Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 10:40

Uwikłany

UwikłanyŹródło: Inne
dhdyf8m
dhdyf8m

Za wolność i przyszłość! – Miles Wolverton spojrzał na mnie badawczo znad oprawek swoich okularów.
Trąciliśmy się kieliszkami. Przełknąłem i od razu wykrzywiło mi gębę, ale nie od mocy alkoholu. Po prostu w pudle zapomniałem, jak wytrawny jest smak szampana.
Rozglądałem się po mojej łodzi mieszkalnej – nieskazitelnie czystej dzięki sprzątaczce Milesa, Angeli. Nic nie było tu prawdziwe. Wszystko było jak sen – lada moment otworzę oczy i zobaczę sufit celi.
– I co teraz? – zapytał Miles, sadowiąc się wygodnie na ławie wyściełanej materiałem w biało-niebieskie pasy. Wyciągnął przed siebie krótkie nóżki, przyglądając mi się z ciekawością tymi swoimi zielonymi przenikliwymi oczami, w które jakże często patrzyłem na sali sądowej i potem, gdy mnie odwiedzał w więzieniu. Sportowa marynarka w prążki wcale do niego nie pasowała. Szeroka sylwetka Milesa, byczy kark i nieregularne rysy twarzy czyniły z niego raczej kandydata do pracy na budowie niż w sądzie. Nie chciałem, żeby po mnie przyjeżdżał; wolałbym być sam, ale on nalegał. Chyba ciągle czuł się winny, że nie wybronił mnie z oskarżeń o oszustwo i malwersację.
Odwróciłem głowę, by przez otwarty luk spojrzeć na widok, o którym tyle razy marzyłem pod celą. W porcie Bembridge właśnie zaczął się odpływ, który unosił ze sobą mały jacht. Jego żagle były rozwinięte, a diesel sapał delikatnie. Po mojej prawej stronie, na wijącej się piaszczystej plaży, jakaś kobieta rzucała piłkę do morza swojemu rudo-białemu spanielowi.
– Teraz dowiem się prawdy – powiedziałem cicho.
– Alex, już jest po wszystkim. Zapomnij o tym i idź do przodu.
Gwałtownie wbiłem wzrok w Milesa.
– Iść do przodu? Dokąd? I co robić?
– Możesz pracować dla nas.
Popatrzyłem na niego z niedowierzaniem.
– Rozmawiałem już z twoim kuratorem i uzgodniłem wszystko z moimi partnerami.
– Ja nie mogę...
– Nie musisz nawet opuszczać wyspy. Powiem naszemu kierownikowi marketingu, żeby wysłał ci pocztą elektroniczną wszystko, co trzeba. Zaczniesz od pisania dla nas artykułów i notatek prasowych.
– Nie.
– Nie musisz zaczynać od razu...
– Miles, nic nie rozumiesz. Jak mogę znowu pracować jako ekspert od public relations, kiedy moja własna reputacja została zniszczona? Andover, kimkolwiek jest, ciągle istnieje i ja muszę go znaleźć. Inaczej skąd mam mieć pewność, że mnie znowu nie wrobi? I muszę się dowiedzieć, co on do mnie ma, dlaczego właśnie przez niego skazali mnie na pięć lat.
Nalałem sobie kolejny kieliszek szampana, ale go nie wypiłem. W końcu po odsiedzeniu dwóch trzecich wyroku dostałem zwolnienie warunkowe. Musiałem powiedzieć komisji od zwolnień, jak bardzo żałuję, że okantowałem trzech prominentnych biznesmenów na trzy miliony funtów, po milionie na łeb, i przyznać, że Andover był moim partnerem i zbiegł z pieniędzmi.
– Słowa nic nie znaczą – mawiał Ray, mój współlokator spod celi. – Liczą się tylko czyny.
Cóż, teraz ja miałem przejść od słów do czynów, ale wcale nie chodziło mi o znalezienie sobie pracy. Zostało mi trochę gotówki ze sprzedaży domu mojej zmarłej matki i łódź była zapisana na mnie. Nie tak dużo, ale wystarczy w zupełności, żeby zapewnić mi byt do czasu, aż dojdę prawdy.
Przynajmniej miałem taką nadzieję.
Potężne cielsko Milesa poruszyło się na ławie. Zerknął na mnie groźnie.
– Komisji to chyba nie zachwyci.
