By zrozumieć Włocha, trzeba zajrzeć mu do kuchni – taki wniosek płynie z (fascynującej skądinąd) książki Sekrety włoskiej kuchni Eleny Kostioukovitch. Ta apetyczna lektura jest próbą opisania smaków i zapachów Italii. Autorka tworzy zmysłową mapę tego kraju, nie pomija żadnego z jego regionów. Podróżujemy wraz z nią od Piemontu aż po Kalabrię, zaglądając do trattorii, tawern i wiejskich gospodarstw.
Przedmowę do książki napisał Umberto Eco . Jak się okazuje, Elena Kostioukovitch (nad Tybrem mieszkająca od ponad dwudziestu lat) tłumaczy jego dzieła na język rosyjski. Eco pisze: „Być może we Włoszech bardziej niż gdzie indziej (...) poznanie kuchni oznacza poznanie duszy mieszkańców kraju". Rozumie doskonale chęć Rosjanki, by dowiedzieć się, skąd w kraju jego urodzenia wszechobecne aluzje do jedzenia, dlaczego kuchenne słownictwo kipi od erotyzmu i czemu o kimś inteligentnym mówi się, że „ma sól w głowie".
Kostioukovitch udaje się rozkochać czytelników w obyczajach południowców. Nad jej książką unosi się zapach pesto, rosołu słonecznego, kremu z ryżu z jeżami morskimi czy ravioli z nadzieniem z kasztanów. Dowiadujemy się, po co zmiękcza się owoce opuncji, tnie nitką miękki ser, usuwa atrament z mątwy albo że ktoś na świecie faszeruje mięsem i serem kwiaty dyni! Ta lektura nafaszerowana jest informacjami, które czynią podróż nad Morze Śródziemne pełną niespodzianek. Możemy przeczytać, że w Ligurii znany jest makaron w kształcie monet przeznaczony na sylwestrową kolację, że spośród włoskich przekleństw toskańskie uważa się za najbardziej soczyste albo że aby zebrać kilogram szafranu (przyprawy, bez której trudno byłoby sobie wyobrazić risotto po mediolańsku czy hiszpańską paellę) potrzebne są słupki dwustu tysięcy krokusów uprawnych i 500 godzin pracy. Autorka Sekretów włoskiej kuchni przestrzega przed popełnieniem wielkiego faux pas, jakim jest zamawianie cappuccino w porze innej niż poranna, a także
tłumaczy, dlaczego bezpieczniej jest przyrządzać risotto niż spaghetti (ryż wybacza pomyłki, makaron nie – tak twierdzą Włosi).
Sądzę, że grupa docelowa tej książki jest tak szeroka, jak paleta smaków w niej opisanych. Jednych zainteresuje, co najlepiej jest zamówić we Włoszech w czasie randki, innych – skąd wzięła się tradycja urządzania sagr. Sagry to imprezy organizowane w celu celebrowania jakiejś potrawy lub produktu. Każdy z regionów (ba! niemal każda z miejscowości) chlubi się czymś innym. I tak na przykład w miasteczku Ribera odbywa się święto pomarańczy, w Treviso święto cykorii, w Dolinie Aosty czci się grzane wino, w Albie białe trufle, a w Lombardii żaby. Ochroną tradycyjnych specjałów włoskich zajmuje się Stowarzyszenie Slow Food, mające w tym kraju czterysta podsekcji. Czuwa ono nad tym, by z kulinarnego krajobrazu Włoch nie zniknęło nic, co dodaje mu uroku.
By nic nie psuło radości obcowania z tym bardzo rzetelnie przygotowanym opracowaniem, wydawnictwo Albatros zadbało o jego smakowitą formę graficzną. Na ponad 600 stronach nie brakuje zdjęć zarówno włoskich krajobrazów, jak i śródziemnomorskich potraw; no i jest jeszcze bardzo apetyczna okładka.
W „Manifeście kuchni futurystycznej" czytamy: „Myśli się, marzy i działa stosownie do tego, co się pije i je". Po lekturze Sekretów włoskiej kuchni nie mam wątpliwości, że we Włoszech zmysły poi się i karmi bardzo umiejętnie.