Trwa ładowanie...
Informacja prasowa
hrabal
09-02-2016 11:38

Przeczytaj fragment książki ''Hrabal. Słodka apokalipsa'' Aleksandra Kaczorowskiego

Bohumil Hrabal. Wybitny czeski prozaik, zapatrzony w naturszczyków mistrz słowa, który potrafił wznieść nieliterackość mowy potocznej na wyżyny uniwersalnej opowieści o człowieku i świecie. Pisarz, który wyszedł z drugiego obiegu, na przemian hołubiony i nękany przez komunistyczną władzę. Aleksander Kaczorowski poświęcił mu książkę "Hrabal. Słodka apokalipsa", która ukazała się 19 lat po śmierci pisarza.

Przeczytaj fragment książki ''Hrabal. Słodka apokalipsa'' Aleksandra KaczorowskiegoŹródło: czarne.com.pl
d1g9byl
d1g9byl

* Bohumil Hrabal . Wybitny czeski prozaik, zapatrzony w naturszczyków mistrz słowa, który potrafił wznieść nieliterackość mowy potocznej na wyżyny uniwersalnej opowieści o człowieku i świecie. Pisarz, który wyszedł z drugiego obiegu, na przemian hołubiony i nękany przez komunistyczną władzę. Dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne publikujemy fragment książki * Aleksandera Kaczorowskiego "Hrabal. Słodka apokalipsa" , która ukazała się 19 lat po śmierci pisarza.**

Hrabal długo czekał na swoich czytelników. Gotowe składy drukarskie jego debiutanckich tomików wierszy i zbiorów opowiadań raz po raz rozsypywały się na zakrętach historii ojczystej; on sam lądował a to na podrzędnej stacyjce kolejowej, to znów w składnicy makulatury. Ale takie właśnie – wykolejone – były dzieje jego kraju, taki właśnie – skazania na przemiał – był los wszystkiego, co kochał. Na tym śmietniku odnalazł cudowny lek na historię; w zwyczajnym, powszednim życiu znalazł remedium na rutynę i zobojętnienie. Nie od razu, i może nawet bez takiej intencji, bo przecież żył nie na przekór swoim czasom, i nawet nie obok nich; jego czas biegł w przeciwnym kierunku: gdy w latach pięćdziesiątych jego kraj pędził ku świetlanej przyszłości, on znalazł swój świat w peryferyjnym barze; gdy w latach sześćdziesiątych ojczyzna budowała socjalizm z ludzką twarzą, on pisał o pociągach pod specjalnym nadzorem; a gdy po zdławieniu Praskiej Wiosny 1968 roku Czechosłowacja stała się jednym wielkim „szpitalem na
peryferiach”, on duchem zamieszkał w browarze – tym samym, w którym przeżył dzieciństwo i młodość. A potem, na kartach pisanej w połowie lat osiemdziesiątych autobiograficznej trylogii Wesela w domu, przemierzył znów tę samą drogę, lecz w odwrotnym kierunku – z powrotem. W samą porę, by w 1989 roku dogonić historię – tym razem z całym krajem.

Dopiero wtedy, u schyłku życia, spróbował się z nią ścigać, być kronikarzem współczesności. Słał kolejne listy, najpierw do poznanej w gospodzie U Zlatého Tigra – Pod Złotym Tygrysem amerykańskiej bohemistki April Gifford (Kwiecieńki), potem do ulubionego kota Cassiusa (nazwanego tak na cześć słynnego pięściarza Cassiusa Claya – Muhammada Alego), a wreszcie do siebie samego. Ale jak długo można pisać do siebie?

Czytelnicy go uwielbiali, ale trochę tak, jak uwielbia się stareńkiego dziadka, który ma nas rozweselać anegdotkami o dawnych, dobrych czasach. A jemu wcale nie było do śmiechu. Pisał wówczas:

d1g9byl

„Kiedy w końcu bywalcy wyrzucą mnie ze Złotego Tygrysa… Za to, że konsekwentnie posyłam ich do diabła, że nazywam ich debilami, że o bywalcach Złotego Tygrysa, i o ludzkości w ogóle powiadam, że to pomiot zły, głupi i występny… choć także stateczny i genialny (…) Ja sam bowiem jestem debilem, jestem zły, głupi i występny… A zatem jestem czeskim pisarzem, spadkobiercą Jaroslava Haška i nie potrafię się zachować, zachowuję się tak, jak ten histeryk McEnroe, kiedy szlag go trafia na korcie, bo wydaje mu się, że gnębią go i sędziowie boczni, i główni, i nawet publiczność, zwłaszcza wtedy, gdy nie wygrywa… Ale na fotografii Andy’ego Warhola McEnroe jest wrażliwym, sympatycznym młodym człowiekiem, jakim i ja bywałem, zanim zacząłem się otaczać, zanim zaczęto mnie otaczać kultem jednostki… I tak zostałem Aurorą… na mieliźnie. Dobrze mi tak!”

