Trwa ładowanie...
recenzja
29-03-2013 00:32

Alibaba i zbyt wielu rozbójników

Alibaba i zbyt wielu rozbójnikówŹródło: Inne
d38fzf5
d38fzf5

W latach dziewięćdziesiątych w dominującej narracji medialnej dominował przekaz o słuszności i nieuchronności liberalnych przemian po upadku systemu centralistycznego. Trudno było usłyszeć w mediach elektronicznych (internet był wówczas w powijakach) oraz przeczytać w gazetach artykuły tych, których zmiana systemu wpędziła w nędzę lub w gigantyczne długi. Zmiany, rozpoczęte jeszcze przez rząd Rakowskiego, w ciągu kilku lat gruntownie przeorały polskie społeczeństwo, znaczną jego część spychając na margines i pozbawiając bezpieczeństwa socjalnego. Niektóre z grup pozbawionych przywilejów rozpoczęły bezpardonową walkę z władzą jak np. górnicy, większość jednak nie była zbyt dobrze zorganizowana, nie posiadając zaplecza materialnego z pokorą znosiła swój los. Zarzewie buntu nieść zaczęła grupa zdeklasowanych rolników z północy kraju, pod przewodnictwem zadłużonego po uszy Andrzeja Leppera. Jego widowiskowe i medialne akcje blokowania dróg, wysypywania tańszego importowanego ziarna czy wywożenia na taczkach
syndyków i komorników uczyniły z niego nieformalnego przywódcę tych, którym przemiany ekonomiczne dały w kość. Nieokrzesany i niewykształcony prowincjusz, cynicznie drwiący z prawa, a jednocześnie przenikliwie inteligentny i pracowity, doskonale rozumiejący prawidła rządzące polityką, zafascynował dziennikarza Marcina Kąckiego, który śledził jego karierę niemal od początku, a teraz, gdy dzieje Samoobrony są już historią, wydał książkę o narodzinach, rozkwicie i upadku ruchu, który wstrząsnął III RP, a w niektórych aspektach zdefiniował jej cechy.

Fenomen partii Andrzeja Leppera jak i jego samego z jednej strony jest łatwy do wytłumaczenia, z drugiej strony jego istnienie i względny sukces polityczny powinien stać przedmiotem głębokich analiz politologicznych, jakich ta książka niestety nie dostarcza. Kącki jako się rzekło jest dziennikarzem, skrupulatnie opisuje wydarzenia, starając się być obiektywnym obserwatorem (choć niechęć do Samoobrony, ale również PiS-u i LPR-u jest wyczuwalna), w kluczowym momencie staje się też stroną sporu, gdy jego artykuł o seksaferze w Samoobronie niemal doprowadził do upadku rządu. Komentarz czy choćby krótka analiza tu nie występuje, Kącki postawił na fakty, scenki rodzajowe i opisy sytuacyjne, które serwuje z prędkością karabinu maszynowego. Obserwujemy partię Leppera widzianą oczami wielkomiejskiego liberała, który raczył zauważyć chłopskie problemy wówczas, gdy zablokowano mu drogę za miastem. Zbyt mało wiemy o przyczynach powstania, złe kredyty stanowiły zaledwie zapalnik i początkowe spoiwo ruchu. Autor
doskonale pisze i potrafi przykuć uwagę czytelnika, ale po skończeniu lektury możemy dość do przekonania, że Andrzej Lepper stał się jedną z tych wielu postaci w historii świata, którą okoliczności wyniosły znacznie powyżej własnych możliwości, co przypłacił życiem. Paradoksalnie, jednostkowy los lidera Samoobrony jest tu najmniej interesujący, o wiele bardziej frapujące są przyczyny powstania i gwałtownego wzrostu poparcia, a także spuścizna polityczna, z którą borykamy się właściwie do dziś.

