To chyba nieco absurdalne czytać książę pod takim tytułem… Zastanawiam się, czy to nie świadczy o jakimś skrzywieniu? Faktem jest, że zdarzało mi się oglądać seriale kryminalne, czasami kilka z rzędu i za każdym razem podczas tej przygody dzielnie śledzę wszystkie wskazówki i bawię się w śledczego. Jak nie umrzeć. Opowieści patologa sądowego miały być chyba jakimś uzupełnieniem. Mnie samej do medycyny nigdy nie ciągnęło, a już szczególnie na stanowisko patologa sądowego!
Jan Garavaglia, znana w środowisku jako „Doktor G.”, dała się poznać jeszcze zanim wydano książkę jako prowadząca cykl programów emitowanych na jednym z kanałów Discovery. Swoją książkę rozpoczyna od przedstawienia swojej osoby, motywów, jakie kierowały nią przy wybieraniu sposobu na życie oraz osób, które wpłynęły na jej zawód. Opisuje narzędzia, których używa przy pracy (co niewątpliwie zaskakuje: „Oprócz typowo chirurgicznych instrumentów, takich jak skalpele czy piła do kości, często używamy przyrządów dobrze znanych z kuchni: noży do krojenia, ostrzałki do noży, nożyc do żywopłotu i gąbek do szorowania naczyń.”). Próbuje uświadomić różnice między koronerem (tak często słyszy się w serialach „wezwijcie kornera!”) a patologiem sądowym. Zresztą, czuć w tym rozróżnieniu pewien dystans wobec tych pierwszych, którzy chyba jednak mimo wszystko odbierają chleb lekarzom. Niemniej jednak sposób, w jaki Garavaglia pisze o tym wszystkim, jest tylko na początku lekki i przyjemny. Laik ma poczucie, że mówi się do
niego prostym, zrozumiałym językiem. Nie ma tu medycznych zwrotów, łacińskich nazw i bełkotliwych opisów. Ale z czasem wpada się w stan, który kończy się ziewaniem- jak na nudnym filmie z gatunku kryminalnych. Zdecydowanie Jak nie umrzeć... nie jest kolejną sensacyjną książką, która pokazuje wszelkie okrucieństwa świata i ukazuje człowieka jako mordercę, złoczyńcę i całe zło.
Z wielu powodów nie udało mi się przeczytać do końca tej książki. Znudziła mnie po kilkudziesięciu stronach. Kolejne przypadki były dla mnie tak absurdalne, że aż momentami śmieszne, choć starałam się w głowie reżyserować te wszystkie zdarzenia, żeby wciągnąć się w lekturę jak w dobry serial, ale niestety, nie udało mi się.Choć bardzo chciałam dokończyć, chciałam dowiedzieć się, „jak nie umrzeć”, to jednak notoryczna senność, która ogarniała mnie przy kolejnych stronach, nie pozwoliła mi na to. Zdecydowanie, jest to lektura tylko dla wytrwałych.