Trwa ładowanie...
felieton
26-04-2010 12:20

Niemcy mnie biją

Najbardziej jednak zwraca uwagę powszechność bicia we wszystkich epokach i krajach; jeśli gdzieś występowała koncepcja nietykalności cielesnej, to ograniczona była do ścisłej elity.

Niemcy mnie bijąŹródło: Inne
d3ob5p3
d3ob5p3

Cytat, jak to z cytatami newsowymi bywa, przez jakiś czas będzie służył do kpienia z Jana Marii Rokity, przewinie się w złośliwych komentarzach na internetowych forach, kilka razy poleci w eter, przerobiony na dżingiel przez jakąś stację radiową, a potem, jak zresztą całe zajście, pójdzie w niepamięć. Jest jednak z dwóch przyczyn interesujący. Po pierwsze dlatego, że w niemal automatycznie przełożył się konflikt personalny na narodowy (i tylko świadkowie zdarzenia mogą powiedzieć, kto pierwszy uderzył w narodową strunę), a zatem od razu wywołał dzieci z Wrześni, obronę Głogowa, łapanki i Oświęcim (bo wiadomo kto komu pluł w twarz i już nie będzie); na ten jednak temat napisano już wystarczająco wiele. Po drugie dlatego, że uświadamia nam sprawę, na którą zazwyczaj nie zwracamy uwagi: bicie w dzisiejszych czasach i w naszym kręgu kulturowym jest powszechnie uważane za sprawę wyjątkową, zdumiewającą i przede wszystkim oburzającą. A nie jest to wcale pogląd oczywisty.

Parę lat temu wygrzebałem w krakowskim antykwariacie osobliwe dzieło niejakiego wielebnego Williama Coopera pod tytułem Biczowanie i biczownicy. Historia Rózgi we wszystkich krajach od czasów najdawniejszych do współczesności, z licznymi ilustracjami. Wydanie nowe, przejrzane i poprawione. Wprawdzie strona tytułowa nie podaje roku wydania, ale prędka kwerenda ujawniła, że History of the Rod ukazała się w Edynburgu w roku 1870, a trzy lata później – w Londynie. Zaś „wielebny William Cooper” to pseudonim szkockiego dziennikarza, Jamesa Glassa Bertrama. Bertram, urodzony w roku 1824, był jednym z pionierów tak zwanej „penny press” (prasy groszowej), czyli proto-tabloidów, i nie było chyba dziedziny, którą by się nie zajmował: jego nekrolog, opublikowany w 1892 r. w „The Athenæum”, wymienia rozliczne tytuły gazet, do których Bertram pisywał, głównie na tematy związane z rybołówstwem, sportem i rolnictwem. Oprócz wielokrotnie wydawanego dzieła Morskie żniwa. Przyczynek do historii naturalnej i ekonomicznej
brytyjskiego rybołówstwa spożywczego (1865) wydał również trzytomową powieść Skradziony dziedzic, Obrazki prawdziwego życia, widzianego w świecie teatru i bohemy, będące wyznaniami Petera Patersona, wędrownego komedianta, Sportowe anegdoty, Szkockie dyscypliny sportowe, kilka poradników kulinarnych jako Jenny Wren, a pod pseudonimem Margaret Anston (o tym nekrolog już nie wspomina) – powiastkę erotyczną Radosny Zakon świętej Brygidy, czyli moje osobiste wspomnienia ze stosowania rózgi.

Historia… została zatem ułożona przez osobę nieprzypadkową: tabloidowego speca od komercyjnej sensacji i miłośnika sadomasochistycznych fantazji. Żeby jednak wydać taką książkę w głównym obiegu, musiał się uciec do fortelu; skompilował dzieło pseudonaukowe, napisane przesadnie wykwintną angielszczyzną, w dodatku sygnowane szacownym pseudonimem. Któż mógłby podejrzewać, że Reverend William M. Cooper, B. A. w pozostałych wcieleniach układa przepisy na szarlotkę, traktaty o sportach uprawianych na świeżym powietrzu i opowiastki o biczujących się nawzajem damach z towarzystwa? A jednak, bogata osobowość pisarska Bertrama godziła te sprzeczności, a przynajmniej – pogodzić je próbowała. Na ile jej się to udawało – to już inna sprawa.

Sam spis treści robi spore wrażenie – pięćdziesiąt rozdziałów o tytułach takich jak: „Chłosta u Rzymian”, „Chłosta zakonach karmelickich”, „Chłosta u Franciszkanów i podobnych zakonów”, „Sekta biczowników”, „Batożenie złodziei i dusicieli”, „Karna i kościelna chłosta w Szkocji”, „Rzekome lecznicze i medyczne znaczenie Rózgi”, „Rózga w Rosji”, „Knut”, „Smutna historia mniszek z Mińska”*, „Kary wojskowe – batożenie Somerville’a w Szkockich Dragonach”, „Kary szkolne” i tak dalej, i tak dalej. Widać jednak, że do pracy nad książką wielebnego Williama Coopera przyłożyła się i Margaret Anston, znajdziemy tam bowiem również takie fragmenty, jak: „Wyimki z dziennika dystyngowanej damy”, „Smaganie młodych panien”, „Rózga w buduarze” , czy „Flagellacja ekscentryczna i różnorodna”. A nawet kuriozalną „Rózgiadę i inne wiersze”, gdzie pojawiają się nawet wyimki z miniopery o biciu (występują m.in.: Księżna Bystrorózecka, Pani Chłostecka, Hrabina Zielonobrzóska, dzieci i Panna Krzepkotyła).

d3ob5p3

Historia Rózgi jest z pewnością dziełem osobliwym: to swoista „historia przemocy”, napisana kilkadziesiąt lat przed Foucaultem i szkołą Annales, ale, równocześnie, przedziwny stop wiktoriańskiego języka popularnonaukowego z ledwo skrywanymi obsesjami autora. Już na stronie tytułowej widzimy maleńką karykaturę: „Brytania batożona przez Pitta” (gdzie pod razami polityka zwija się zdecydowanie roznegliżowana alegoria) a tuż obok – całostronicową ilustrację, przedstawiającą „Piękną madame Łopuchin, obijaną knutem z rozkazu Elżbiety, carycy rosyjskiej”. Nie muszę chyba dodawać, że równie obnażoną, co Brytania. Niekiedy po częstotliwości występowania wykrzykników widać, że Bertram znajdował jakiś opis szczególnie podniecającym; kiedy indziej czytamy takie choćby zachwyty: …knut, wynalazek tatarski, o czym świadczy nazwa, to najsroższy dawca kar wynaleziony przez rozum człowieczy. […] Za każdym uderzeniem tego srogiego narzędzia tortur ostre krawędzie skręconego pasa opadają na plecy przestępcy, tnąc je jak
giętki miecz o dwóch ostrzach, a kat nie ogranicza się do prostego cofnięcia bata, ale umiejętnie pociąga go ku sobie, tak, że haczyk przemyślnie umieszczony na końcu za każdym uderzeniem wydziera długi pas ciała. Każdy akapit ocieka tu niezdrową ekscytacją, każdy rozdział jest świadectwem z trudem powstrzymywanego podniecenia, które próbuje znaleźć ujście w naukowej z pozoru pracy (która zresztą roi się od błędów i przekłamań; we fragmencie o Polsce czytamy na przykład jak autor wyobrażał sobie Śmigusa: Istnieje zwyczaj, że w pewien szczególny poranek w okolicach Wielkiejnocy pani domu chłoszcze wszystkich swoich podwładnych i gości. Kiedy służące i pokojówki zgromadzą się w jednym pokoju, dama wkracza z biczem w dłoni i uderza nim jak popadnie).

Najbardziej jednak zwraca uwagę powszechność bicia we wszystkich epokach i krajach; jeśli gdzieś występowała koncepcja nietykalności cielesnej, to ograniczona była do ścisłej elity, a i to wyłącznie w wypadku ludzi dorosłych, bo dzieci ćwiczono dyscypliną wszędzie, bez względu na status społeczny rodziców. Bito w szkole i w wojsku, w więzieniu i w klasztorze. Bito kijami, rózgami, knutami, biczami, sznurami. Bito z powodów religijnych, wychowawczych, dla zdrowia, dla przyjemności (niekiedy obustronnej, zakładano nawet specjalne kluby chłosty, szczególnie popularne w Niemczech – nic dziwnego, że Historię Rózgi bardzo szybko wydano również w wilhelmińskiej Rzeszy); bito dzieci, służbę, podwładnych, w niektórych krajach nawet wysoko postawionych urzędników (a Bertram pisze przecież tylko o biciu tak czy inaczej zrytualizowanym, z użyciem przyrządów, a nie o „zwyczajnych” kuksańcach, klapsach, policzkowaniu i okładaniu pięściami). Kolejne społeczeństwa otaczały bicie rozmaitymi ceremoniami, używały go jako
stałego składnika porządkującego życie jednostki i zbiorowości.
Historia Rózgi czytana w dzisiejszej Europie staje się głosem z zupełnie innego świata, gdzie wprawdzie dziwowano się nieco i oburzano na okrucieństwo kar rosyjskich czy chińskich, ale już „dyscyplinowanie” uczniów czy służby uważano za coś zwyczajnego, element „naturalnego” porządku rzeczy. To, że ten głos wydaje się tak dziwny, jest oczywiście pocieszające – ale musimy pamiętać, że bycie nie-bitym to, w skali globu, wciąż przywilej nielicznych, a nie podstawowe prawo wszystkich ludzi. I że nawet tam, gdzie nietykalność cielesna jest przestrzegana, znajdzie się zawsze ktoś chętny, kto po prostu lubi bić. Dzieci, kobiety, słabszych, biedniejszych, innych. A z braku laku nawet kogoś, kto położył kapelusz w nieodpowiednim miejscu.


  • To akurat polski trop – zmyślone zeznania słynnej niegdyś Makryny Mieczysławskiej, XIX-wiecznej oszustki, podającej się za torturowaną przez Rosjan przełożoną klasztoru unickiego.
d3ob5p3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ob5p3