Trwa ładowanie...

Destrukcyjne tajemnice historii i człowieka – Ewa Jankowska rozmawia z Rutą Sepetys

Szacuje się, że podczas swoich straszliwych rządów Józef Stalin wymordował ponad dwadzieścia milionów ludzi. Litwa, Łotwa i Estonia w wyniku sowieckiego ludobójstwa straciły ponad jedną trzecią populacji. Po dziś dzień wielu Rosjan zaprzecza, jakoby deportowano kogokolwiek. Jednak większość Litwinów, Łotyszy i Estończyków nie żywi urazy. Wdzięczni są tym Sowietom, którzy okazali im współczucie.

Destrukcyjne tajemnice historii i człowieka – Ewa Jankowska rozmawia z Rutą SepetysŹródło: "__wlasne
d2teza3
d2teza3

Szacuje się, że podczas swoich straszliwych rządów Józef Stalin wymordował ponad dwadzieścia milionów ludzi. Litwa, Łotwa i Estonia w wyniku sowieckiego ludobójstwa straciły ponad jedną trzecią populacji. Po dziś dzień wielu Rosjan zaprzecza, jakoby deportowano kogokolwiek. Jednak większość Litwinów, Łotyszy i Estończyków nie żywi urazy. Wdzięczni są tym Sowietom, którzy okazali im współczucie.

Rok 1941, Litwa. Oficerowie NKWD wywlekają rodzinę Liny z domu i wsadzają do pociągu. Celem wielotygodniowej wyczerpującej podróży w wagonach bydlęcych okaże się obóz pracy na Syberii. Tutaj każdy dzień będzie walką o życie, a zapłatą za nadludzki wysiłek niewielka kromka chleba... Nadzieję mogą dać tylko miłość i... sztuka. Wrażliwa dziewczyna, dokumentując życie obozowe, w rysunkach ukrywa wskazówki, które mają ułatwić ojcu odnalezienie bliskich.

* Ruta Sepetys opowiada Wirtualnej Polsce o swojej niezwykłej książce Szare śniegi Syberii.*

Kiedy zaczęła Pani myśleć o tej książce?

Podczas podróży na Litwę. Tam spotkałam się z krewnymi, którzy zaczęli opowiadać mi o moim ojcu. Poprosiłam ich, by pokazali mi jakieś jego zdjęcia, z czasów, kiedy był młody. I wtedy wyjaśnili, że nie mają żadnych zdjęć, ponieważ musieli je wszystkie spalić. Nie mogli pozwolić, aby ktokolwiek się dowiedział, że byli w jakiś sposób związani z moim dziadkiem. Nic z tego nie rozumiałam. Wyjaśnili mi, że mój dziadek ze strachu wyjechał z Litwy i Sowieci przyszli do domu mojej rodziny, ponieważ chcieli go aresztować, ale go nie znaleźli. Zamiast niego zabrali moich krewnych. Siedząc tak z moją rodziną i słuchając tego wszystkiego czułam się bardzo niezręcznie. To była moja własna rodzina, a ja nie znałam jej historii i pomyślałam wtedy, że historia trzyma w sobie tajemnice, które mogą być bardzo bolesne, destrukcyjne, więc zdecydowałam się dać głos tysiącom ludzi, którzy stracili go podczas okresu stalinizmu. To było również bardzo istotne dla mnie, żeby poznać historię mojej własnej rodziny.

Kiedy poznała Pani tę historię?

W 2005 roku.

d2teza3

To dość późno.

Bardzo późno. I wtedy poszłam do mojego ojca i zapytałam go, czy wiedział o tym wszystkim. Odpowiedział, że nie, że nawet jego ojciec o tym nie wiedział. Mój dziadek na pewno znał tę historię i miał ogromne poczucie winy z tego powodu.

Pani badania rozpoczęły się zatem od Pani rodziny?

