Bycie idiotem nie jest łatwe (bycie Idiotą tym bardziej; vide książę Myszkin). Wbrew pozorom. Taki idiot patentowy nigdy nie miał łatwo; czy to w życiu, czy w literaturze. No, bo jak nie obśmiewają, szydzą naokoło, to znowu każą temu dyżurnemu idiocie demaskować obłudę i zakłamanie świata. Pokazać temu światu, że idiot nie koniecznie jest idiotem, a bardzo często czymś znacznie więcej; sumieniem ludzkości na ten przykład. Forrest Gump, tytułowy bohater powieści Winstona Grooma, powie o sobie z całą stanowczością, że idotem jest. I intensywnie odczuwa wszelkie dole i niedole z tym związane; że, poszturchują, biją, szydzą, że wcale nie są mili dla zapóźnionych. Losy Gumpa wykraczają jednak poza spokojną egzystencję sennego miasteczka, w którym się urodził. Gump, chociaż ma niskie IQ, głupi nie jest. Gdy mu wytłumaczyć, dokąd ma biec, pobiegnie i zdobędzie mistrzostwo.
Powieść Grooma to opowieść o życiu. Nie tylko idioty. Życiu nas wszystkich. To powieść o paradoksach życia, bezsensownych przepisach, kompletowaniu drużyn uniwersyteckich i tragedii żołnierzy walczących w Wietnamie. A na to wszystko patrzy idiota i próbuje sobie ten świat wytłumaczyć. Tak prosto zupełnie, tak po swojemu, a co ciekawe, że za każdym razem jak patrzy, to widzi kupę gówna z przewagą kupy. Obserwuje on i widzi sporo, z analizą jest odrobinę ciężej, ale to, co idiot zobaczy, to czytelnik sobie może zanalizować. W książce przewija się nieśmiertelne, że „życie jest jak pudełko czekoladek i nigdy nie wiadomo, na co trafisz”. Mądrość życiowa tak trafnie uchwycona przez głównego bohatera jest kwintesencją nie tylko książki, ale i ludzkiego losu. Różnie można trafić. Różnie trafiał nasz idiot; na uniwersytet, do Wietnamu, w kosmos i na turniej szachowy. Mało nie został senatorem, a hasło jego brzmiało „chce mi się sikać”.
Nie widziałam kultowego filmu pod tym samym tytułem, nie przeczytałam następnej części przygód Forresta, nie zbieram jego złotych myśli, a jednak książeczkę przeczytałam z dużą przyjemnością i polecam ją wszystkim zmęczonym uczonymi analizami otaczającej nas rzeczywistości. Popatrzeć, pokontemplować, a potem odkryć, o zgrozo, jaki ten idiot mądry, jaki spostrzegawczy. Stary to chwyt, ale w bardzo odświeżonej formie. Tak lekko, czasami banalnie, tak bardzo zrozumiale idiota nas oprowadza po kolejach swego losu. Widzi rzeczywistość bez patosu, oskrobaną z blichtru i pozoru. Dramat żołnierzy walczących w Wietnamie rozważany w kontekście krewetkowego interesu, w którego zabity żołnierz nie będzie już mógł zainwestować, podboju kosmosu dokonują ludzie ramię w ramię z orangutanem i jest miłość, taka bezgraniczna, która nie słabnie, nie kończy się, ale po prostu jest; tak bez fajerwerków i nasz Forrest w tym wszystkim. Taki nieporadny, a taki mądry. Każde czasy potrzebują swego idiota. I tu mamy naszego
własnego demaskatora, taki Idiota w wersji dla masowej publiczności; taki swojski, mniej subtelny, przejaskrawiony, ale bystry i obrazoburczy. Czego więcej można żądać od idiota?