Trwa ładowanie...
fragment
15-04-2010 10:38

W hołdzie dojrzałym kobietom

W hołdzie dojrzałym kobietomŹródło: Inne
d3nty7d
d3nty7d

Do młodych mężczyzn bez kochanki

W swoich zalotach zdaj się na starsze kobiety, pomijając młodsze... starsze bowiem mają więcej obeznania ze światem.
Benjamin Franklin

Książkę tę adresuję do młodych mężczyzn i dedykuję dojrzałym kobietom - związek pomiędzy nimi stanowi kwintesencję mojej propozycji. Nie jestem ekspertem od seksu, lecz byłem pilnym uczniem kobiet, które kochałem. Teraz pragnę przywołać wszystkie szczęśliwe i nieszczęśliwe chwile. Głęboko wierzę, że to właśnie one uczyniły mnie mężczyzną.

Pierwsze dwadzieścia trzy lata życia spędziłem na Węgrzech, w Austrii i we Włoszech. Moje przygody w oczywisty sposób różniły się od przygód młodzieńców z Nowego Swiata. Ich marzenia i możliwości są pochodną odmiennych obyczajów. Oni to Amerykanie; ja jestem Europejczykiem. Największa różnica jednak polega na czymś innym. Oni są młodzi dzisiaj, ja byłem młody już dość dawno temu.

Wszystko uległo zmianie, nawet męskie mity. W spółczesna kultura - zwłaszcza amerykańska - gloryfikuje młodość. Na zaginionym kontynencie starej Europy romans młodzieńca z dojrzałą damą miał w sobie posmak ideału. Dzisiaj młodzieńcy wpatrzeni są jedynie w rówieśnice. Wierzą, że tylko one mają coś do ofiarowania. Starsi jednakże wciąż cenią ciągłość i tradycję, przejmując wiedzę i wrażliwość lat minionych.

d3nty7d

Seks jest jedynie częścią tego wszystkiego. Potomkowie licznej rodziny przywykli od wczesnego dzieciństwa do obcowania ze starszymi. Gdy byłem małym chłopcem, moi dziadkowie, mieszkający na wsi nad Balatonem, każdego lata wydawali ucztę dla ponad dwustu kuzynów.
Dziwiłem się, jak wielu krewnych siada na długich ławach, przy długich stołach, stojących na podwórku pomiędzy domem i śliwkowym sadem. Rzędy ciotek, wujów, szwagrów, dzieci... - od niemowląt do osiemdziesięciolatków. Dla członków takiego klanu nie istnieje bariera wieku. Mieszkaliśmy o setki kilometrów od siebie i śpiewaliśmy te same pieśni.

Wojenna zawierucha zmyła to podwórko. Vajdowie, kiedyś sobie bliscy, teraz żyją na czterech różnych kontynentach. Straciliśmy ze sobą kontakt. W tym nie różnimy się od innych. W Ameryce - choć nie cierpiała z powodu ucisku obcych armii - też nie ma cienistych podwórek. Zniknęły pod betonem. Rodziny rozeszły się i każde pokolenie żyje w swoim własnym świecie. Olbrzymie posiadłości, z pokojami specjalnie dla ciotek, wujów i dziadków, ustąpiły miejsca młodzieżowym barom, domom starców i cichym mieszkaniom ludzi w średnim wieku. Rzutki młodzieniec ma małą szansę nawet na rozmowę z dojrzałą kobietą. Nie ufają sobie nawzajem.

Miałem to szczęście, że dorastałem w zwartej społeczności. Z tego też względu śmiem przypuszczać, że moje krótkie "rekolekcje" dadzą Wam trochę do myślenia.
Przypomną prawdę, że mężczyzna ma wiele wspólnego z kobietą, choćby dzieliła ich różnica wieku - a tym samym zacieśnią więź między pokoleniami.

Opiszę własne doświadczenia, ale zapewniam, że nie zamierzam zanudzać Czytelników historią mojego życia. Chciałbym natomiast pobudzić ich ciekawość względem samych siebie. To, co za chwilę przeczytają, jest starannie wyselekcjonowanym pamiętnikiem, skupiającym uwagę nie na osobie narratora, lecz na uniwersalnych przymiotach miłości. A jednak, do pewnego stopnia, można w wypadku tej książki mówić o autobiografii. Jestem świadomy, podobnie jak Thurber, słów Benvenuta Celliniego, który powiada, że każdy z nas winien być dobrze po czterdziestce i mieć za sobą choć jeden z wiekopomnych czynów, zanim zasiądzie do pisania memuarów. Nie spełniam tych warunków. Ale też, jak twierdzi Thurber: "Ten, kto kupił sobie maszynę do pisania, w nosie ma dziwactwa wszystkich starych mistrzów".

