W zeszłym roku minęło dwadzieścia lat od odejścia ustroju, którego nikt - poza marginalną grupą jego beneficjentów - nie chciał. Niemal z dnia na dzień zmieniło się wszystko. Rok 1989 to jedna z kilku najważniejszych dat we współczesnej Polski, skutki podjętych wówczas decyzji odczuwamy do tej pory i czuć będziemy jeszcze przez wiele lat. W ciągu zaledwie kilku miesięcy zmieniło się wszystko - nie tylko forma rządów, ale system gospodarczy i społeczny. Z perspektywy czasu wydaje się, że użycie zdewaluowanego słowa rewolucja jest jak najbardziej na miejscu. Gigantyczna zmiana nie doczekała się tak naprawdę stosownego opisu - ani w historiografii, ani w publicystyce, ani tym bardziej w literaturze. Jesteśmy na etapie prac przyczynkarskich, czekając na odważnego monografa bądź polskiego Balzaka.
Mariusz Szczygieł tymczasem stał się liderem wśród przyczynkarzy, bowiem zebrał 27 tekstów, w przeważającej części reportaży, na gorąco opisujących zjawiska, z którymi mieliśmy bądź wciąż mamy do czynienia w ciągu ostatnich 20 lat. Względem podjętej tematyki wyróżniłbym dwie linie programowe. Pierwsza to trudna historia dorabiania się Polaków. Mamy w niej prawdziwą opowieść o bohaterach filmu Dług (Luiza wdowa idzie na "Dług"), historię kurierów narkotykowych, wożących towar w swoich żołądkach (Boczne wyjście), o facecie, który zachorował na grę na giełdzie (500 euro za ciało, które zje kilogram), o ludziach Amwaya (Zabierz nas do Diamentu), o pakerach (Mistrz rozroku i przykucania), o fenomenie disco polo (Usta są zawsze gorące), o boomie budowlanym roku 2007 (Jońsko-swojsko), o galerii handlowej (Arkademonia), o emigracji do Wielkiej Brytanii (Fajną masz, córcia, pracę, o trendsetterach (Trend-owaci). Upadek komunizmu otworzył przed Polakami nieskończenie wiele możliwości awansu
społecznego, a jego wyznacznikiem stały się pieniądze. Marzenie o fortunie staje się udziałem milionów drobnych handlarzy, kombinatorów, rzemieślników i ludzi z żyłką do interesów. Wielu ludzi, opuszczonych przez państwo socjalne i upadające zakłady pracy zostało zmuszonych do wyścigu szczurów. Efekt po 20 latach jest imponujący, jednak gdyby przyjąć wizję złożoną z wymienionych przez Szczygła reportaży polski pęd ku kapitalizmowi to ciąg aberracji, odsunięcie na bok etyki, bezwstydna pogoń za pieniądze. Wyżej wymienione teksty zarejestrowały raczej ciekawostki, czasem patologie, ale prześlizgnęły się po istocie sprawy.
Druga część reportaży stanowi już jawną deklarację ideową twórców. W zamierzeniu autora antologii teksty te miały wskazać punkty zapalne sporów społecznych, jątrzących się przez ostatnie 20 lat. Według Szczygła są to: dyskusja o aborcji, Radio Maryja, lustracja i nierozliczenie zbrodni komunistycznych, bezdomność, zmiany w podejściu do spraw seksu oraz społeczne postrzeganie mniejszości seksualnych. Nie odmawiając słuszności selekcji, bowiem wiele z tych tematów jest często obecnych w mediach i na dyskusje o nich występuje społeczne zapotrzebowanie, jednakowoż mam żal do Szczygła, że przedstawił tylko jedną wizję, tę reprezentowaną przez wielkomiejskiej liberalnego inteligenta. Dla niego oczywiście Ojciec Dyrektor jest czarnym ludem, ustawa aborcyjna restrykcyjna, akta bezpieki powinno się oddać płomieniom, zaś w dobrym tonie mieć geja lub lesbijkę wśród swoich znajomych. Sęk w tym, że Polska nie kończy się na rogatkach Warszawy czy Katowic, autorowi antologii nie bardzo odpowiadało wrzucenie reportaży
tworzonych przez drugą stronę sporu ideologicznego. Nie bardzo zatem wiadomo, że kim się reportażyści wadzą, jakież to mroczne siły ciemnogrodu blokują marsz ku światłości postępu, którym karmi się już wyzwolona od wszelkiego kołtuństwa zasad Europa zachodnia. W tym ciekawym i dobrym w sumie zbiorze zabrakło mi równowagi, mówiąc Wałęsą, konserwatywnej nogi. Może to zdziwi czytających wyłącznie Gazetę Wyborczą, ale dobry reportaż nie jest tworzony tylko w tym środowisku.