Matthew Quick: rzucił robotę i 3 lata w piwnicy teściów pisał powieść
Uwielbiany w południowym Jersey nauczyciel angielskiego Matthew Quick prowadził ustabilizowane życie, ale z pewnością nie był szczęśliwy. Wspierany przez żonę Quick rzucił pracę, sprzedał dom i rozpoczął pisanie powieści w piwnicy teściów. Napisanie „Poradnika” zajęło mu trzy lata. Quick długo walczył ze zmianami nastrojów i depresją i właśnie to zainspirowało go do napisania „Poradnika pozytywnego myślenia” – książki, dzięki której odniósł sukces.
Uwielbiany w południowym Jersey nauczyciel angielskiego Matthew Quick prowadził ustabilizowane życie, ale z pewnością nie był szczęśliwy. Wspierany przez żonę Quick rzucił pracę, sprzedał dom i rozpoczął pisanie powieści w piwnicy teściów. Napisanie „Poradnika pozytywnego myślenia” zajęło mu trzy lata. Quick długo walczył ze zmianami nastrojów i depresją i właśnie to zainspirowało go do napisania „Poradnika pozytywnego myślenia” – książki, dzięki której odniósł sukces.
Powieść została zekranizowana. W filmie wyreżyserowanym przez Davida O. Russella grają takie gwiazdy jak Bradley Cooper, Jennifer Lawrence i Robert De Niro. „Poradnik pozytywnego myślenia” jest uważany za pewnego kandydata do Oscara, szczególnie po tym, jak otrzymał nagrodę People’s Choice na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto (w poprzednich latach wyróżniono między innymi filmy„Jak zostać królem” i „Slumdog. Milioner z ulicy”).
Dziennikarz „East Valley Tribune” umówił się z Quickiem na wywiad w październiku 2012 roku. Podczas tego spotkania Quick zdradził, co mu się podobało w ekranizacji jego powieści, którzy autorzy go inspirują i dlaczego „Jak być sobą” jest jego ulubionym filmem.
Patrick Ryan, „East Valley Tribune”: Kiedy przeczytałem Twoją książkę i obejrzałem film „Poradnik pozytywnego myślenia”, zauważyłem kilka różnic między jednym a drugim. Czy jakieś zmiany szczególnie polubiłeś albo uznałeś, że wpływają korzystnie na oryginalną historię?
Matthew Quick: Jestem ogromnym fanem filmu. Naprawdę mi się podobał. A szczegóły, które mogłyby uczynić film lepszym? Zacznę od tego, że sześć lat temu byłem totalnie zadowolony z książki „Poradnik pozytywnego myślenia”. Zadaniem Davida O. Russella było sprawienie, żeby powieść jak najlepiej zaistniała na ekranie. Robert De Niro i Bradley Cooper przyjaźnią się poza ekranem. David powiedział mi, że to relacja niemal ojcowsko-synowska. Dla reżysera taka sytuacja to prawdziwy dar. W książce to Pat bardzo stara się nawiązać relację ze swoim ojcem, ale ten jest emocjonalnie do tego niezdolny.
W filmie widzicie ojca, granego przez De Niro, który chcąc mieć syna blisko, powtarza mu, że Orły będą wygrywać tylko wtedy, gdy on i Pat będą oglądali mecze razem. Widać więc wyraźnie, że to ojciec chciał, by syn stał się na powrót częścią jego życia. David i Robert De Niro na pewno mieli na to wpływ, uważam, że dzięki temu mamy do czynienia z lepszym współgraniem tych postaci na ekranie niż w książce. Jako reżyser David musiał się zastanawiać, jak wycisnąć z bohaterów jak najwięcej, i sądzę, że ta „zamiana ról” to sprytne posunięcie. Nie uważam, że to „układ” lepszy niż w książce, ale jest to bardzo dobre dla adaptacji.
Wspominałeś w wywiadach, że zmagałeś się z depresją podczas pisania „Poradnika pozytywnego myślenia”. Czy wykorzystałeś swoją historię, tworząc postać Pata? A może robiłeś jakieś badania albo rozmawiałeś z ludźmi, którzy cierpią na zaburzenia afektywne dwubiegunowe (zaburzenia maniakalno-depresyjne)?
Matthew Quick: Znam ludzi z chorobą afektywną dwubiegunową, sam także przechodziłem przez ostre wahania nastrojów. Nigdy nie zostałem dokładnie zdiagnozowany, ale moja żona zapewniłaby cię, że cierpiałem na cyklofrenię. To nie było aż tak poważne jak w przypadku Pata, ale jestem kimś, kto bardzo dobrze rozumie zmiany nastrojów. Spotykam się z wieloma przejawami demonizowania tej choroby, ale mogę podać ci przykłady ludzi, którzy byli dla mnie bohaterami, a równocześnie borykali się z problemami psychicznymi. Kurt Vonnegut jest moim bohaterem. Cierpiał na straszliwą depresję i próbował popełnić samobójstwo. Ernest Hemingway jest moim bohaterem. Wszyscy znamy jego historię i wiemy, jak ciężko musiał walczyć. Nie sądzę, żeby sekretem było to, że nastrój pisarzy zmienia się podczas procesu pisania.