Tak, zaczęłam od pytania rodziny, a później przyjaciel z Litwy skontaktował mnie z osobami, które przetrwały zesłanie na Syberię, również z historykami, psychologami. Spotkałam się z tymi wszystkimi ludźmi i przeprowadziłam z nimi wywiady. Te historie były do siebie pod wieloma względami bardzo podobne, ale sposób, w jaki każda z tych osób je przeżywała był zupełnie inny i bardzo osobisty. Zebrałam to wszystko razem i stworzyłam fikcyjną historię „Szare śniegi Syberii”, ponieważ moi rozmówcy zawsze powtarzali: porozmawiam z tobą, opowiem ci moją historię, opowiem ci wszystko, ale musisz mi obiecać, że nie użyjesz mojego imienia. Więc w dalszym ciągu tkwił w nich strach, związany z tym, co się wydarzyło, co zostało im uczynione. Tyle lat minęło, ale Stalin wciąż tkwił w ich świadomości jako ten wielki, czarny niedźwiedź, który otacza ich z każdej strony.

Jak więc reagowali ci ludzie, kiedy zaczynała Pani zadawać im bardzo intymne, trudne pytania?

Nie jestem dziennikarką, nie wiedziałam jak zadawać pytania, więc przygotowałam sobie listę i po prostu rzucałam pytanie za pytaniem i to było tak jakbym zaczęła po prostu ich bezczelnie przesłuchiwać. To było niezwykle silne przeżycie. Mój mąż dał mi wtedy pewną wskazówkę. Mów po prostu: opowiedz mi swoją historię. I w ten sposób oni sami powiedzą ci to, co chcą. Ja pytałam ich o wszystkie intymne szczegóły, myśląc ciągle, że mam tę 15-letnią bohaterkę mojej książki i chcę być dokładna, wiarygodna. Nie byłam jednak świadoma, że mój sposób prowadzenia rozmowy jest naprawdę nieodpowiedni. Wywołał bardzo wiele niezręcznych sytuacji i wielu moich rozmówców było wyraźnie niezadowolonych. Wracanie do tych bolesnych wspomnień musiało być dla nich bardzo bolesne.

Czy z czasem otworzyli się przed Panią?

Zdecydowanie. Później mówili mi już rzeczy, których sama nie chciałam słyszeć.

d2teza3

Może po prostu nacisnęła Pani odpowiedni guzik i wszystkie wspomnienia zaczęły z nich wypływać. Poczuli potrzebę wyrzucenia z siebie tych bolesnych tajemnic.

Dokładnie. Tajemnice mogą być niezwykle destrukcyjne. Jeżeli dusisz je w sobie, powodują u ciebie cierpienie i nie wiadomo, w jaki sposób zaczną wychodzić na zewnątrz. Wiele z osób, które zdecydowały się opowiedzieć mi swoje historie, było naprawdę szczęśliwych z tego powodu. Niektórzy tak mocno zdusili w sobie emocje, ból, że kiedy przyszłam i odkręciłam ten kurek, nie byłam do końca pewna, czy dobrze robię. Nie wiedziałam, jak ci ludzie to zniosą. Wszystko się zmieniło, kiedy zaczęłam pisać książkę. Byłam szczęśliwa, ponieważ nigdy nie byłabym w stanie jej napisać bez moich rozmówców, bez ich historii. To ja napisałam książkę, ale to nie jest moja historia.

Dlaczego zdecydowała się Pani na fikcję literacką, a nie oparła się na samych relacjach tych, którzy przetrwali, na wywiadach, wspomnieniach? To mogłoby być bardziej wiarygodne w oczach czytelnika.

Ponieważ osobom, z którymi rozmawiałam wyjątkowo zależało na tym, aby pozostać anonimowymi.

Mogła Pani zmienić nazwiska.

Mogłam, ale wydawało mi się, że fikcja literacka bardziej zainteresuje młodego czytelnika, a niektóre elementy narracji, które wymyśliłam na potrzeby książki, jak wątek miłosny, bardziej wciągną w historię, którą szybciej i łatwiej będzie się czytać. Ci młodzi ludzie nawet się nie obejrzą, a okaże się, że tak naprawdę przeczytali książkę o Stalinie. Oczywiście powodem, dla którego wybrałam fikcję jest również to, że sam proces jest ciekawszy – dla mnie jako pisarki, ponieważ daje mi większą swobodę w wymyślaniu historii, mogę być bardziej kreatywna.

d2teza3

W powieści jest kilka ważnych postaci. Jest główna bohaterka Lina – czy widziała Pani Linę w jakiejś osobie, z którą Pani rozmawiała, czy jest to postać wymyślona całkowicie przez Panią?

