Muszę stwierdzić tytułem wstępu, że zaskoczyła mnie ta książka. Pozytywnie, dodam od razu. Jakoś tak wartko i sprawnie płynie jej akcja od samego początku, jakoś tak wyjątkowo zgrabnie autorka przedstawia losy Elizy, dwudziestoośmioletniej pracownicy świetlicy środowiskowej, wreszcie jakoś tak z miejsca pozostali bohaterowie budzą sympatię czy też antypatię, jak ma to miejsce z osobami, które jest nam dane spotkać na swojej drodze. Nie razi nawet zbytnio przewidywalne do bólu i przesłodzone zakończenie, chyba dlatego, że od samego początku takiego właśnie życiowego happy endu bohaterce życzymy.
To zwykła historia o życiu – zawodowym i osobistym, w tym także miłosnym sympatycznej kobiety, wokół której po okresie uczuciowej posuchy zjawia się dwóch adoratorów – ambitny lekarz Adam i utalentowany skrzypek Bruno. Wraz z nimi pojawiają się oczywiście kłopoty i konieczność dokonania wyborów, które mają zaważyć nie tylko na jej losach. Mężczyzna praktyczny czy romantyczny? Pieniądze i poczucie bezpieczeństwa, jakie dają czy wielka miłość? Zdanie się na intuicję czy posłuchanie głosu rozsądku? Kierowanie się wyłącznie własnym dobrem czy oglądanie się na innych? Spełnianie własnych marzeń czy też oczekiwań innych – a zwłaszcza rodziny? Kariera czy rodzina? Wyrzeczenie się własnego ja w imię dobra dziecka czy twarde trwanie przy swoim? W takich pytaniach i próbach odpowiedzi na nie da się zamknąć treść tej powieści – historii zabawnej, pogodnej, miejscami nieco naiwnej, momentami mądrej, a przede wszystkim ciepłej i wzruszającej, pełnej pozytywnych emocji. Książka trafia do czytelnika tak łatwo dlatego,
że nie jest to wydumana historia o oderwanych od rzeczywistości sprawach – w bohaterach można odnaleźć nas samych lub osoby nam bliskie czy znane, w ich problemach – nasze własne kłopoty, w snutych przez nich marzeniach – własne. Godny polecenia debiut.