Czytelnicy uwierzyli, że jest tym, kogo sam wymyślił – Bohumilem Hrabalem, bohaterem napisanych przez siebie książek. Może więc i on zapragnął istnieć już tylko w taki sposób i – niczym dziecko, które bez lęku pozwala swemu ciału opaść w dół, bo wie, że huśtawka za chwilę znów porwie je do góry – dołączył do Haňti i Vladimírka? (…)

Student filozofii Jan Palach w styczniu 1969 roku podpalił się na praskim placu Wacława. Złożył swoje życie w ofierze, by wstrząsnąć sumieniami rodaków. Zamiast tego przeraził ich tak, że ostatecznie pogodzili się z sowiecką okupacją. W dwudziestą rocznicę jego śmierci Hrabal wyznał: „Tyle razy chciałem wyskoczyć z okna na piątym piętrze, gdzie mieszkam, nie z tego powodu, ale dlatego że tak długo patrzyłem, jak umiera moja Pipsi, moja żona […], [ale] odłożyłem ten swój skok z okna i gdybym miał dość siły, to kupiłbym kanister benzyny i również bym się podpalił, ale ja się boję, nie jestem odważny…”.

Prawdziwymi czempionami byli dla niego ludzie tacy jak pan Růžička: „po popisie akrobatycznym skoczył do pustego basenu w Moskwie i połamał sobie kręgosłup, i nie może chodzić, i używa rąk jak płetw, ale ma piękną żonę, a przede wszystkim ma, panie Hrabal, odwagę, żeby żyć, chęć do życia! A niech to szlag, a niech to wszyscy diabli, a niech to dunder świśnie, daj się pan wypchać, panie Hrabal, z tym jojczeniem i szukaniem powodu, żeby nie żyć… Jest pan chodzącą wymówką, panie Hrabal!”.

d1g9byl

Napisał te słowa niespełna sześć lat przed śmiercią, 3 marca 1991 roku.

Gdzie zatem szukać klucza do zagadki jego śmierci: w jego książkach czy w biografii? Zmistyfikował swój życiorys, tak że niemal nie sposób odróżnić prawdy od zmyślenia. Czy w chwili słabości zaprzeczył swemu dziełu, będącemu konsekwentną apologią życia, świadectwem woli istnienia za wszelką cenę? Motywy samobójcze w jego najsłynniejszych utworach to przecież kontrapunkt dla pochwały życia; jak długo pisał, tak długo tylko bawił się myślą o samobójstwie, najpierw swych bohaterów, a potem – własnym. Gdy jednak jego osiemdziesięciotrzyletnie ciało wymówiło mu posłuszeństwo, gdy jego własny organizm zdradził go, uniemożliwił odprawianie codziennego rytuału zaklinania śmierci, gdy nie mógł już więcej pisać – skończyła się literatura. Pozostał samotny, stary człowiek, który od życia mógł oczekiwać już tylko jednego – powolnego umierania. Stryj Pepin mawiał: „Ten świat jest piękny do obłędu. Nie, żeby taki był, ale ja go takim widzę”. Jeśli Hrabal popełnił samobójstwo, to tylko z jednego powodu: by oszczędzić sobie
losu stryja Pepina, swej „muzy w przebraniu słodownika”, który dokonał żywota w domu starców, robiąc pod siebie i nie poznając nikogo, nawet ukochanego bratanka; by oszczędzić sobie losu swej żony Pipsi, która na jego oczach miesiącami umierała na raka; by oszczędzić sobie losu Karela Maryski, brata Slávka, profesora Kladivy i wielu innych.

Czy tak właśnie było? Za każdym razem, gdy sięgniemy po jego książki, Vladimírek będzie wieszał się na klamce, poeta Bondy zatupie ze złości nogami w maleńkich bucikach, stryj Pepin zdradzi nam kolejny sekret dzieła pana Batisty o życiu płciowym. Ale Hrabal nie zdradzi nam sekretu swojej śmierci.

Fragment książki * Aleksandera Kaczorowskiego "Hrabal. Słodka apokalipsa"* publikujemy**dzięki uprzejmości wydawnictwa Czarne.

d1g9byl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1g9byl