W pewnym sensie i jedno i drugie. Duch Liny na pewno jest czymś, co widziałam w ludziach, których spotkałam i czymś, co charakteryzowało ich, kiedy byli nastolatkami. Wiele osób, z którymi rozmawiałam było bardzo młodych, kiedy spotkała ich ta tragedia, ale w jakiś sposób byli tymi upartymi nastolatkami, których pragnienie życia płonęło jak ogień, którzy naprawdę pragnęli żyć, bardziej niż dorośli. I ten duch buntu tak mnie zafascynował. A także odwaga. Niektóre osoby, przede wszystkim kobiety, opowiadały mi o rzeczach, które robiły dla innych i dla mnie to było godne podziwu, więc bardzo zależało mi na tym, aby stworzyć taką właśnie postać. Niektórzy pytali mnie – czy ty jesteś taka jak Lina? Nie, Lina to superbohaterka. W moich snach może, ale nie. Ja nie mam takiej odwagi, tego ducha walki. Bardzo bym chciała, ale nie mam.

Więc to jest mieszanka osobowości ludzi, których Pani spotkała? Uniwersalna postać.

Tak. Ale była jedna osoba, z którą spędziłam najwięcej czasu. Miała na imię Irena. Opowiedziała mi kilka historii, które wykorzystałam w książce, np. że podczas pobytu w obozie nauczyła się rosyjskiego, czytając starą kopię książki Karola Dickensa Dombey i syn. Ktoś przemycił ją do obozu. Spędziła za mną całe popołudnia i opowiadała mi niezwykle osobiste historie. Obiecałam sobie, że oddam jej hołd w mojej głównej bohaterce. I tak zrobiłam.

A Andrius?

Całkowicie fikcyjna postać. Mam nadzieję, że gdzieś tam jest Andrius.

d2teza3

On jest bardzo interesującą postacią.

Dziękuję.

Nie jest jednoznaczny.

Jest kimś pośrodku. Nigdy nie myślałam o tym, żeby do książki wpleść wątek miłosny, ale wtedy poznałam tę kobietę. Opowiadała mi, że deportowali ją kiedy miała 15 lat. I czekała na stacji na to aż jej pociąg odjedzie. Trwało to cały dzień. I był tam chłopak, z którym rozmawiała krótko na stacji, 2 lata od niej starszy, z innej szkoły. Potem przez cały czas jak jechała pociągiem, to myślała o nim. I właśnie ta myśl, że kiedy wysiądzie z pociągu, to znów go zobaczy i będą kontynuować swoją rozmowę, może nawet coś z tego będzie, trzymała ją przy życiu, więc pomyślałam, dlaczego nie? Może miłość wystarcza, by czuć wolę życia? Po 2-miesięcznej podróży pociągiem, kiedy wyszła na stację, niestety nie spotkała tego chłopca. Może umarł po drodze. Ale to było dla mnie niezwykle interesujące, że taka mała rzecz może być ważna dla kogoś w sytuacji, w której nie można przecież myśleć o niczym innym poza tym, że się cierpi, że jest ci źle, że twoja rodzina cierpi.

A Krecki?

