Trwa ładowanie...

Wanda Chotomska. Legendarna polska pisarka straciła pracę, gdy wydało się, kim był jej ojciec

Bierzemy kartkę i długopis. Kładziemy się na tapczanie, na dowolnie wybranym boku i… do dzieła! Oto przepis na dobrą książkę. Wanda Chotomska podawała takie recepty na niezliczonych spotkaniach autorskich. Jedno z ostatnich, pięć lat przed śmiercią, 83-letnia wtedy pisarka miała z przedszkolakami w Siedlcach w 2012 r. Opowiadała, że nie ma biurka, pisze w "norce" – wnęce z tapczanem. Ręcznie, a nie na komputerze, bo "głowa to jej najbardziej prywatny komputer".

Wanda Chotomska na Targach Książki w 2007 rokuWanda Chotomska na Targach Książki w 2007 rokuŹródło: Licencjodawca, fot: AKPA
d9zgr4c
d9zgr4c

Potrafiła z tej "głowy-komputera", na poczekaniu, napisać wiersz albo piosenkę na dowolny temat. Miała niesamowitą zdolność rymowania. Sypała poetyckie perełki z uśmiechem, lekkością i swobodą. Jakby naprawdę miała na drugie imię Poezja. Kiedyś znajomy wysłał jej kartkę tak zaadresowaną: Wanda Poezja Chotomska, ul. Tamka, Warszawa. Kartka doszła.

"W wieku czterech lat nauczyłam się czytać i już nie przestałam" – mówiła dzieciakom. Jej ulubionymi autorami byli Jan Brzechwa, Julian Tuwim oraz Kornel Makuszyński. W tym samym wieku nauczyła się pisać. Pierwszy wiersz – o tatce co "nie wraca wieczory i ranki, bo łowi na wędkę żaby i kijanki" – ułożyła, mając 9 lat. Później poznała mistrza swoich dziecięcych lektur. "Brzechwa powiedział mi, że świetnie wyglądam i bardzo dobrze piszę, w takiej właśnie kolejności. Ta zachęta dodała mi odwagi i pewności siebie. Wiedziałam, że to jest moja droga" – wspominała elegancka pisarka. Jednym z przystanków na tej drodze była redakcja "Świata Młodych". Młodziutka Chotomska rozpoczęła współpracę jeszcze na studiach (1947-1951) na Wydziale Dziennikarskim Akademii Nauk Politycznych w Warszawie.

Wyglądała jak uczennica – dziewczęca sylwetka, piegi na twarzy. Redakcja wysłała ją na reportaż do którejś szkoły zawodowej. Weszła na lekcję, nie zwracając niczyjej uwagi siadła w ostatniej ławce, wyciągnęła kajet. Jedna z uczennic przesłała jej kartkę: "Co robisz na piegi?". "Gwiżdżę" – odparła.

d9zgr4c

Odwagi i pewności siebie nigdy jej nie brakowało. Czy to w salce szkolnej, czy w sali sądowej. Księdzu na lekcji religii powiedziała, że ciekawość, to pierwszy stopień do… małżeństwa. A kiedy podczas rozprawy rozwodowej sędzia dopytywał "A czy pani gotuje, czy ceruje mężowi skarpetki?" wypaliła: "A czy żona wysokiego sądu to robi? Bo jeśli tak, to ja jej współczuję". Skończyło się na upomnieniu. Rozwód (z pierwszym mężem Jerzym Steinmetzem) dostała, tak jak chcieli, za porozumieniem stron.

Według Chotomskiej bez ciekawości nie ma dobrej literatury. "Mnie łatwo jest tworzyć dla dzieci, bo nie zapomniałam, że byłam dzieckiem. Dorośli najczęściej o tym zapominają, a ja myślę dzieckiem, potrafię się cieszyć jak dziecko, szybciej mówię, niż myślę – jak dziecko. Dlatego potrafię sobie wyobrazić moich bohaterów, ich reakcje" – mówiła w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".

Myślała dzieckiem i jak one wymyślała nowe słowa. Na przykład "pięciopsiaczki". Bo dlaczego mówi się: pięcioraczki. Jakie raczki, skoro psiaczki? "Pięciopsiaczki" (1985) to jedna z popularniejszych książeczek, jakie napisała. Na liście przebojów literatury dziecięcej ma ich ponad 200: "Gdyby Tygrysy jadły irysy", "Tadek niejadek", "Kurczę blade"… Aż tyle?

W pierwszej pracy, w redakcji "Świata Młodych" zarabiało się nieźle. Zaprzyjaźniła się wtedy z Mironem Białoszewskim. Pisali razem wiersze, piosenki. Potrafili po linijce, na zmianę – jedno zaczynało, drugie kończyło. Podpisywali je: Wanda Miron. Aż w 1951 r. ktoś doniósł, że Chotomska zataiła pochodzenie. Jako zawód ojca wpisała "inteligencja pracująca", a Stefan Chotomski przed wojną miał firmę przewozową. Wyleciała z hukiem, mimo że była na urlopie z dzieckiem. Ewa miała wówczas dwa latka.

d9zgr4c

Miron pomagał. Potajemnie wywoził z redakcji listy od czytelników, Wanda odpowiadała na nie, zarabiając parę groszy.