Polacy w swym głosowaniu bardzo często starają się dokuczyć elitom, wybierając partie czy postaci, które doskonale nadają się do politycznych działań destrukcyjnych. W galerii postaci od Stana Tymińskiego po Janusza Palikota Lepper zajmuje miejsce wyjątkowe. Odwoływał się bowiem do tej części polskiego elektoratu, jak się okazało, wcale nie małej, której tożsamość jest płynna, dostosowywana do okoliczności. Komentatorom politycznym nie mieściło się w głowach, że ten sam Lepper, który nagminnie łamał prawo, gdy został ministrem, buntującym się rolnikom groził w ten sam sposób, jak mu grożono. Że potrafił zmienić zdanie dosłownie z dnia na dzień, a takie zaprzeczanie samemu sobie nie powodowało utraty popularności. Istnieje wśród nas spora grupa osób, której jedynym sposobem na życie jest bezustanne przystosowywanie się. Ksiądz Tischner próbował ich dookreślić jako homo sovieticus, a Rafał Ziemkiewicz poświęcił cały zbiór felietonów pod tytułem * Polactwo*. Owo przystosowywanie się to bezustanne naginanie i łamanie wszelkich zasad moralnych w celu osiągnięcia osobistych celów, bez liczenia się z dobrem wspólnym. Samoobrona okazała się być zgrają cwanych bezideowców, która wykorzystała buntowniczy nastrój polskiej prowincji, by z jednej strony umknąć przed prozaicznymi problemami z prawem czy wierzycielami z jednej strony, z drugiej zwyczajnie w świecie zapewnić sobie byt kosztem struktur państwowych. Choć Lepper groził z trybuny sejmowej, że Wersalu już nie będzie, Samoobronie w ogóle nie zależało na wywróceniu koryta, a raczej dopchaniu się do niego. Członkostwo zapewniało pewną ochronę prawną (wymiar sprawiedliwości zwyczajnie obawiał się happenerskich akcji, skierowanych przeciwko sobie), stąd tylu w partii aferzystów różnego kalibru. Gdy po wyborach 2007 r.
okazało się, że Lepper nie będzie w stanie zapewnić ani immunitetów, ani dostępu do posad państwowych, skończyła się lojalność i partia praktycznie zniknęła w kilka tygodni.

Andrzej Lepper po mistrzowsku wykorzystał koniunkturę medialną, rodzącym się wówczas całodobowym kanałom informacyjnych z premedytacją zapewniał newsy, docierając ze swym antyelitarnym przekazem via elitarne kanały telewizyjne. Postaci z Samoobrony o nienachalnych walorach intelektualnych, których całe ciągi wpadek z pieczołowitością odnotowywane w mediach, paradoksalnie podtrzymywały zainteresowanie i promowały cały ruch. Żaden z ówczesnych liderów nie zareagował na tę zmianę lepiej, niż właśnie Lepper, który wyznaczył pewien standard gry polityków z mediami, obowiązujący do dziś.

d38fzf5

Drugą istotną spuścizną Leppera jest styl zarządzania partią. Pozycja szefa była niepodważalna, Samoobrona szybko stała się organizacją wodzowską, gdzie zdanie przywódcy ważniejsze jest od programów czy idei. Ferment ideowy czy intelektualny był z gruntu obcy jej członkom, skupiali się bardziej na bezwzględnej wojnie na słowa, w której tupetem i brakiem kultury obniżyli poziom debaty politycznej, ku radości oglądającej to gawiedzi, dla której rynsztokowe zachowania były akceptowalne i zrozumiałe. Członkowie partii, łącznie z najbliższym otoczeniem wodza, zachowywali się bardziej jak dworzanie, niż niezależni politycy. Właściwie w tej chwili w Polsce wszystkie duże partie przyjęły styl zarządzania, wypracowany przez Leppera, który – co przyznają wszyscy – stanowi silny dławik rozwoju demokracji i społeczeństwa obywatelskiego.

Lepperiada jest interesującą kroniką dziejów efemerycznego ruchu buntowników przeciw systemowi, którzy marzyli o tym, by ten system zrazu skolonizować i na nim pasożytować, a potem by stać się jego częścią. Zapłacili za to utratą wiarygodności, zaś sam Lepper trafił na bezwzględnego gracza politycznego, jakim okazał się Jarosław Kaczyński, który nie dość, że rozbił w puch Samoobronę, to jeszcze właściwie przejął jego elektorat. Stąd też Marcin Kącki dziś może zamknąć całą historię na dwustu stronach, wiedząc, że nie będzie ani epilogu, ani ciągu dalszego.

d38fzf5
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d38fzf5