Mamy rok 1984. Aomame jest przeciętną trzydziestoletnią, dość atrakcyjną Japonką, bezdzietną, bez męża czy sympatii, oficjalnie pracuje jako trenerka fitness. Prowadzi jednak drugie, mroczne życie – jest morderczynią-mścicielem. Celem jej ataków są mężczyźni, którzy znęcają się nad kobietami. Tengo jest trzydziestoletnim nauczycielem matematyki, a po godzinach staje się redaktorem powieści, felietonistą literackim, który na razie do szuflady pisze powieść. Potężnie zbudowany, podoba się kobietom, ale wiedzie monotonne, samotne życie w wielkim mieście, przerywane tylko copiątkowymi wizytami o dziesięć lat starszej, żonatej kochanki. Tengo również nie jest krystalicznie uczciwy, bierze udział w literackim oszustwie na wielką skalę.
Aomame i Tengo są everymenami, ludźmi jak każdy z nas, zamkniętymi samotnikami wyzutymi z więzów rodzinnych, rzuconymi w przestrzeń wielkomiejską, która jest tak naprawdę przygnębiającą pustynią duchową, gdzie dobry kontakt międzyludzki praktycznie nie istnieje. Z łatwością przychodzi nam zrozumienie motywacji bohaterów, identyfikujemy się z nimi, bo sami łakniemy, aby nasze życie miało celi i sens, aby było taką dobrą opowieścią, jak źle myśli o swoim życiu Tengo. Niepostrzeżenie przestajemy zauważać, że bohaterowie powodowani jak najlepszymi intencjami, robią złe rzeczy, właśnie dlatego, żeby zmniejszyć poczucie swojej bezużyteczności i nijakości.
Murakami opowiada o tej parze równolegle, rozdziały męskie i żeńskie występują naprzemiennie. Uważny czytelnik zauważy drobne styczne w życiorysach bohaterów lub ich słabo zawoalowane sugestie. Z biegiem fabuły autor powoli i niepostrzeżenie zaczyna sobie poszerzać plan powieści, ciasny, klaustrofobiczny świat bohaterów, przypominający scenę teatralną, pod koniec powieści nagle wybiega na nieograniczoną przestrzeń. Sukcesywne wprowadzanie elementów rodem z fantastyki czy nadrealizmu, rozjeżdżanie się planów czasowych, nadaje 1Q84 coraz bardziej niesamowitych walorów. Murakami, zupełnie jak przywódca sekty, o której pisze, powolutku odrywa nas od rzeczywistości, by przenieść do zamkniętej krainy, gdzie tylko on jest w stanie podyktować warunki czytelnikowi oraz bohaterom powieści. Jesteśmy umiejętnie zwodzeni, w taki sposób, aby się nie zorientować, że wpadliśmy w sidła bezwzględnego guru. Takie też było moje podejście do tej powieści – zrazu sceptyczne, wydała mi się wtórna, autoplagiatorska, ale
widzę już moją pochopność oceny – 1Q84 w następnych odsłonach zamierza nas osaczyć i przejąć wyobraźnię. Murakami zdaje się mówić, że rzeczywistość się skończyła. Zresztą stąd to nawiązanie do Orwella : o ile powieść słynnego Anglika jest najczęściej odczytywana w kontekście krytyki systemów totalitarnych, o tyle japoński pisarz odwołuje się do niej właśnie jako pierwszego dzieła obnażającego koniec realności. Aomame ma nieustanne poczucie, że jej czas wymknął się jej spod kontroli, biegnie w innej przestrzeni, która coraz mocniej rozchodzi się z prawdziwością. My zaś mamy poczucie, że wszyscy są manipulowani i się oszukują, tak w relacji bohaterów pomiędzy sobą, jak i w relacji autor-czytelnik. U Orwella trwała nieustanna modyfikacja historii, która nie pozwalała na ułożenie relacji ze społeczeństwem i władzą tak, by czuć się bezpiecznie tu i teraz. Murakami
odbiera Aomame czas, zaś Tengo stawia na drodze piękną Fukaeri, będącej ucieleśnieniem ideału i niedostępności, poruszającej się sferze niezrozumienia na kanwie zdrowego rozsądku dla ścisłego, matematycznego umysłu młodego redaktora.
Jedną z cech pisarstwa Murakamiego jest właśnie łatwość przejścia pomiędzy zamkniętym i otwartym, między wewnętrznym a zewnętrznym, między trywialnym a ważnym.W życiu Tengo i Aomame niewiele się dzieje, wydarzenia nie są tym, czym mogły by być w tak rozbudowanej książce. A jednak wciąż mamy poczucie ważności tej nieważności, że zostaną zaangażowani w coś wielkiego, że ich życie w 99% składa się z powszedniości, aby ten jeden procent zadecydował o czymś istotnym. I tak, jak w * Kronice ptaka nakręcacza* tym ważnym elementem był stosunek współczesnych Japończyków do zbrodni wojennych przez nich popełnionych, tak w 1Q84 mamy już uniwersalny problem przemocy wobec kobiet i dzieci, a także sekciarstwa, zjawiska będącego plagą na Dalekim Wschodzie. Murakami, pisząc o tych problemach, nagle nabiera wigoru, przygniata czytelnika bezwzględnym, werystycznym opisem.
1Q84 w swej pierwszej części jest dopiero wprowadzeniem, początkiem, zachętą. Każdy, kto zna pisarstwo Murakamiego, odnajdzie się tu bez kłopotu – jest podobnie do jego poprzednich powieści, i to była przyczyna, dla której przez większą część lektury czułem się z jednej strony jak w miejscu, które dobrze znam, ale nie wiem, czy chcę tu po raz kolejny wrócić. Zmieniłem zdanie pod koniec tej części powieści: zafrapowała mnie konstrukcja, zagęszczenie akcji i jej zwroty, wreszcie – nie mam już takie pewności, czy Murakami nie sprowadził mnie na manowce takiego myślenia z premedytacją po to, aby zabrać mnie gdzieś indziej, gdzie jeszcze mnie nie było. I mimo wszystko chcę się tam z nim udać.