Trwa ładowanie...
recenzja
21-06-2011 15:19

Onaniści wszystkich krajów, leczcie się!

Onaniści wszystkich krajów, leczcie się!Źródło: "__wlasne
d4eoxjr
d4eoxjr

Nie wierzcie na słowo zwolennikom seksualnej rewolucji. Nie ufajcie rozpustnym edukatorom seksualnym. Nie przywiązujcie żadnej wagi do plugawych artykułów poświęconych życiu seksualnemu, których setki odnajdziecie w kolorowych magazynach. To wszystko nieprawda.

1. Masturbacja nie jest dobra. Nie pomaga. Nie wyzwala. Nie odstresowuje. Wręcz przeciwnie: szkodzi, niszczy i zabija. Posłuchajcie tylko:

„Oko błędne, przyćmione, słabe i często zaczerwienione, obolałe, kaprawe, zawsze zwilgotniałe, powieki spuchnięte, twarz zgrzybiała, pożółkła i wychudzona, zmęczenie, któremu żaden wypoczynek zadośćuczynić nie zdoła, trawienie trudne, kał nieczęsty, uryna zgęstniała, zbielała, najczęściej smrodliwa, skłonność do rzygania częsta, a rzygi tłuste, wielka słabość nerek oraz nóg, trzęsionka nieustająca, głos ochrypły, wątły i głuchy, czasami zupełnie zgasły, poty nadzwyczaj obfite, nawet bez przyodziewku, skóra nieuchronnie wysuszona i rozogniona, kaszel urywany, suchy, nieodkrztuśny, stękania, częste ziewania”.

2. To obszerne wyliczenie różnego rodzaju symptomów i schorzeń jest zaledwie fragmentem rozdziału książki poświęconej straszliwym skutkom masturbacji właśnie. Wydawnictwo słowo/obraz terytoria po ogromnym sukcesie * Sztuki pierdzenia* (2010), opublikowało właśnie drugi tom z serii „10/17” (nazwa pochodzi od formatu książeczek: 100×170 mm). Tym razem są to Niebezpieczeństwa onanizmu Jacques’a Louisa Doussina-Dubreuila, wstrząsający i zarazem nieskończenie zabawny traktat o „zgubnych skutkach nałogu, który od niepamiętnych czasów wyniszcza nasze społeczeństwa”. Książka ukazała się po raz pierwszy w 1825 roku i była jedną z wielu ówczesnych przestróg skierowanych do masturbantów, a także ich zaniepokojonych rodziców, opiekunów i pedagogów.

3. Jak pisze w świetnym i, niestety, bardzo krótkim posłowiu tłumacz tomu, Krzysztof Rutkowski, pierwszy pseudonaukowy traktat poświęcony masturbacji ukazał się w 1760 roku i przez kolejne dziesięciolecia cieszył się niebywałym powodzeniem w Europie: „W osiemnastym stuleciu wznawiano go kilkanaście razy po francusku, przekład angielski z roku 1766 osiągnął sześć wydań przed rokiem 1781, tłumaczenie niemieckie wznawiano do roku 1798 ośmiokrotnie, włoskie w latach 1774 i 1792 – czterokrotnie”. Autorem traktatu był Szwajcar Samuel Auguste André David Tissot, na którego wielokrotnie powoływali się w swoich pracach kolejne samozwańcze autorytety w dziedzinie „onanistyki”, z autorem Niebezpieczeństw onanizmu włącznie. Od momentu ukazania się dzieła Tissota onanizm „przestał być tylko grzechem, lecz stał się plagą, śmiertelnym niebezpieczeństwem, epidemią zagrażającą całym społecznościom, w dodatku chorobą zakaźną”.