d3nty7d

Andrtis Vajda
profesor Wydziału Nauk Humanistycznych
Uniwersytetu Stanu Michigan
Ann Arbor, Michigan

8 O rozterkach beznadziejnej miłości

To najgorszy rodzaj miłości - odbiera ci apetyt.
Honoriusz Balzak

Maya odprawiła mnie wiosną. Przez całe lato pilnie pracowałem, żeby przeskoczyć dwie ostatnie klasy ogólniaka i na jesieni rozpocząć studia. Po maturze i egzaminach wstępnych zacząłem szukać partnerki. Miesiącami szło mi jak po grudzie, aż wreszcie się zakochałem - beznadziejną i desperacką miłością, bez żadnej zachęty z JEJ strony. Czułem się niczym sekretarka pisząca do kącika porad o koledze, który czasem zagadał do niej w biurze i raz przysiadł się w stołówce. "Bywa miły i przyjacielski, ale nie widzi we mnie kobiety. Nigdy nie byłam z nim w kawiarni, chociaż od rana do wieczora siedzimy przy sąsiednich biurkach. Droga Ann, jestem w nim zakochana. Co mam zrobić, żeby spojrzał na mnie zupełnie innym okiem?". Desperację łatwo rozpoznać po niemym założeniu, że mimo wszystko istnieje JAKIŚ cwany sposób, żeby mój idol zwrócił na mnie nieco baczniejszą uwagę. Każdy z nas myśli: Wiem przecież, że na razie mnie nie zauważa, bo nie potrafię mu ukazać swoich prawdziwych zalet. Kiedy pokonam tę barierę i pozna
głębię moich uczuć, na pewno mi się nie oprze. Taki optymizm to powszechne i codzienne zjawisko.

d3nty7d

Gdzieś na początku zimy Ilona pomachała do mnie nad basenem, w Łaźniach Lukticsa. Chodziłem tam w przerwach między wykładami. To fantastyczne miejsce - odrestaurowany fragment z okresu imperium osmańskiego, czyli łaźnia turecka przekształcona w ośrodek pływacki. Ogromny basen, pod szklaną kopułą, w hali przypominającej meczet, otacza setka kabin do kąpieli parowych.

W niedziele i święta kłębiły się tam nieprzebrane tłumy. W dni powszednie przychodzili jedynie wybrani: znani piłkarze, artyści i aktorki, członkowie olimpijskiej kadry pływackiej, profesorowie i studenci, i luksusowe prostytutki. Ta mieszanina miała jedną wspólną cechę: kochała życie i nie bała się tego okazywać. W najgorszych latach stalinizmu, wbrew fanatycznej "przyzwoitości", wokół basenu przechadzały się dziewczęta w najmodniej szych włoskich bikini. Taki widok w tym czasie wzbudzał kontrowersje nawet na Zachodzie. W Budapeszcie lat pięćdziesiątych był dowodem obywatelskiego buntu. Każda wizyta w Łaźniach Lukticsa przypominała wyjazd za granicę. Odcinaliśmy się od sienniężnych stalinowskich Węgier starym tureckim murem, bogatym we wspomnienia siły i kultury dawnego okupanta.

Po kąpieli siadałem zwykle na skraju basenu i wdychając wilgotną mgłę z łaźni parowej, wodziłem wzrokiem za półnagimi kobietami. Samotny weteran jednej, wspaniałej, lecz przegranej bitwy. Patrzyłem na ich ciała, mokre i błyszczące niczym nieprzenikniony pancerz.
Tamtego styczniowego dnia przez kilka godzin, z nadzieją i rozpaczą w sercu, wypatrywałem jakiejś samotniczki. Nagle zjawiła się Ilona. Pływała. Wyciągnęła rękę nad wodą i radośnie do mnie pomachała. Podziałało to niczym moc czardziejskiej różdżki. Przebudziły się stare nadzieje. Mało ją znałem i z ledwością skojarzyłem twarz z imiemem, ale gdy do mnie podpłynęła, to choć widziałem tylko biały czepek i długie smukłe ręce, jakoś nabrałem przekonania, że uda mi się ją uwieść.

d3nty7d

- Fajnie zobaczyć kogoś znajomego! - zawołała, niczego nie podejrzewając. Wyśliznęła się z wody tuż przede mną. - Założę się, że mnie nie pamiętasz!
Najważniejsze, że ona pamiętała, mimo że zamieniliśmy nie więcej niż pięć zdań na jakiejś nudnej prywatce. Pewnie wywarłem na niej niezatarte wrażenie. Obrzuciłem ją przeciągłym spojrzeniem i poczułem, że nagle twardnieję.

Zdjęła czepek i schyliła się na bok, żeby wytrząsnąć wodę z uszu. Potem usiadła na marmurowej posadzce.
Zrobiła kilka wdechów i położyła się na plecach. Patrzyła w górę. Podobały jej się ruchliwe białe arabeski, które wiatr układał ze śniegu na szybach kopuły. Ponarzekaliśmy na mroźną zimę i poplotkowaliśmy trochę o uczelni.
Ilona była narzeczoną jednego z moich wykładowców.

Choć dobiegała już trzydziestki, wyglądała jak nastolatka. Miała szczupłe i jędrne ciało, dwie twarde piłki tenisowe zamiast piersi, piegowatą cerę i rude włosy, które wiązała w koński ogon. Wydawała mi się ucieleśnieniem seksu. Zbyt duże usta trochę nie pasowały do jej delikatnej twarzy, ale górna warga była lekko zawinięta w górę i nie spotykała się z dolną. Wąska szczelina między nimi zapraszała ukradkiem do wnętrza. Na krawędzi basenu nie było dość miejsca, więc Ilona leżała z ugiętymi nogami, co uwidaczniało jej i tak wypukły, duży wzgórek Wenery. Spod czarnych satynowych fig od bikini wymykało się kilka mokrych, rudych i kręconych włosów.

d3nty7d

- Chciałbym cię zgwałcić - wyznałem w pewnej chwili, przerywając uprzejmą rozmowę.
- No, to dobrze mi się zdawało, że coś za bardzo na mnie patrzysz - odparła, jakby właśnie znalazła rozwiązanie ciekawej zagadki.

Źle to ująłem - może ciekawej, ale mało ważnej.
W jej głosie nie usłyszałem krzty zainteresowania. Nie sądzisz chyba, że od razu padnie ci w ramiona, pomyślałem. Nawet nie wie, czy już po wszystkim nie obgadasz jej na uczelni. A gdyby to dotarło do jej narzeczonego? Co racja, to racja - sam nie chciałem się żenić, więc nie mogłem psuć układów dziewczyny z profesorem Hargitayem.
- Pochlebiasz mi - powiedziała cierpko, kiedy nieco później znów ją poczęstowałem jakimś dwuznacznym komplementem.

Pochlebiam, trochę niepewnie powtórzyłem w duchu. W obecności atrakcyjnych kobiet staram się im patrzeć prosto w oczy, w nadziei, że zobaczę w nich błysk przyzwolenia. Tamtym razem jednak tego nie zrobiłem. Spoglądałem na twarz Ilony, na jej usta, piegowaty nosek i na skronie, ale nie w oczy. Siedziałem koło niej na basenie przez prawie godzinę i wmawiałem w siebie, że drobne ruchy jej ciała świadczą o skrywanym lub nieświadomym pożądaniu.

d3nty7d

Leżąc na plecach na wyblakłym marmurze, czasem ściskała kolana, a czasem je rozchylała. Mięśnie jej ud drgały charakterystycznym rytmem, jak w momencie miłosnego zbliżenia. Patrzyłem na to i naprawdę zamierzałem ją zgwałcić. Gwar głosów znad basenu, śmiechy i okrzyki odbijające się echem w zamkniętym pomieszczeniu zdawały się mnie nawoływać, bym był brutalny, twardy i zdecydowany. Chciałem ją chwycić i jednym pchnięciem przebić się przez czarną satynę. Skoro jednak nie mogłem jej zgwałcić, po prostu się zakochałem.

Ostrożnie i bez pośpiechu musnąłem jej szczupłą rękę, spoczywającą między nami. Kiedy dotknąłem długich i nieruchomych palców, miałem wrażenie, że gładzą mnie po podbrzuszu. Nastąpił wytrysk i poczułem ulgę (było to krótkie spięcie wywołane myślami o gwałcie).
Ogarnęła mnie fala szczęścia zmieszanego z pokorą i melancholią.
- Kiedy się znów spotkamy? - zapytałem, widząc, że Ilona zaczęła zbierać się do wyjścia. Miałem w pamięci inne, skuteczniejsze spotkania, więc rzuciłem jeszcze parę uwag, które nie pozostawiały żadnej wątpliwości co do moich prawdziwych intencji. Nic z tego. Nie obiecała mi nawet randki.
(...)

d3nty7d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3nty7d