Krecki stanowi inspirację do tytułu książki „Szare śniegi Syberii” (dosłowne tłumaczenie: pomiędzy odcieniami szarości). I tak jak sama Pani zauważyła, Andrius jest jedną z tych „szarych”, niejednoznacznych postaci, ale Krecki również. Jego osobowość jest złożona. Krecki przez cały czas walczy ze sobą. Istnieje w nas taka potrzeba, żeby wszystkich Sowietów ocenić negatywnie, wrzucić do jednego worka. I ja też tak miałam, kiedy zaczęłam pisać książkę. Podczas rozmów chciałam doszukać się tej nienawiści do wroga w moich rozmówcach. Pytałam: więc nienawidzisz wszystkich Sowietów, oni wszyscy są źli, prawda? Chciałam w ten sposób okazać im współczucie, wkładając im słowa, myśli w usta. Ale mnóstwo osób powiedziało mi, że było kilka wyjątków, że spotkali takich strażników sowieckich, którzy na moment stawali się ludźmi, okazywali współczucie, zrozumienie i te chwile okazanej empatii wystarczyły, aby moi rozmówcy poczuli się jak ludzie, a nie zwierzęta i, aby chcieli dalej walczyć o życie. Kimkolwiek byli ci
Sowieci, dla mnie byli bohaterami. W tym wszechobecnym okrucieństwie było w nich coś, co mówiło im, aby zachować się inaczej, aby pomóc, okazać litość. Jak Krecki.

d2teza3

Niestety niewielu ich było.

Bardzo niewielu. Większość osób, z którymi rozmawiałam mówiła, że nigdy nie spotkało się z aktami pomocy ze strony sowieckich strażników. Jedna kobieta zwierzyła mi się, że zawsze jak odmawia wieczorną modlitwę, to uwzględnia w niej pewnego strażnika, który pomógł jej zdobyć lekarstwa dla jednej z wywiezionych osób. Więc były takie osoby i one stały się inspiracją do stworzenia Kreckiego. Chciałam, żeby wszyscy z początku myśleli, że Krecki jest zły, ale później żeby nie było to już takie oczywiste. Czy ty również odebrałaś tę postać jako taką pomiędzy?

Tak, zdecydowanie, dlatego wydała mi się interesująca. Podobnie jak Andrius, który pomagał Sowietom i jego matka, która, żeby przeżyć chodziła z nimi do łóżka.

Był mężczyzna, który powiedział mi, że jego matka zmuszana była do spania z Sowietami. Mówił, że zastanawiał się, czy rzeczywiście robiła to, żeby uratować jego życie. Czuł się winny, że matka to robi, nie wiedział, czy to było po to, aby zdobyć jedzenie, czy po coś innego, ale tak to sobie wytłumaczył. I że czuł się okropnie z tego powodu.

Dlaczego zdecydowała się Pani, żeby główną bohaterką była 15-letnią dziewczynka?

Większość osób, z którymi rozmawiałam teraz miało ponad 80 lat, czyli, jak byli na Syberii mieli po kilkanaście lat. I ich historie były najbardziej poruszające. Z powodu sposobu, w jaki postrzegali świat. Byli wystarczająco dorośli, aby widzieć świat tak jak oni, ale jednocześnie na tyle młodzi, aby przeżywać radość i zabawę w sposób czysty i niezwykle intensywny. Kiedy miałam 15 lat pamiętam, że była we mnie taka mieszanka różnych uczuć – świadomość pewnych rzeczy, ale i zwątpienie, zaciekawienie, uczucie wewnętrznego konfliktu. Dlatego stwierdziłam, że taka postać będzie niezwykle ciekawa i dynamiczna. W tym wieku jesteś wystarczająco dorosły, aby mieć swoje zdanie na jakiś temat, ale z drugiej strony jest w tobie ta część, która jeszcze wielu rzeczy nie doświadczyła, ta niewinność i naiwność.

d2teza3

Ta, która nie rozumie dlaczego?

Dokładnie. I nie widzi wszystkiego.

Książka jest skierowana przede wszystkim do nastolatków, ludzi młodych?

Chciałam napisać książkę dla nastolatków, ponieważ jest to tak mało znana historia, że zależy mi na tym, aby wszyscy ją poznali. Bardzo bym chciała, aby książka trafiła do szkół i bibliotek. W USA jest wiele książek fikcyjnych opartych na zdarzeniach z czasów Holokaustu. Jest to niezwykle silne narzędzie edukacji, więc pomyślałam, że moja książka również może stać się takim narzędziem i po jej lekturze przeniesie młodzież ze świata fikcji do rzeczywistości i pozwoli im dowiedzieć się, co się wtedy naprawdę wydarzyło. Gdybym kierowała tę książkę do dorosłych, pewnie nie trafiłaby ona do szkół, przynajmniej nie amerykańskich. Książka przeznaczona dla osób starszych byłaby pewnie ostrzejsza w narracji, języku.

