„Nie ma sensu z nimi rozmawiać. Tylko: jest pensja lub nie ma pensji. Spierdalać! To jest Hamburger Bank, a nie poczekalnia na dworcu. Tu się przychodzi z konkretnymi problemami. Z właściwymi pytaniami.”
Brzmi to jak jakaś koszmarna historyjka, ale Sławomir Shuty wie, o czym pisze. Pracował w Hamburger Banku, nawet długo, otarł się o wszystkie produkty, bezsensowne targety, ustalane na wszystko, nieżyczliwą Basię – Świętą – Kierownik. Świat widziany oczami Shutego jest pełen bólu człowieka, owładniętego przez system. Z jednej strony to układność względem klientów – sławna obsługa z przyklejonym do twarzy uśmiechem i zapytaniem: „W czym mogę pomóc?”, to walka o zdobycie nowych rachunków, żeby wyrobić target i mieć premię, rozdzieloną według własnego widzimisię Basi Kierownik, na akcjach promocyjnych w centrach handlowych w weekendy. To próba zaakceptowania takiego życia, mimo potwornego zmęczenia i zestresowania. To takie życie, w którym wtorek to już prawie jak piątek, a w piątek to może Basi nie będzie i wreszcie uda się wyjść z oddziału o czasie. Może Basia ustanowi nowy rekord w grze w kaczki. Z drugiej strony to przystosowanie się nie wychodzi do końca zgodnie z oczekiwaniami Hamburger Sir Dyrektora.
Nie wolno przecież z klientami rozmawiać, bo byli potrzebni jedynie do osiągnięcia założeń sprzedażowych, więc potem nie powinni przychodzić i pytać.
Dziwne, że Mirek, czyli bohater Shutego, tłumaczy, na czym polega różnica pomiędzy Eliksirem a Sybirem? Dla klienta – nie, dla jej wysokości kierowniczki – owszem. Świat pełen absurdów i trzech tysięcy asystentów bankowych w całej Polsce, którzy są kasjerami, ale zgodnie z nazewnictwem stanowiska nie dostaną dodatku kasjerskiego. Z drugiej strony – to świat, w którym nic się nie chce, w którym poniedziałek rano boli jak diabli, bo trzeba iść do nielubianej roboty, w którym mamusia postawi obiad na stole, ale będzie prawić wyrzuty, że wydajesz pensję na kolejne piwo, żeby zapomnieć. I w ogóle chce ci się po prostu na to wszystko rzygać.
Zwał to piękny absurdalny świat biur i instytucji usługowych. To złośliwa satyra na upragnioną przez znaczną część Polaków pracę w banku – Świątyni Pieniądza. Shuty burzy ten idylliczny obraz i pokazuje, że w tym świecie liczą się tylko pieniądze klienta, ale też do chwili, gdy nie zostaną zaksięgowane na rachunkach bankowych. Potem klient jest zbędny i generuje dodatkowe obciążenia, związane z jego obsługą. Nie znaczy to, że ważniejszy jest pracownik, bo jego z kolei trzeba zmusić do sprzedaży, sprzedaży nade wszystko. Liczą się tylko wyniki, to jest miarą sukcesu kierownika i miarą stresu pracownika. A że czasem target jest wyrabiany, ponieważ wszyscy znajomi i znajomi znajomych mają założone w Hamburger Banku rachunki? To tylko forma przejściowa, w przyszłym miesiącu się je zamknie. Dla byłych pracowników Hamburger Banku – pozycja na osiem za to, że można się z tego wyrwać, chociaż może nie do końca w taki sposób, jak jego pracownik. Zresztą odkąd Sławomir S. został uhonorowany Paszportem Polityki –
wstyd nie przeczytać. Choćby po to, aby wiedzieć, dlaczego Pan w Szelkach w oddziale jest taki skrzywiony.