Trwa ładowanie...
recenzja
13-06-2015 23:15

Nasz naród jak lawa

Nasz naród jak lawaŹródło: Inne
d2zh7zb
d2zh7zb

Kto widział „Ziemię obiecaną” Wajdy, temu się wydaje, że o dziewiętnastowiecznej Łodzi, buzującym tyglu kapitalizmu, wie już wszystko. „Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic…” Polak, Niemiec i Żyd. Ta talia miała jednak tylko trzy kolory. Gdzie czwarty?

W „Dolinie popiołów” w Łodzi i okolicach tłoczą się i walczą o swój kawałek tortu wszystkie cztery nacje – także Rosjanie. Dla większości Rosjan to żadna Ziemia Obiecana – to zsyłka na odległą prowincję, z dala od carskiego dworu i centralnych urzędów. Aczkolwiek zgrabny mająteczek z wygodnym dworkiem, z którego wywłaszczono polskiego buntowszczyka, to całkiem łakomy kąsek.

Krytykowi, który chciałby teraz wypalić do Reymonta i Wajdy z tej samej dwururki, z której niedawno strzelano do Prusa, ośmielam się przypomnieć, że cenzura to nie wymysł PRL-u stworzony celem grania w łapki z reżyserem Bareją, ale instytucja mająca długą i mroczną historię. Nie zmienia to faktu, że w „Dolinie popiołów” oglądamy obraz dopełniony, bez filtra. Już wolno.

„Dolina popiołów” to trzeci tom przygód prywatnego detektywa Stanisława Berga, który ukończywszy terminowanie w tym fachu u Jewgienija Aleksandrowicza Riepina, właśnie zaczyna działać na własny rachunek. Prywatny detektyw to w Łodzi ostatnich lat XIX wieku fach poszukiwany, bo który kupiec chciałby, by mało rozgarnięci i przekupni (albo bystrzy i jeszcze bardziej przekupni) policjanci wtykali nos w jego interesy? A zatem przy okazji szantażu, podpaleń, kradzieży ksiąg handlowych, porwań dla okupu detektyw wydeptuje własne ścieżki, nierzadko wchodząc policji w drogę. Przy okazji prowadzonego śledztwa Stach wplątuje się w sprawę polityczną, prowadzoną przez groźnego, demonicznego śledczego przybyłego z samego Petersburga – ktoś podpala dwory, które carski skarb zarekwirował niegdyś powstańcom styczniowym, po czym wynagradzano nimi wiernych urzędników.

d2zh7zb

Kryminał retro to, wbrew pozorom, trudne wyzwanie dla autora. Zwykle coś szwankuje – albo tło obyczajowe, albo fabuła, albo bohaterowie. Albo, co gorsza, wszystko naraz. Dlatego też zwykle, czytając ten rodzaj prozy, czyham na anachronizmy i obyczajowe absurdy, rozłażące się wątki i papierowe postaci odznaczające się jedynie znanymi z Wikipedii nazwiskami. Zwykle też nieźle się przy tym bawię, tęskniąc jednak za takim kryminałem retro, który czytałoby się jak powieść Arthura Conan Doyle’a albo Gastona Leroux. A teraz przyznam: od dawna nikt mnie tym rodzajem prozy tak nie uwiódł i nie zauroczył. Przyjemność porównywalna z czytaniem powieści Gastona Leroux, tych z Rouletabillem, nie z Upiorem Opery (choć była tu i postać w pelerynie, wzniecająca pożar w teatrze…). Znakomicie dopracowane tło, dramatyczna, wielowątkowa akcja, wyraziści bohaterowie, i to nie tylko pierwszego planu, trochę humoru, czasem oko, puszczone do czytelnika… Na skrzydełku okładki informacja, ze to ostatnia część trylogii, ale otwarte
zakończenie pozostawia szansę, że Stach Berg jeszcze powróci.

d2zh7zb
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2zh7zb