Strzeżmy się autorów, którzy w przedmowie swoją własną książkę opisują tak: "(...) to pełna dramaturgii historia". We wstępie Miliarderów z przypadku powinno być raczej napisane: "Jest to gotowy scenariusz do filmu, z uwagami na temat scen i gry aktorskiej, miejscami na dialogi i rozwinięcie postaci. Dzwońcie:
film 2010 roku. Zresztą lepiej o tym pisze Tomasz Pstrągowski : "Scenariusz Sorkina mógłby być podręcznikiem dla scenarzystów - autor skryptu do Ludzi honoru doskonale buduje napięcie, nawet na moment nie gubi tempa, a tak dobrze napisanych dialogów nie słyszałem od czasów Bękartów wojny ". Główną zasługą Mezricha jest więc to, że zwrócił na tę historię uwagę zdolniejszych od siebie.
Głównym problemem książki nie jest jednak brak umiejętności literackich autora, ale rozdarcie pomiędzy fikcją a prawdą. Sam Mezrich przyznaje, że podczas przygotowania książki nie udało mu się porozmawiać z głównym bohaterem historii, Markiem Zuckerbergiem.Musiał posiłkować się artykułami z harvardzkiej gazety "The Crimson" oraz, przede wszystkim, rozmowami z Eduardem Saverinem, który na początku zajmował się finansami serwisu, ale szybko został z firmy wyrzucony. Przez to książka zyskuje dziwną strukturę. Zuckerberga obserwujemy z perspektywy Saverina, który w zasadzie nie brał udziału w ciekawszych momentach historii Facebooka. Te epizody Mezrich sobie wymyśla.
Podczas czytania Miliarderów z przypadku widać wyraźnie te braki. Kluczowe sceny, o których Mezrich tylko słyszał, wprowadzane są przez takie zdania jak "możemy sobie tylko wyobrazić" lub "prawdopodobnie wyglądało to tak". Sam Zuckerberg do znudzenia nazywany jest przez narratora "geniuszem", ale ani razu nie widzimy przykładu jego wyjątkowości, raczej każe się nam w nią wierzyć bez zastanowienia. Co więcej, Mezrich stara się ciągle przedstawiać go jako żyjącego w innym świecie indywidualistę. Sprawia to wrażenie, że autor nawet nie starał się zrozumieć motywów postępowania Zuckerberga, jakby samo dotarcie do Saverina wystarczało. Zuckerberga można po prostu nazwać "niezrozumiałym", co automatycznie rozwiązuje mnóstwo problemów. Jako książka Miliarderzy z przypadku za bardzo się nie sprawdza, jako reportaż też sobie nie radzi.
The Social Network nie tylko tytuł od książki Mezricha ma lepszy. Film Finchera ma ciekawą strukturę, dynamiczne dialogi, jest świetnie napisany. Miliarderzy z przypadku są nieciekawi, średnio napisani, pozbawieni iskry. Ta książka zostanie zapamiętana tylko jako inspiracja dla filmu Finchera.