Trwa ładowanie...
recenzja
16-11-2010 15:58

Bóg-light i Bóg-pop

Bóg-light i Bóg-popŹródło: Inne
d1vj159
d1vj159

Było już o Kościele, o śmierci, o sposobach na zbawienie i o podstawowych pytaniach, dręczących katolika. Hołownia poczuł w sobie moc i z rozpędu napisał kolejną książkę, której bohaterem głównym i tytułowym jest Bóg. Tak, po prostu Bóg. I aż Bóg. Wypada podziwiać odwagę autora, bo materia trudna, nieuchwytna i chyba niemodna. Nawet głęboko wierzący chrześcijanie wolą w modlitwach odwoływać się do Jezusa (w końcu był też człowiekiem, zrozumienie słabości większe, obecny papież Benedykt XVI mocno na Niego stawia) czy Matki Bożej (wersja dla katolików, matka przecież jest taka wyrozumiała, Ją z kolei wynosił na piedestał Jan Paweł II). Bóg budzi respekt, kontempluje się Go z dystansu, a od co najmniej dwustu lat laicyzujący i ateizujący trend w łonie kultury chrześcijańskiej próbuje go pozbawić wpływu na ludzkość, a nawet zadekretować Jego nieistnienie. Wierzący nie tracą czasu na zastanawianie się nad Jego naturą, relacją ze światem, z ludźmi, zamykają go w obrazie staruszka z marsową miną, siedzącego gdzieś
tam w górze, na chmurze. W końcu jest Ojcem, żeby nim być, trzeba mieć odpowiedni wiek i porządną prezencję. Każdy, kto bywa w kościołach katolickich i cerkwiach prawosławnych wie, że znajdzie tam mnóstwo portretów świętych, Matki Boskiej, Jezusa, ale Boga na ścianach zobaczyć niezmiernie trudno, a w posoborowych budowlach to już chyba wcale Go nie ma.

Hołownia zauważył ten dziwny trend i jego zamysł napisania na poły biografii, a na poły podręcznika obsługi Boga wynika właśnie z potrzeby oswojenia tego niezwykłego zjawiska, jakim jest wypieranie Boga ze świadomości przez chrześcijan. Jesteśmy bombardowani sondażami, pokazującymi, że w Polsce ok. 95% osób zapytanych, czy wierzy, odpowiada, że tak. Ale gdy wchodzi się w szczegóły, Bóg wydaje się być „postacią” nieznaną i anonimową. Staje się trochę jak żydowski Jahwe, Bóg ukryty za kotarą świątyni, do Niego dostęp mają tylko nieliczni i wybrani. Oczywiście nic bardziej mylnego, Hołownia na każdym kroku namawia czytelnika, aby Boga przybliżyć i oswoić. Może nie poznać i zrozumieć, bo to jest zwyczajnie niemożliwe, ale już odkrycie Jego planu i zamysłu, przynajmniej według autora książki, jest wykonalne. Nie jest to chyba też książka dla zatwardziałych czy wojujących ateistów, bo Hołownia nie bawi się Tomasza z Akwinu, nie piętrzy dowodów na istnienie. Bóg jest, ponieważ w niego wierzymy, jeśli nie
uznajesz tego faktu, zamknij tę książkę i weź do ręki Hitchensa , który będzie cię utwierdzać w idei zgoła przeciwnej.

Bóg. Życie i twórczość jest książką w tym sensie niezwykłą, że Hołownia z właściwą sobie dezynwolturą i bezpośredniością opowiada, jak on to wszystko widzi. Grzechem pierworodnym książek religijnych jest ich sztywność, nasycenie albo niezrozumiałym słownictwem, albo lukrem okrągłych pięknych słówek, które mdlą już po paru stronach. Nie jest to prawdą, że ludzie o Bogu czytać nie chcą. Wręcz łakną, ale musi im to przybliżyć ktoś, kto rozumie, że słowo stać musi blisko ciała. Hołownia jest chyba najlepszym kontynuatorem popularyzacji religii od czasów nieodżałowanego księdza Tischnera . Pisze prosto, klarownie, z premedytacją używa języka ulicy, słownictwa młodzieżowego (dewoci żachną się pewnie, gdy trafią na słowa „dupochron” czy „cienki sik” w książce bądź co bądź o Bogu), skracając w ten sposób dystans pomiędzy kościelną instytucjonalną sztywnością a zainteresowanym tematem wiernymi. Ma autor jeszcze jedną, zdaje się decydującą
cechę – żarliwość. Hołowni pisanie jest jak permanentny stan podgorączkowy, pisanie o Bogu wprawia go w ekscytację, przez co staje bardzo przekonujący nawet tam, gdzie jego argumentacja, obrana z emocji i siły perswazji, nie chce się trzymać kupy. Lektura książki Bóg. Życie i twórczość przypomina nieco spotkanie z osobą, która właśnie wyszła z kina, widziała najlepszy film tego roku i próbuje go nam opowiedzieć, choć my go jeszcze nie znamy. Odbieramy wówczas emocje i zachwyt, ale trudno nam jest je odnieść do samej treści. Bo któż z ręką na sercu jest w stanie przyznać, że rozumie dogmat o Trójcy Świętej, co to jest bezczas, który „był” przed stworzeniem świata i „będzie” po jego zakończeniu, czy wie, dlaczego Bóg ze Starego Testamentu potrafi być aż tak okrutny. Książka jest orką na ugorze, Hołownia zaś nie rości sobie pretensji do bycia alfą i omegą, to raczej mocno indywidualistyczne spojrzenie, jak on Boga pojmuje, wierząc w Niego, ale jednocześnie mając setki wątpliwości, wertując Biblię oraz
książki specjalistów od wszelkich teologii, szukając odpowiedzi, które, jak wie każdy szukający, rodzą kolejne stosy pytań.

Największa zaleta książki jest zarazem jej największą wadą. Czyta się ją szybko, zajmująco, jak zwykle u Hołowni nie brak osobistych, poetyckich świadectw wiary. Ale podczas lektury czułem pewien dyskomfort, wynikający ze stosunku tematu do formy. To nie jest tak, że autor przekracza gdzieś granicę bluźnierstwa czy dobrego smaku, goniąc za byciem zrozumiałym, czy dość efektownym. Jednak ci, którzy posądzą Hołownię o banalizację, uproszczenia i próbę ściągnięcia Boga z właściwego mu miejsca niezrozumienia przez ludzi, też będą mieć rację. Zapewne teologowie dobiorą się do argumentacji użytej w książce, być może pojawi się zarzut nieortodoksji. Natomiast czy Hołownia nie stworzył aby Boga, który najbardziej by pasował do jego przeczuć, wyobrażeń i wiary? Czy nie popełnił grzechu pychy? Czy nie za łatwo zbywa i usprawiedliwia Boga zazdrosnego i okrutnego, Tego ze Starego Testamentu, tylko po to, by stał się Bogiem fajnym i aktualnym dziś, łatwiejszym do przełknięcia dla nas, miłośników grillowania,
tasiemcowych seriali i wyprzedaży w supermarketach? To pytanie jako pierwsze przyszło mi do głowy po zakończeniu lektury i wciąż nie umiem znaleźć na nie przekonującej odpowiedzi.

d1vj159
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1vj159

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj