Znakomity byłby z tego film – wypada się zgodzić z autorem posłowia, który debiutancką książkę znanej aktorki mimowolnie kojarzy z aspektem kinowym. Czytając Klarę, nie sposób uciec od podobnych konotacji. Izabela Kuna tworzy bowiem groteskowo zdeformowany, obleczony w warstwę błyskotliwych dialogów i niebanalnych postaci, filmowy scenariusz – rodem z „Lejdis”. Mamy w nim ekranowe kreacje skomplikowanych bohaterów, mamy rozbrzmiewający w zaskakujących momentach płacz, mamy samotność i szczery do bólu obraz pokolenia współczesnych czterdziestolatków. Otrzymujemy ponadto – w ramach „filmowego” bonusu – zażywającego xanax kota, a także całą masę depresjogennych trunków. Kuna igra z konwencjami i bawi często wulgarnym, niemniej jednak celnym, humorem. Uwaga – w Klarze nie znajdziemy eufemizmów.
Ujęte w formę krótkich, urywkowych rozdziałów delirium tremens tytułowej bohaterki to literacka próba rozliczenia z codziennością – w jej możliwie najbardziej prozaicznym, przygnębiającym wydaniu. Rzeczywistość pełną lęków i omamów, libacji lub też irytacji, niedotrzymanych obietnic i związków bez przyszłości autorka tworzy na bazie rozmów. Telefonicznych, wykrzyczanych, żartobliwych mniej lub bardziej. Dialogowość formy jest fundamentem miejscami absurdalnej, lecz równocześnie niepokojąco prawdziwej wymowy ogólnej książki. W dialogach zawiera się cała nieszablonowość postaci, ich pokrętny tok myślowy, a także ewidentny komizm sytuacyjny, w którego tworzeniu autorka wykazuje niemałą wprawę. W przypadku Klary nie mamy do czynienia z typową powieściową akcją – z kompozycją zamkniętą w ramach sugestywnego prologu i umoralniającego zakończenia. Całościowy odbiór książki oraz interpretacja poszczególnych rozdziałów zależy w dużej mierze od wyobraźni odbiorcy, który ze skrawków groteskowych rozmów
wyłuskuje obraz opisywanej w danym rozdziale przestrzeni. Silna aluzyjność narracji, jak również obecny w niej ton niedopowiedzenia, tworzą specyficzny klimat niepokoju i emocjonalnej huśtawki, towarzyszący bohaterom książki.
Kuna rezygnuje z wystudiowanych zabiegów, operując chaotyczną i silnie sfragmentalizowaną formą niby-opowiadań.Dużo w tych mikrorozdziałach przypadkowości, dzięki której prezentowana przez bohaterów życiowa destabilizacja – granicząca miejscami z psychozą – zyskuje na wiarygodności. Klara urasta tym samym do rangi spontanicznego studium ludzkiego zagubienia, którego powagę autorka skutecznie przełamuje rozbrajającym humorem. Cięty dowcip, przebijający z kolejnych rozdziałów i niemal każdej wypowiedzi rozchwianych emocjonalnie postaci, jest podstawową siłą napędową fabuły. Choć Klara obfituje w dekadenckie wtręty i depresyjne wywody wstawionych bohaterów, ciężko określić ją mianem książki ponurej. Eksponowany przez Kunę komizm prezentuje popularny ostatnimi czasy wymiar „kontrolowanego absurdu” – dosłowny i jednocześnie bardzo aluzyjny, prowokacyjny i dosadny, z racjonalną porcją wulgaryzmów zgrabnie wplecionych w dyskurs. Epatowanie humorem, w połączeniu z fragmentaryczną kompozycją, niewątpliwie
zwiększa dynamizm akcji. Surrealistyczna warstwa nieprawdopodobnych sytuacji z pogranicza jawy i snu skraca także dystans do opisywanych postaci. Bohaterowie książki są barwni do przesady, a przy całym swym dziwactwie – dość małostkowi i przyziemni. Prezentują skrajne cechy, z którymi niekoniecznie chcemy się utożsamiać, lecz które w ten czy inny sposób oddziałują na wyobraźnię. Uwikłana w romans z żonatym mazgajem, wiecznie wstawiona, awanturująca się Klara wzbudza w odbiorcy mimowolną sympatię. Jej życiowy marazm, emocjonalne rozterki i w gruncie rzeczy pocieszna niedoskonałość tworzą mieszankę wybuchową, warunkując niejednoznaczny odbiór książki.
Kunie należą się słowa uznania – za pomysł, za dowcip, za błyskotliwą kąśliwość. Klara prezentuje rzecz jasna typ prozy komercyjnej, bazującej na chwytliwych dialogach, dozowanej pikanterii i przyswajalnej formie „blogowych” zapisków. Popularny charakter bynajmniej nie dyskwalifikuje książki – mamy bowiem do czynienia z inteligentnie i niebanalnie potraktowanym tematem.Sama fabuła, choć pozornie niezbyt odkrywcza, skrywa znaczny potencjał. Klara ma prawie czterdzieści lat. Ma też kochanka. Kochanek ma natomiast żonę. W ten problematyczny trójkąt agresywnie wdziera się kot, który mówi, dżin, który wyskakuje z lampy, i matka, która dzwoni za często. Empatyczny komentarz zaangażowanego odbiorcy – podsumowującego lekturę rzewnym: „nie płacz, Klara” – byłby tu jak najbardziej na miejscu. Neurotyczni bohaterowie Izy Kuny wykazują płaczliwość godną lepszej sprawy.