Czy w związku z tym wyobrażała Pani sobie tę książkę pierwotnie jako ostrzejszą, bardziej brutalną?

Pierwsza wersja książki była dużo bardziej brutalna i nie ze względu na sceny seksu czy język, ale była po prostu niezwykle mroczna i smutna. Na końcu wszyscy umierają. Zabiłam Jonasa (brata głównej bohaterki), Krecki się powiesił i tylko Lina przetrwała.

Chciałabym przeczytać tę pierwszą wersję. Może powinna była Pani napisać dwie książki, jedną dla młodzieży, drugą dla dorosłych.

Zabawne było, kiedy ludzie mnie pytali, która scena była najsmutniejsza, którą najtrudniej było mi pisać, że na pewno tę, w której umiera matka. Ja na to, że nie, że kilka dni płakałam, kiedy umarł Krecki. I wtedy ci ludzie patrzyli na mnie dziwnie i mówili – ale przecież Krecki nie umiera? A tak, przepraszam, rzeczywiście, ale w pierwszej wersji umiera. I to było dla mnie tragiczne przeżycie. Ale to moja pierwsza książka i mimo, że chciałam, aby była bardziej mroczna, to cieszę się niezmiernie, że mogłam wydać ją w takiej, a nie innej postaci. Mój wydawca zna lepiej rynek, wie, że większość czytelników będzie chciało zakończyć swój proces czytania z poczuciem jakiejś nadziei.

Amerykański „happy ending”…

Nienawidzę tego.

Może tutaj budzi się Pani litewska strona osobowości?

Tak, moja tragiczna litewska strona. (śmiech)

Lubię mroczne historie, ale wydawcy uznali, że większość czytelników uważa inaczej. I cieszę się, że tak wyszło, ponieważ najwięcej pozytywnych opinii związanych jest właśnie z tym, że książka daje nadzieję. Ale wciąż mam pierwszą wersję książki.

Może wyda ją Pani w Europie?

Albo stworzę książkę z alternatywnym zakończeniem. (śmiech) Albo film.

Było zdanie w książce, które bardzo mnie poruszyło. W momencie, w którym Sowieci zabierają Linę i jej rodzinę z domu, ona mówi: następnym razem miałam spojrzeć w lustro za dziesięć lat. Czy spytała się Pani swoich rozmówczyń, co poczuły, co pomyślały, kiedy zobaczyły swoją twarz po tylu latach?

Była jedna kobieta, która powiedziała mi, że to nawet nie było lustro, w którym zobaczyła swoje odbicie, ale fragment lodu podczas pobytu w jednym z obozów na Syberii. Powiedziała, że nie mogła się rozpoznać. Myślała, że to ktoś, kto stoi za nią, a to była ona. Kiedy opowiadała mi o tym, była niezwykle poruszona. Czuła w środku, że się zmieniła, ale nigdy nie wyobrażała sobie tego, jak może wyglądać. Powiedziała, że wyglądała starzej niż własna matka. Kiedy wróciła do domu, to ludzie w podobnym wieku do niej, na jej widok byli przerażeni. Jej twarz nie tylko się postarzała, ale całkowicie zmieniła, ponieważ warunki, w których przebywała przez te kilka lat całkowicie wpłynęły na jej wygląd – odmrożenia, utrata włosów. To był szok. Ale dodała jeszcze, że tego typu kwestie naprawdę przestały być istotne w tamtych warunkach. To, że my co chwilę spoglądamy w lustro, żeby sprawdzić, czy wszystko jest ok, w ogóle nie było elementem tamtego życia.

Czy było Pani trudno współodczuwać z ofiarami? Czy myślała Pani o tym, że może nie uda się oddać w książce tego, co oni naprawdę przeżywali i jak się czuli?