Kiedy zaczynamy historię, jesteśmy pełni pomysłów i w dobrym nastroju, potem się rozkręcamy i docieramy do punktu kulminacyjnego, a kiedy kończymy, dobry nastrój ulatnia się. To przecież jest jak rytm w chorobie dwubiegunowej. I nie powinno być zaskoczeniem, że tak wielu pisarzy, ludzi tworzących historie, zmagało się z depresją bądź depresyjnymi epizodami. Pat przechodzi przez to od początku do końca i dlatego ja tak mocno wczuwam się w jego historię. Jestem bardzo wrażliwą osobą. W okolicy, w której dorastałem, w środowisku robotników i niższej klasy średniej to nie jest cecha, którą możesz pokazać, którą się ceni, więc ukrywałem swoją wrażliwość przez bardzo długi czas. Udawałem kogoś innego, niż naprawdę byłem, a w liceum pisałem wiersze, w których wyznawałem to, czego nie mogłem powiedzieć otwarcie. Wydanie powieści było prawie jak „wyjście z szafy”, tak jakby Matt Quick, ten facet z przedmieścia, którego znacie, wyjawił wszystkie swoje uczucia i lęki.
To było zabawne, ponieważ kiedy ukazał się „Poradnik pozytywnego myślenia”, mój przyjaciel, który jest zdiagnozowanym schizofrenikiem, podszedł do mnie i zapytał: „Skąd ty wiesz o tych wszystkich uczuciach? To jest prawdziwe”. Odpowiedziałem mu: też się z tym zmagałem. To było bardzo oczyszczające – móc rozmawiać o swoich doświadczeniach z ludźmi mającymi problemy psychiczne. Myślę, że kiedy ludzie przeczytają moją książkę, powiedzą: „Okej, to jest nasz człowiek, on wie”. Oczywiście znajdą się też tacy, którzy po lekturze powiedzą: „Nie wierzę, że Pat Peoples to prawdziwa postać. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak on”. To zawsze jest dla mnie bardzo rozczarowujące. Nie dlatego, że nie polubili książki, ale dlatego, że nie dopuszczają do siebie ludzi z zaburzeniami psychicznymi, jakby w ogóle nie wierzyli, że tacy ludzie istnieją.
Mógłbyś mi opowiedzieć o procesie tworzenia postaci Tiffany? Czy tę bohaterkę wzorowałeś na kimś, kogo znasz?
Matthew Quick: Ludzie pytają mnie o to bez przerwy, na przykład: „Czy znasz kogoś, kto próbowałby przespać się ze wszystkimi w biurze?”. Moja nudna odpowiedź brzmi: nie. Myślę, że to, co naprawdę reprezentuje sobą Tiffany, to gwałtowna siła, która zmusza człowieka, żeby spojrzał krytycznie na samego siebie. Pat żyje w świecie iluzji, dobrze widać to w książce – jest zdecydowanie bardziej odrealniony. Po prostu nie chce stanąć twarzą w twarz z prawdziwym światem i to właśnie Tiffany jest tą, która stawia go przed lustrem, żeby na siebie spojrzał. Nawet jeśli Pat zobaczy w lustrze kogoś, kogo nie chciałby oglądać. Moja żona w ogóle nie przypomina Tiffany. Nie jest tak głośna i apodyktyczna, nie rozkazuje wszystkim, przeciwnie – jest bardzo cicha.
Żyjemy w idealnym związku opartym na wdzięczności i miłości. Alicia wiedziała, że kiedy miałem dwadzieścia lat, nie dawałem z siebie wszystkiego i poniekąd porzucałem marzenia. Zmusiła mnie, żebym spojrzał na życie z innej perspektywy. Wtedy to, w okolicach moich trzydziestych urodzin, odbyliśmy bardzo długą rozmowę o tym, czego chcemy od życia. Kiedy się poznaliśmy, ona miała siedemnaście lat, ja dziewiętnaście i mieliśmy piękne marzenia, a skończyliśmy na przedmieściach, żyjąc życiem, które – obiektywnie patrząc – było dobre, ale nie takie, jakiego byśmy oczekiwali. Byłem lubianym nauczycielem w prawdopodobnie najlepszej szkole średniej w południowym Jersey i mógłbym się tego trzymać do końca życia. To Alicia sprawiła, że zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę nie jestem szczęśliwy, tylko w depresji.
Za dużo piłem wieczorami, bo próbowałem się uleczyć. Ona powtarzała tylko: „Zwróć na to uwagę”. Dorastając w środowisku niższej klasy średniej, nie mówisz o takich rzeczach. Używanie słowa „depresja” to nie było coś, z czym czułem się komfortowo przez większość mojego życia. To właśnie żona zmusiła mnie, żebym zauważył fakt, że nie jestem szczęśliwy, że pogrążam się w depresji i że nie jestem pewny siebie. Myślę, że te doświadczenia mogły mnie podświadomie zainspirować do stworzenia postaci Tiffany.