d4eoxjr

4. To właśnie Tissot jako pierwszy nazwał onanizm „zbrodnią”, a jego (Tissota, nie onanizmu) liczni popularyzatorzy i naśladowcy – pisze Rutkowski – „trąbili po nim na alarm, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że uprawiają klozetową biopolitykę”. Z samych Niebezpieczeństw onanizmu można by wypisać kilkadziesiąt określeń na ową radosną czynność, a wspomniana „zbrodnia onanizmu” wcale nie należy do najmocniejszych. Kilka przykładowych określeń zaczerpniętych z książki: „nieszczęsna ruchawica”, „wyboczeńcze dolegliwości”, „zniewolenie tyrańską namiętnością”, „nędzna skłonność”, „zgubna trzepanina”, „żałosne bezeceństwa”, „straszliwy sposób samozniszczenia” czy – może delikatniejsze, ale równie wymyślne – „rękodzieło”, „jazda konna” i „spuszczalstwo”. Już chociażby w związku z tymi określeniami warto wspomnieć o kongenialnym tłumaczeniu autorstwa Krzysztofa Rutkowskiego. Więcej nawet – podejrzewam, że polski przekład zdecydowanie przerasta francuski oryginał, gdyż doprawdy trudno mi uwierzyć, by tego
rodzaju dydaktyczna książeczka z początków XIX wieku napisana była językiem aż tak wyrazistym, sugestywnym, bogatym i zróżnicowanym, a takie są właśnie Niebezpieczeństwa onanizmu w polskim wydaniu.

5. Główną składową książki jest pięć obszernych listów francuskiego lekarza do pewnego młodzieńca, który „medycynie poświęcił się zamierzał, ale uprawiał onanizm”, ale „szczęśliwie rzecz mi całą wyznał w porę, by się z samogwałtu wydobyć”. Doussin-Dubreuil przyznaje, że długo zwlekał z opublikowaniem tych listów, gdyż podobne świadectwa widział u autorów, którzy wcześniej „naukowo” zajmowali się masturbacją (wspomniany Tissot, Willaume, Campe, Gottlieb Wogel i inni), ale w końcu zdał sobie sprawę ze „skutków równie przeraźliwych, jak porażających, każdego dnia wywoływanych przez występek masturbacji”, co najpewniej (nie pisze o tym wprost) ostatecznie zachęciło go do udostępnienia korespondencji ogółowi czytelników.

6. Trudno jednak nie zorientować się w czasie lektury, że listy do młodego lekarza, jak również kolejne świadectwa nawróconych i/lub umierających onanistów (świadectwa porażające, pełne okrutnych chorób i obrzydliwych dolegliwości) są zgrabną i niezwykle przekonującą mistyfikacją autora książki. Napisane takim samym stylem i według tego samego schematu (mądry, utalentowany i dobrze wychowany młodzieniec zaczyna się masturbować, a tym samym zaczyna się zmieniać nie do poznania, rozkładowi ulega nie tylko jego ciało, ale i dusza, a ratunku – o ile nie jest nań już za późno – szuka w Bogu, modlitwie i spowiedzi), niezmiennie utrzymane w swojej traumatyczno-dydaktycznej poetyce, co jednak nie ma żadnego wpływu na skuteczność całego przekazu.

7. W XIX wieku Niebezpieczeństwa onanizmu siały prawdziwe spustoszenie w umysłach uprawiających „rękodzieło” młodzieńców (a w jeszcze większym stopniu w umysłach ich opiekunów), prały ich mózgi i wstrząsały ich sumieniami, ale wyobrażam sobie, że i dzisiaj, dwa wieki później, pod wpływem lektury dojdzie do kilku, kilkunastu „masturbacyjnych nawróceń”, uroczystych przejść na czystą stronę mocy, na drogę cnoty i prawości. Jak napisał na stronie jednej z największych księgarń internetowych czytelnik: „Po jej lekturze zdecydowałem się porzucić ten zgubny nałóg! Czyż potrzebna jest lepsza recenzja????”. Inny użytkownik kupił z kolei książeczkę na prezent urodzinowy dla swego kumpla i, jak podsumował, „beka była na imprezie niewąska”.