Zdecydowanie. Na początku byłam bardzo podekscytowana wywiadami, badaniem tematu, ale kiedy wróciłam do domu, powiedziałam mojemu mężowi, że nie wiem, jak to zrobię. Jak mogłabym stworzyć godny i wiarygodny portret tych ludzi? Wszystko, co napiszę będzie się wydawało nieszczere. Będę to pisała w zaciszu mojego domu, w ciepłych kapciach, popijając świeżo zaparzoną herbatę. Ale już się spotkałam z moimi rozmówcami i oni mi ciągle powtarzali – zrobisz to, napiszesz tę książkę.

Więc dopingowali Panią?

Tak, ale wielu mnie również zniechęcało. Mówili, że to miłe z mojej strony, ale, że i tak nikt tego nie przeczyta, że nikogo to nie interesuje, nikomu nie zależy. Nasze przetrwanie nie ma dla nikogo znaczenia, to tylko sprawa między nami i Bogiem. Ale byli też tacy, którzy byli bardzo podekscytowani, że zostanie napisana ta książka, że zostanie wydana w Stanach Zjednoczonych. I wtedy poczułam wielką presję. Minęło sporo czasu. Na Litwie byłam w 2005 i 2006 roku, a książkę wydałam dopiero w 2011. Ale kiedy książka wyszła, wysłałam ją na Litwę i zobaczyłam zdjęcia, które moi rozmówcy robili sobie z nią, to naprawdę poczułam się szczęśliwa. Irena zwróciła uwagę, że w książce wykorzystałam temat Dombey i syna, więc ona również dostrzegła siebie w tej książce. Starałam się jednak uważać na to, aby zachować anonimowość moich rozmówców. Jeśli wykorzystałam jakąś historię, to w książce osoba, która ją przeżyła miała inną płeć niż w rzeczywistości. Poza tym większość moich bohaterów nie ma imion, opisuję ich np.
poprzez przedmioty czy cechy, które je wyróżniają, np. mężczyzna z zegarkiem, łysy. Imiona nie były ważne. Postacie reprezentują jakiś archetyp, wokół którego budują się znaczenia. Na początku żadna z postaci nie miała imienia, tylko Lina.

Dlaczego nazwała Pani bohaterkę Lina?

Tak miała na imię moja ciocia, a Jonas (brat Liny) to imię po moim dziadku, więc w jakiś sposób czułam się z nimi komfortowo i blisko.

Więc ta książka to również hołd dla Pani rodziny?

Tak. Mój tata był artystą, więc wplecenie tego wątku również było dla mnie naturalne.

Czy ludzie naprawdę radzili sobie z emocjami poprzez sztukę, czy naprawdę komunikowali się ze sobą poprzez np. rysunki?

Tak, tworzyli niezwykłe dzieła sztuki. Widzimy jak ludzie, którym odebrany jest głos, znajdują sposób, aby mówić i komunikować się. Tworzyli muzykę, teksty piosenek i poprzez te słowa przekazywali sobie nawzajem informacje. Uczyli innych tych piosenek i potem oni przekazywali je dalej. Dla Sowietów były to po prostu rysunki, opisy tego, że się tęskni za domem, ale w rzeczywistości było tam mnóstwo zakodowanych informacji. Ale było też dużo odważnych osób, które tak jak Lina przenosiły wszystko, co widziały na papier, mimo że było to niezwykle niebezpieczne. Była kobieta, która pisała pamiętnik i schowała go w słoiku, który później zakopała. Jej wspomnienia zostały później opublikowane. Ciągle słyszę od ludzi, że w tamtych rejonach jest mnóstwo „kapsuł czasu”, mnóstwo skarbów, które zostały zakopane w nadziei, że ktoś je kiedyś znajdzie i opowie ukrytą w nich historię. Muzeum Ludobójstwa w Wilnie jest pełne takich świadectw.

Czy nie myślała Pani o tym, aby zilustrować książkę? Miałam przez cały czas silne poczucie, że chciałabym zobaczyć te obrazy?