Matthew Quick: Czy są autorzy, którzy wpłynęli na twój styl pisania, na rodzaj historii, jaką opowiadasz na kartach „Poradnika pozytywnego myślenia”?
Tak, w jakiejś mierze na pewno, ale . Prawdopodobnie twórczość Vonneguta jest moją największą inspiracją. Nie tylko dlatego, że tworzył dziwaczne historie, ale dlatego, że był wielkim humanistą i wierzył, że ludzka dobroć może nas uratować. Jestem ogromnym fanem jego książek, także z tego powodu, że opowiadał historie absurdalne, pokręcone, ale również bardzo odważne. Nieustannie myślę o jego słowach: „Miłość może się skończyć, ale uprzejmość powinna zwyciężyć”. Pisałem swoją pracę magisterską „pod skrzydłami” laureata Nagrody Nobla Gao Xingjiana, który napisał książkę „Góra duszy”. Mówił wiele o „zimnej literaturze”, a my zewsząd słyszymy o rzeczach, które są „gorące”, na przykład: „Ta książka to gorący towar”.
Xingjian mówił, że powinniśmy pisać zimną literaturę, a chodziło mu o to, że powinniśmy pisać to, co najbardziej chcemy, a nie podążać ślepo za trendami i gonić za poklaskiem. Myślę, że zainspirował mnie tym bardzo. Mimo że dzięki „Poradnikowi” odniosłem duży komercyjny sukces, to zawsze myślę o Gao Xingjianie i jego lekcji.
Jaki jest twój ulubiony film Davida O. Russella?
Matthew Quick: „Jak być sobą”, który bardzo podzielił publiczność. I kiedy widziałem się z Davidem ostatnio, to wydawało mi się, że nawet on ma mieszane uczucia co do tego filmu. A ja kocham ten film, ponieważ jest tak dziwny, a równocześnie bardzo świeży i odważny. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego w kinie. Uwielbiam go, ale lubię także pozostałe filmy Davida. Uważam, że „Spanking the Monkey” był świetny. David pozwala widzowi wczuć się w perypetie bohaterów – oglądając jego filmy, masz wrażenie, że w nich uczestniczysz. W filmie „Fighter” mieszkasz w salonie bohaterów, w „Poradniku” czujesz, że jesteś częścią rodziny Pata. Myślę, że przy tym wszystkie techniczne sztuczki i efekty specjalne po prostu bledną.
W książce Pat staje się strasznie niespokojny na sam dźwięk piosenki „Songbird” Kenny’ego G. Czy jest jakaś piosenka, której szczególnie nie lubisz lub która cię wkurza?
Matthew Quick: Sam nie wiem. Tak naprawdę lubię wiele rodzajów muzyki. Opowiem ci zabawną historię. Oryginalnie w książce piosenką prześladującą bohatera miała być „My Cherie Amour” Steviego Wondera. Dokładnie tak jak jest w filmie. Nie mogliśmy jednak uzyskać do niej praw – mieliśmy zapłacić i dostać pozwolenie na cytowanie, ale nam się to nie udało. (David nie zdawał sobie sprawy, że dokonaliśmy zmiany w książce, i był bardzo zaskoczony, kiedy się o tym dowiedział). Wtedy moja żona powiedziała, że zostało nam zaledwie kilka tygodni, żeby dokonać korekty. „Wiesz, że będziesz musiał wybrać piosenkę bez słów?” Jak myślisz, która by pasowała? – zapytałem wtedy. „Czy nie byłoby wspaniale, gdyby to było coś Kenny’ego G? Może niech Pat dostaje bzika, gdy usłyszy piosenkę Kenny’ego?”
Myślę, że to wyszło zabawnie, ale zaznaczam, że sceny w książce są inne niż w filmie – nawet jeśli są straszne, to równocześnie komiczne i dziwaczne, podczas gdy „My Cherie Amour” jest znacznie bardziej smutna, wręcz tragiczna. Jeśli chodzi o piosenki, których nie znoszę, to chyba nie ma takich. Staram się nie nienawidzić. W czasach młodości byłem całkiem snobistyczny, jeśli chodzi o muzykę, kino i całą resztę, ale moje podejście zaczęło się zmieniać, kiedy dorosłem. I może to zabrzmi, jakbym miał milion lat, ale uważam, że im więcej rzeczy lubisz, tym bardziej jesteś szczęśliwy. Więc staram się unikać nienawiści do czegokolwiek.
Film może zdobyć kilka Oscarów. Wiesz już, czy będziesz na gali rozdania tych nagród?
Matthew Quick: Bardzo bym tego chciał, to może być cudowne doświadczenie. Z Oscarami jest tak, że wiele osób – autorów książek, które zekranizowano, którzy nie zostali zaproszeni na galę – wypisuje gorzkie, pełne wściekłości słowa na swoich blogach. Nie zamierzam być takim człowiekiem. Jestem podekscytowany i będę Davidowi kibicował.