– No to będziemy musieli nieco przed nią ukryć – odpowiedziałem ostro i prawie natychmiast tego pożałowałem. Miles w niczym nie zawinił. Zrobił, co mógł, żeby wyciągnąć mnie z więzienia.
– A jeśli nigdy nie odnajdziesz Andovera?
– Umrę jako zgorzkniały i sfrustrowany człowiek.
– Wiem, jak się musisz czuć, ale...
– Nie wiesz! – przerwałem mu. – Skąd niby miałbyś wiedzieć? Nie straciłeś żony i dzieci, domu, przyszłości, reputacji, wolności. Nic nie straciłeś. Ja straciłem wszystko, nawet moją pieprzoną pewność siebie.
Zapadła cisza. Nie mogłem oderwać wzroku od fotografii stojącej na wąskiej półce za ławą. Moi synowie uśmiechali się do mnie, ich włosy targał wiatr, buzie były opalone, a czerwone kapoki opasywały ich małe ciałka. Moja łódź, nasze ostatnie wspólne wakacje, zanim mnie aresztowano. David miał wtedy dziesięć lat, Philip osiem. Boże, jak za nimi tęskniłem!
Jakaś ciasna obręcz ścisnęła moją pierś. Pchnąłem drzwi i wyszedłem na pokład, próbując złapać oddech. Nieprawdopodobnie ciepła kwietniowa bryza pieściła moją twarz, niosąc ze sobą zapach piasku i wodorostów. Duży biały motyl przysiadł na chwilę na poręczy nadburcia, rozpostarł skrzydła, po czym odleciał. Śledziłem go wilgotnymi oczyma. Gardło miałem ściśnięte, czułem się tak, jakbym przełykał piłkę golfową.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i powiedziałem sobie, że duzi chłopcy nie płaczą, lecz jakoś sam sobie nie wierzyłem.
Zza pleców dobiegł mnie cichy głos Milesa:
– Zawiodłem cię, Alex. Powinienem znaleźć sposób, żeby cię z tego wyciągnąć albo przynajmniej postarać się, żeby cię skazali na prace społeczne, ale twój proces trafił na zły moment.
Tak, styczeń to zawsze czas posuchy, jeśli chodzi o newsy, czasem gorszy niż wakacje. A mój przypadek miał być przestrogą dla innych: facet od PR, który oszukał trzech szanowanych biznesmenów. Dobry materiał.
– Zrobiłeś, co się dało. – Odwróciłem się do Milesa.
– To nie wystarczyło.
– Nie, nie wystarczyło.
– Joe Bristow nie zdołał namierzyć Andovera, policja też nie, to jak tobie ma się to udać?
Joe był prywatnym detektywem, którego Miles zatrudnił w moim imieniu. Jak każdy, kogo Miles zatrudniał – należał do czołówki w swojej branży. Ale i on ponad rok temu musiał przyznać, że jest bezsilny. Na koniec dał mi dobrą radę, żebym dał sobie spokój i lepiej oszczędzał, niż wyrzucał pieniądze.
– Muszę spróbować – powiedziałem.
Miles westchnął zrezygnowany. Znał mnie i wiedział, że nic nie wskóra.
– Jeśli będę mógł ci jakoś pomóc, szepnij tylko słówko.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, zadzwoniła jego komórka. Miles wszedł do środka, by odebrać.
Mój umysł obracał wydarzenia związane z aresztowaniem i procesem, tak jak to czynił tysiące razy przedtem. Za każdym razem miałem nadzieję, że złapię jakąś wskazówkę, która podpowiedziałaby mi, dlaczego Andover mnie wrobił i za każdym razem wyciągałem pustą sieć.
Facet upatrzył mnie sześć lat temu – na długo przed tym, gdy powstało mi w głowie, że nie tylko ci inni, o których mówią media, także ja mogę być aresztowany. Zarejestrował wtedy fundację charytatywną, która miała zbierać pieniądze na badania przyczyn powstawania chorób serca. Andover wskazał siebie, mnie i dwóch innych biznesmenów jako członków zarządu. Zastosował się do wymogów komisji do spraw dobroczynności i wypełnił wszystkie formularze. Potem namierzył trzech mężczyzn: Couldnera, Westnama i Brookesa. Każdy z nich w ciągu ponad dwóch lat przekazał mu milion funtów.

cd. w książce...

dhdyf8m
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dhdyf8m