Też tak czułam. Ale mój wydawca powiedział, że to nie jest dobry pomysł, ponieważ czytelnik sam będzie miał szansę sobie wyobrazić, jak Lina rysuje i bez względu na wszystko, nigdy nie uda się stworzyć odpowiednich obrazów. Mój Brazylijski wydawca z kolei powiedział, że musimy uwzględnić w książce ilustracje. Więc wynajęli artystę, który stworzył obrazy, które potem stały się przyczynkiem do ogromnego konfliktu w wydawnictwie. Ludzie uważali, że to absolutnie nie pasuje do tego, co Lina by namalowała. Więc wynajęli kolejnego artystę, ale to wciąż nie było to. Postanowiliśmy ostatecznie, żeby nie umieszczać rysunków. W Stanach niektórzy uczniowie sami intepretowali obrazy Liny. Studenci ASP również. Kiedy ich odwiedzałam, mogłam je wszystkie zobaczyć. Na pewno umieszczę je na swojej stronie. Są piękne. To chyba tak jak z filmami. Kiedy oglądasz film, a wcześniej czytałeś książkę, na ogół jesteś zawiedziony tym, jak wyglądają postacie, które wcześniej sobie wyobrażałeś. Pan Darcy wcale nie wygląda jak Pan
Darcy. W moich wyobrażeniach jest o wiele bardziej przystojny. (śmiech)

Ale książka jest pełna akcji, niezwykle obrazowa. Świetnie nadaje się do ekranizacji. Nawet te krótkie „flashbacki” wplecione w historię podróży na Syberię idealnie pasują do narracji filmowej.

Też mi się tak wydaje. Ale są dwa problemy, o których powiedzieli nam reżyserzy i producenci. Pierwszy to główna bohaterka. W Hollywood w filmach chcą zawsze umieszczać wielkie gwiazdy, przynajmniej w rolach pierwszoplanowych. Niestety nie ma zbyt wielu młodych aktorów, którzy byliby już znani. Drugi problem jest taki, że bardzo niewiele ekip chce spędzić kilka miesięcy na mrozie. Więc szukam jakiegoś młodego reżysera, który będzie naprawdę chciał nakręcić taki film. Będzie to prawdopodobnie jakaś niezależna produkcja. Może nawet europejska: litewska lub polska, co byłoby świetne, ponieważ zyskałoby na autentyczności. Nie wyobrażam sobie, żeby amerykańscy aktorzy grali ludzi znad Bałtyku. Chyba wolałabym, żeby to były zupełnie nieznane osoby. Ale samo wydanie książki już mnie cieszy. Nawet jeżeli nie wydam nigdy kolejnej książki, bo okaże się, że będzie kiepska, to cieszę się, że udało mi się napisać właśnie tę. Mam nadzieję, że trafi do szkół i będzie przyczynkiem do dyskusji, nie tylko o tym, co działo się
na Litwie, ale również w Polsce i innych krajach.

Jakie pytania chciałaby Pani, żeby nastolatki sobie zadawały po przeczytaniu lub w trakcie czytania książki? Jakie Pani zadawała sobie pytania w czasie pisania?

Bez przerwy zadawałam sobie pytanie – kto przeżyje, kto ma prawo przeżyć taką tragedię? I czego trzeba, żeby znieść to, co jest nie do zniesienia? Kto w tej loterii wygrywa? Jeden mężczyzna mi powiedział, że kiedy znosisz to, co jest nie do zniesienia, coś w tobie umiera. I albo ta luka się powiększa albo zostaje zastąpiona czymś innym. Dla niego lukę zakleiło niesamowite poczucie patriotyzmu, które pozwoliło mu pomagać innym w obozie. W innej osobie, z którą rozmawiałam, tę pustkę zapełniło poczucie spokoju. Ta kobieta nauczyła się wyłączać to, co się działo wokół niej i wprowadzać się w pewien stan medytacji. Tam znajdowała spokój. Sama próbowałam wprowadzać się w taki stan, u nas w USA wszyscy stosują te „samopomagające” terapie, ale zupełnie nie byłam w stanie tego zrobić. Kobieta powiedziała mi, że to dlatego, że tak dużo się wokół mnie dzieje. Kiedy coś stracisz, trafiasz do tego świętego miejsca i chowasz się w cieniu i w ten sposób jesteś w stanie przetrwać. Traktujesz to cierpienie jak duchowego
nauczyciela.