Po firmie ojca i dostatnim dzieciństwie przed wojną zostały wspomnienia. Jak to o skrzynkach szampana, które ojciec kupił na zapas na wesele Wandy. Myślał, że córka kiedyś wyjdzie za mąż i przejmie firmę. Marzenie spłonęło w 1939 wraz z szampanem i mieszkaniem na Wroniej. Z drugiego, na Ochocie, wypędzono ich podczas powstania. Rodzice przeżyli okupację, jednak mama tylko kilka miesięcy – zachorowała latem i zmarła w sierpniu 1945. Ojciec załamał się. Szesnastoletnia Wanda musiała zająć się pogrzebem matki.

2 października 1962 r. miała premierę pierwsza polska telewizyjna dobranocka – "Jacek i Agatka". Emisja o godzinie 19.20, trzy razy w tygodniu: wtorek, czwartek i sobota, 11 miesięcy w roku (miesięczna przerwa na wakacje), i tak 11 lat, do 1973 r. Pokolenie dzisiejszych 50 i 60-latków pamięta zawadiacki głos Jacka i spokojny, wyważony, jak na starszą siostrę przystało, ton Agatki.

d9zgr4c

Głosu użyczała im Zofia Raciborska. Lalki, a właściwie główki bohaterów – kulki z bukowego drewna, każda po 8 cm średnicy – wykonał Adam Kilian. Wszystkie teksty (pięć stron maszynopisu na każdy odcinek) pisała Wanda Chotomska. Popularność dobranocki, mimo nadzwyczaj prostej formy, wręcz oszałamiała. Jacek i Agatka nie wyskakiwali tylko z lodówek, poza tym byli wszechobecni. Mydełka, szampony, olejki, maskotki – podobizny Jacka i Agatki królowały w sklepach i na bazarach. A raczej "piratowały", bo wykorzystywano je bez zgody i wiedzy autorów. Nikt się nie zająknął o płaceniu. "Nie było jak zadbać o swoje prawa" – mówił w 2015 r. Adam Kilian.

Gdy w kapitalizmie przyszła oferta sporych pieniędzy, oboje ją odrzucili. Jeden z banków proponował kampanię reklamową, w której pomarszczeni, sfatygowani życiem Jacek i Agatka mieli zachwalać oszczędzanie na stare lata. Autorzy nie zgodzili się na wykorzystanie wizerunku swoich bohaterów – "bo oni są wiecznie młodzi i zawsze będą dziećmi".

Na pytanie, czemu przestała pisać "Jacka i Agatkę", Chotomska odpowiadała: "To nie ja przestałam. To mnie przestali. Miałam bardzo dużo poprawek cenzury". Krucha to władza, co cenzuruje książki dla dzieci. Jedną z nich, "Moja babcia gra na trąbie", Chotomska napisała w 1981. Król Ponuras i jego zausznicy terroryzują miasteczko, ale babci udaje się go… wytrąbić gdzie pieprz rośnie. Cenzor uznał to za aluzję do stanu wojennego. "Babcia…" przeleżała na półce 8 lat.

"Szwedzi mają Astrid Lindgren, Finowie Tove Jansson, a Polacy – Wandę Chotomską. Naprawdę nie wyszliśmy na tym źle" – podsumował Grzegorz Kasdebke, sam twórca literatury dziecięcej. Nie myli się. Nie ma drugiej tak znanej i uwielbianej autorki książek dla dzieci. Dowody wdzięczności jako "dobro narodowe" odbierała od czytelników w każdym wieku. Młodzi wręczali laurki, starsi – zdarzyło się – wiadra świeżutkich jaj. Lubiła robić zakupy na bazarach, myszkować w lumpeksach. Podczas jednej z takich wypraw mroźną zimą jeden ze sprzedawców koniecznie chciał złożyć hołdy pisarce. "Mam dla pani coś na intymności" – przekonywał. "Nie odmawia się. Idę na intymność. A facet otwiera butelkę i mówi: »Przepraszam, że z gwinta, ale pani nam się zaziębi«. Poczułam się jak własność narodu i żeby się narodowi nie zaziębić, wypiłam z gwinta".

fina� 2005 kampanii Ca�a Polska czyta dzieciomWanda Chotomska , El�bieta Olszewska  2005-12-01agrudzinski Licencjodawca
Wanda Chotomska w 2005 rokuŹródło: Licencjodawca, fot: � by KAPiF.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d9zgr4c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d9zgr4c