Podobno w Ameryce istnieje stacja radiowa dla kotów. No wiecie, koncerty życzeń, kocia muzyka i różne takie. Telewizja dla kotów jeszcze nie ruszyła, ale potrafię ją sobie wyobrazić: Mikro- i Makrokosmos w odcinkach jako telenowele, losowania kotolotka ze skaczącymi piłeczkami, o czwartej nad ranem „Od zmierzchu do świtu” Tarantino z nietoperzym piskiem na full. Uwaga – złe koty wygląda na produkt uboczny kociego Internetu. Może służyć za podręcznik autoprezentacji w serwisie randkowym, ucząc poglądowo, jak najbardziej wyraziście ukazać futrzastą (albo i sfinksio-bezwłosą) osobowość w króciutkim profilu: kluczowe zdanie – fotka – imię – wiek – hobby.
Ponad dwieście kocich portretów pochodzi z amerykańskich kalendarzy, a zapewne wcześniej – z konkursów na zdjęcie pupila. Koty patrzą w obiektyw, śpią, skaczą, dokazują, psocą, bawią się, polują, noszą wymyślne stroje i biżuterię, grożą, straszą, wygłaszają przemówienia i dokonują odkryć kotonaukowych... Cóż mamy jeszcze? Wyznania miłości (także międzygatunkowe), włamanie do samochodu, przyznawanie się do nałogów... Ale to tekst, pojedyncze, lapidarne zdania punktujące to, co widać, i to, czego nie widać, dowcip czasem abstrakcyjny, czasem ostry, czasem absurdalny sprawia, że książeczka Uwaga – złe koty nie jest tylko zbiorkiem śmiesznych fotografii w stylu YouTube. Zabawne koty niepostrzeżenie zaczynają mówić do nas – i o nas, o swoich gatunkowych zaletach i wadach, o przestrzeniach swojej wolności i obróżkach niewoli, o tym, jak my – dwunożni chcemy, żeby stały się dla nas kumplem, dzieckiem, aktorem, zabawką.... Nie kotem. W kocich portretach jak w lustrze przeglądają się ludzie. I może tak właśnie
wyglądają bajki XXI wieku, wyzwolone z gorsetu rymów. O zwierzętach i z morałem.