Ciężko sobie wyobrazić taki stan.

To niemożliwe. Nawet nie to, jak bardzo ci ludzie cierpieli, ale, że byli w stanie przebaczyć. Jako nastolatka pamiętam różne konflikty z koleżankami. Ta mi zrobiła to i tamto. I cały czas to pamiętam, ta złość jest wciąż we mnie. Jaka jestem głupia i godna pożałowania. I kiedy pytałam tę kobietę: czy nienawidzisz Sowietów, ona odpowiadała mi, że nie, że za niektórych wciąż się modli. Nauczyła się wybaczać tym, którzy ponosili winę za te wszystkie okrucieństwa. I to jest niesamowite dla mnie, ale oczywiście mówię to jako osoba, która codziennie bierze gorący prysznic, śpi w ciepłym łóżku, wie, gdzie jest jej rodzina. Jedyne co wiem po spotkaniu z tymi ludźmi to to, że ja na pewno bym nie przetrwała.

To pytanie zawsze pozostaje bez jednoznacznej odpowiedzi. Czy bym przetrwała?

Myślisz, że byś przetrwała?

Nie mam pojęcia. Nie wiem, czy byłoby we mnie wystarczająco dużo życia, pragnienia, żeby żyć, woli walki, może tej złości, która dawałaby mi siłę, żeby walczyć.

Pewna kobieta powiedziała mi o swoim ojcu, że może gdyby był wystarczająco wściekły, to to pozwoliłoby mu przetrwać. Pomyślałam, że to może być ciekawe dla mamy Liny. Kolejna cecha, która sprawiłaby, że stałaby się wrażliwa i piękna, a jednocześnie nie miałaby siły, żeby przetrwać.

Może kiedy dowiedziała się, że jej mąż jednak nie żyje, to wtedy się poddała?

Taka była moja intencja.

Czym była dla Pani ta pisarska podróż?

Zwalczaniem własnych lęków, ponieważ zawsze marzyłam o tym, żeby być pisarką, ale w jakiś sposób wydawało mi się, że nie jest mi to dane, że nie mam prawa tego robić. Więc weszłam w biznes muzyczny, gdzie zajmowałam się finansami, kwestiami organizacyjnymi. I wciąż tkwiła we mnie tęsknota za tym, żeby coś napisać, więc kiedy pojechałam do mojej rodziny na Litwę i pojawiła się ta historia, poczułam, że to jest właśnie historia, którą mogę opowiedzieć. Przed napisaniem książki byłam pełna obaw i niepewności, ale kiedy już napisałam tę książkę, wiem, że chcę dalej pisać.

Ma Pani jakieś nowe pomysły?

Mam kilka nowych pomysłów. Niesamowite jest to, że jak tylko pojawia mi się pomysł w głowie i jakiś bohater, to ten bohater zawsze jest słaby, mniej niż doskonały, mniej niż piękny. I myślę, że żaden z bohaterów, których sobie wymyślam, nie jest podobny do mnie, to raczej ktoś, kim chciałabym być. I również lubię wymyślać czarne charaktery. I wiem jedno: w każdej książce, którą napiszę zawsze będzie całowanie i śmierć.

Z Rutą Sepetys rozmawiała Ewa Jankowska.

Szacuje się, że podczas swoich straszliwych rządów Józef Stalin wymordował ponad dwadzieścia milionów ludzi. Litwa, Łotwa i Estonia w wyniku sowieckiego ludobójstwa straciły ponad jedną trzecią populacji. Po dziś dzień wielu Rosjan zaprzecza, jakoby deportowano kogokolwiek. Jednak większość Litwinów, Łotyszy i Estończyków nie żywi urazy. Wdzięczni są tym Sowietom, którzy okazali im współczucie. (fragment Posłowia z powieści Ruty Sepetys Szare śniegi Syberii )

Czytaj także recenzję Szarych śniegów Syberii w naszym serwisie. Książka ukazała się pod patronatem Wirtualnej Polski.

[oprac. GW]

d2teza3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2teza3