ruchami opozycyjnymi. Gdy poznałem nieco lepiej historię Urzędu do spraw Ochrony Jeńców, zmieniłem jednak zdanie na temat króla.
Myślę, że działalność humanitarna w pewnym sensie oczyszcza go ze wspomnianych zarzutów. Pod koniec pracy nad książką zauważyłem, że udało mi się stworzyć bardzo empatyczną i atrakcyjną postać, z którą łatwo się utożsamić. Kto wie, może taki obraz króla istnieje jedynie w mojej powieści? Jestem przekonany, że gdyby przeprowadzić wśród współczesnych Hiszpanów sondaż dotyczący Alfonsa XIII, nie mieliby na jego temat żadnego zdania. Wojna domowa z lat 1936-1939 była dla nas tak ważnym wydarzeniem, że niemalże przyćmiła wszystkie inne dwudziestowieczne zjawiska.
Silne zakorzenienie powieści w faktach historycznych to pana zdaniem brzemię czy ułatwienie? Z jednej strony, pisarz może opierać świat przedstawiony na gotowych elementach, z drugiej jednak, chęć zachowania wierności wobec faktów musi być prawdziwym wysiłkiem.
W moim wypadku jest to błogosławieństwo. Uwielbiam zagłębiać się w kontekst historyczny i życie epoki, o której piszę. Tworzenie powieści jest dla mnie bowiem także okazją do poszerzenia swojej wiedzy na temat zjawisk, które mnie interesują. Pierwsze trzydziestolecie XX wieku, poprzedzające wojnę domową, z racji napięć między starym światem a nowym, o których już mówiliśmy, wydaje mi się niewyczerpanym źródłem wspaniałych opowieści. Kryzysy i konflikty to wszakże motor napędowy każdej fabuły.
„Listy do Pałacu”, mimo wielowątkowości i przekonujących oraz aktualnych dylematów moralnych i społecznych, z którymi próbują sobie poradzić bohaterowie, to dobry przykład „good read”, nie będzie więc chyba przesady w zaliczeniu pańskiej powieści do literatury popularnej. Czy uważa pan, że na twórcach literatury popularnej również ciąży społeczna i moralna odpowiedzialność? Takie wrażenie odniosłem podczas lektury.
Jak już wspominałem, jestem scenarzystą, a na dodatek: scenarzystą seriali, które uważam za nową literaturę popularną. Zastąpiły one pewien typ powieści, które kiedyś czytywało się z zapałem. Ale z drugiej strony: jestem zagorzałym i namiętnym czytelnikiem, który czerpie wielką przyjemność z literatury. Gdy piszę, staram się łączyć dwie postawy. Chcę tworzyć dobre książki, które będą zarazem dostarczać rozrywki. Albo inaczej: chcę pisać dobre powieści komercyjne.
Czy sytuacja ma się inaczej w wypadku masowych mediów, takich jak telewizja? Jest pan przecież twórcą i scenarzystą popularnego w Hiszpanii serialu „Hospital Central”?
Podstawowa różnica leży w zarobkach. Dzięki „Hospital Central”, serialowi nadawanemu prawie od dwunastu lat, mogłem poświęcić się pisaniu książek, mając pewne zabezpieczenie finansowe. Druga znacząca różnica to obecność. Wątpię, żeby Hiszpanie, w których domach gości ten serial, zdawali sobie sprawę, kto za nim stoi. Scenarzysta żyje w cieniu własnej pracy. Powieściopisarz cieszy się o wiele większym prestiżem społecznym.
W powieści pada zdanie: „Hiszpanie zawsze muszą kogoś prześladować”. Opierając się na polskim przykładzie, muszę stwierdzić, że krytykowanie własnego kraju nierzadko ściąga na artystów prawdziwą falę oburzenia. A może pisarz powinien być właśnie osobą, która posypuje solą rany danej zbiorowości i wytyka jej błędy?
Nie wydaje mi się, żeby naszym zadaniem było wytykanie komuś błędów i proponowanie rozwiązań. My, pisarze, nie mamy żadnego wpływu na naszych rodaków. Twórcy już dawno przegrali bitwę o wpływy z politykami. Naiwnym byłoby sądzić, że literatura popularna mogłaby zmieniać moralność społeczeństwa.
Moje podejście do pisania jest zdecydowanie mniej magiczne niż w przypadku niektórych moich kolegów po fachu. Dla mnie jest to praca jak każda inna. Mam za zadanie dostarczać rozrywki, choć czasem mogę oczywiście okazać się również przydatny i pomóc mojemu odbiorcy lepiej zrozumieć świat. Ja sam szukam zresztą w literaturze tego samego - zarówno jako pisarz, jak i czytelnik.
(img|723761|center)
Mateusz Witkowski/ksiazki.wp.pl
Wywiad przeprowadzony mailowo. Tłumaczyła Alicja Bruś