d4eoxjr

8. Z jednej strony, siła retoryczna Niebezpieczeństw onanizmu w dalszym ciągu robi wrażenie i w tym sensie jest to małe arcydzieło, które mogłoby nosić podtytuł „Chwyty retoryczne w praktyce” i które z uznaniem mógłby przeczytać nawet Schopenhauer. Z drugiej, zupełnie idiotyczny jest przekaz merytoryczny książki, jej treść, którą dzisiaj – całe szczęście – możemy czytać co rusz zarykując się ze śmiechu, ale jeśli tylko wyobrazimy sobie, że jeszcze stosunkowo niedawno tego rodzaju pseudonaukowe brednie traktowano śmiertelnie poważnie, mina nieco rzednie. Być może niekiedy miarą postępu jest właśnie tego rodzaju „cywilizacyjny skok”, że coś, co powinno przerażać i wstrząsać po jakimś czasie tylko śmieszy i wprawia w zażenowanie.

9.Bo też czy możemy dzisiaj naprawdę poważnie potraktować chociażby fragment książki, w którym autor opowiada o młodzieńcu, który zaczął się masturbować w wieku pięciu lat (sic!), sześć lat później na skutek swej „nieszczęsnej ruchawicy” stracił rozum, a w wieku 16 lat zmarł na wywołaną masturbacją „chorobę nerwową, którą nazwać wypada odmianą epilepsji”? Albo inny przykład, opowieść o niejakim L. D., zegarmistrzu, który, zanim zaczął praktykować ową haniebną namiętność, zachowywał się rozważnie i cieszył dobrym życiem? Wszystko się zmieniło, gdy skończył 17 lat i „zaczął się onanizować codziennie, a często i trzy razy dziennie”. Czy – z dzisiejszej, może nazbyt cynicznej i zupełnie nieempatycznej, perspektywy – nie śmieszą nas takie fragmenty traktatu jak następujący: „Dusza zegarmistrza zatopiła się w sprośnościach tak głęboko, że o niczym już innym niż onanizm myśleć nie potrafił i jeszcze częściej oddawał się zgubnej trzepaninie, aż do czasu, gdy poczuł, że śmierć blisko. Za późno wrócił do
rozumu, zło poczyniło tak wielkie spustoszenia, że nie sposób go było już wyleczyć, a genitalia tak rozdrażnił i osłabił, że bez dotykania wypuszczał bez przerwy nasienie”?

10. Nie sposób też zgodzić się z recenzentem Onetu, który stwierdził, że Niebezpieczeństwa onanizmu nie są ani zajmującą lekturą ani wielkim świadectwem epoki. Wielkim może nie są, ale tylko w tym sensie, że książka liczy zaledwie 170 stronic małego formatu. Jeszcze bardziej absurdalnie brzmi inny zarzut recenzenta: „Prawdę mówiąc, nie potrafię wyobrazić sobie potencjalnego odbiorcy tej książki”. No cóż, jakby to powiedzieć… Słynny Raport Kinseya ukazał się w latach pięćdziesiątych minionego wieku i już wtedy 92% mężczyzn oraz 62% kobiet przyznało się do masturbacji, a nie wydaje mi się, byśmy mieli do czynienia w przypadku tych danych z tendencją malejącą… „Potencjalnych odbiorców” z całą pewnością więc nie zabraknie. Na zakończenie dodam jeszcze, że szczególnie polecam czytanie Niebezpieczeństw onanizmu na głos w czasie różnego rodzaju imprez (może niekoniecznie tych oficjalnych i państwowych) oraz wręczanie książeczki jako prezentu wszystkim krewnym i znajomym. Dodatkowo podpowiadam
napisanie jakiejś zgrabnej dedykacji na stronach tytułowych. Na przykład coś w rodzaju: „Czytasz na własną rękę!”.

d4eoxjr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4eoxjr