Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:01

Jak ja wami gardzę!

Jak ja wami gardzę!Źródło: Inne
d2ndokt
d2ndokt

Usłyszawszy po raz pierwszy, jaki tytuł nosić będzie nowa książka Rafała Ziemkiewicza pozwoliłem sobie na profetyczny okrzyk „Narodowcy go zjedzą”. Dałem się bowiem uwieść neologizmowi, w gruncie rzeczy dość obraźliwemu nawet dla osób letnio traktujących swój ethnos. Już po lekturze książki obejrzałem sobie publicystyczny program telewizyjny, w którym jeden z profesorów blisko związany ze współczesnymi endekami, perorował na temat samoniszczenia naszej tożsamości narodowej, palcem wskazując na leżący na stole egzemplarz Polactwa. Założę się z każdym, że ów tropiciel zła książki nie czytał, a jeśli nawet, to zupełnie nie zrozumiał. Rafał Ziemkiewicz, obserwując go pozaliteracko, staje się powoli samobieżną instytucją publicystyczną. Jego poglądy są krzyżówką konserwatyzmu z liberalizmem, co natychmiast kojarzy się z prawicowością, a jak wiadomo prawicowi dziennikarze nie są rozpieszczani przez najpopularniejsze media elektroniczne. Tym bardziej, że nie jest to osoba nazbyt spolegliwa i pokorna, nie daje
się ugrzecznić i sformatować, czym zaskarbia sobie tyluż wrogów co i zwolenników, a sądząc po wynikach sprzedaży jego zbioru felietonów Viagra mać!, tych ostatnich jest chyba więcej.

Polactwo nie jest już zbiorkiem tekstów na każdy temat, tylko spójną wizją współczesności widzianej przez pryzmat egzystencji narodowej. U liberała troska o naród jest zjawiskiem rzadkim, zwykle spadkobiercy Johna Stuarta Milla podchodzą do wszystkiego co stadne i niewypracowane własnymi rękami z niezwykłą ostrożnością, często bagatelizując pojęcia tradycji, historii i narodowości. U Ziemkiewicza jest nieco inaczej – nie sięga bowiem zbyt daleko wstecz, nie pławi się w rozważaniach nad polskością przez pryzmat nurtów ideologicznych czy wielkich dziejów, interesuje go głównie tu i teraz, a podstawą książki staje się jego diagnoza rzeczywistości i obserwacja zaskakującego skundlenia, z jakim musimy się uporać. Część pierwsza bowiem to opis zjawiska ochrzczonego przez Autora polactwem, słowem świadomie wstrętnym i obrzydliwym, które ma nami wstrząsnąć i przykuć uwagę. I to się udało. Trudniej natomiast jest z definiowaniem. Czy to bardziej zbiór wad narodowych, czy może wprost grupa naszych rodaków, która
jest absolutnym zaprzeczeniem idei członkostwa w społeczeństwie obywatelskim i którym bliżej znacznie jest do mentalności chłopa pańszczyźnianego, niż samodzielnej jednostki społecznej. Szydzi z głupoty, bezmyślności, skłonności do bycia manipulowanym, roszczeniowej postawy wobec wszystkich za wyjątkiem samego siebie – to wszystko znamy. Ale Ziemkiewicz podnosi jeszcze jedną, najistotniejszą chyba kwestię, która moim zdaniem legalizuje jego pogardę dla polactwa, a mianowicie zanik jakiegokolwiek instynktu społecznego. Jego przykłady są tu wstrząsające, a zestawienie ich z przebogatym życiem obywatelskim w czasach II Rzeczpospolitej, czy wreszcie normalnymi zachowaniami Amerykanów i Europejczyków budzi po prostu grozę.

Część druga to krótki bieg przez ostatnie trzydzieści lat naszej historii, bowiem w poszukiwaniu genezy polactwa Ziemkiewicz bierze pod lupę czasy wczesnego Gierka, twierdząc, że wtedy to ono się w gruncie rzeczy narodziło. „Solidarność” postrzega jako ruch mający „rozruszać” stłamszone społeczeństwo, a nie tylko jako masowy bunt przeciwko władzy. Zaś stan wojenny to polactwa triumf, ostatecznie złamanie polskiego kręgosłupa.

Wracając do profesora-narodowca, aż chce się mu przypomnieć jego patrona, Dmowskiego, który w swych najlepszych latach pisał mnóstwo publicystyki, w której nie tylko, jak chcą jego przeciwnicy, wykazywał wrogość wobec zaborców i syndrom oblężonej twierdzy, lecz z wielkim zapałem uświadamiał Polakom, że jeśli sami nie zorganizują, nie wzmocnią, nie wzbogacą i nie wykształcą to zwyczajnie znikną i zginą. W gruncie rzeczy te tezy ojca endecji Ziemkiewicz powtarza, a nawet wzmacnia, ponieważ polactwu, czyli wszystkim tym członkom naszego społeczeństwa, którzy tego nie realizują i realizować nie chcą, okazuje głęboką pogardę. Głos to wołającego na puszczy, bo jakoś nie chce mi się wierzyć, iż osobnik wierzący, że prezydent Kwaśniewski jest lepiej wykształcony od Mariana Krzaklewskiego (a takich jest ponoć 54%, jakoś liczba dziwnie zbieżna ze statystykami nieczytania książek) sięgnie po Polactwo. Ziemkiewiczowi można zarzucić wszystko, można się z nim nie zgadzać, ale na pewno nie można mu wytknąć, że nie
pisze porywająco. A pisanie publicystki w sposób porywający jest zjawiskiem rzadszym od pojawienia się kwiatu paproci. Gdyby żył jeszcze Kisiel, z pewnością by pana Rafała pobłogosławił. Podejrzewam, że serce Ziemkiewicza łka, iż publika woli jego rzeczy polityczne i współczesne, niźli ukochaną przez niego fantastykę. Nie ma na to rady – talentu się nie wybiera.

d2ndokt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ndokt

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj