Trwa ładowanie...
25-11-2016 11:03

Michel Faber: ''Panuje moda, żeby literatura młodzieżowa była o śmierci, wojnie płci, depresji. Ja chcę zabrać młodzież na pełną przygód wyprawę"

Michel Faber utrzymuje, że napisał już niemal wszystko, co miał do napisania. Lecz nawet jeśli tych kilka tysięcy stron jego autorstwa to faktycznie już wszystko, co wyjdzie spod jego ręki, pozostawia po sobie bibliografię niezwykłą.. Z autorem powieści „Pod skórą”, „Szkarłatny płatek i biały” czy „Księga Dziwnych Nowych Rzeczy” rozmawialiśmy podczas ósmego Conrad Festival.

Michel Faber: ''Panuje moda, żeby literatura młodzieżowa była o śmierci, wojnie płci, depresji. Ja chcę zabrać młodzież na pełną przygód wyprawę"Źródło: Getty Images
d3wxbf3
d3wxbf3
Michel Faber utrzymuje, że napisał już niemal wszystko, co miał do napisania. Lecz nawet jeśli tych kilka tysięcy stron jego autorstwa to faktycznie już wszystko, co wyjdzie spod jego ręki, pozostawia po sobie bibliografię niezwykłą.. Z autorem powieści „Pod skórą” , „Szkarłatny płatek i biały” czy „Księga Dziwnych Nowych Rzeczy” rozmawialiśmy podczas ósmego Conrad Festival.

Bartosz Czartoryski: Ponoć bałeś się przyjazdu do Krakowa.

* Michel Faber :* Tak było. Obawiałem się podróży do Polski. Miałem za sobą długie wyjazdy, byłem zmęczony, nie miałem ochoty znowu opowiadać o tym samym, odpowiadać na podobne pytania, czytać podczas spotkań z tych samych książek. Zbyt długo byłem poza domem. A obiecywałem sobie, że po promocji „Szkarłatnego płatka i białego” dam sobie spokój z podobnymi wyprawami. I słowa dotrzymałem, na długo się zaszyłem, nie pokazywałem się publicznie. Moja zmarła żona bała się, że kiedy przestanę pisać, wycofam się całkowicie z życia. Dlatego zgodziłem się przyjechać, bo jestem pewien, że namawiała by mnie do tego. Po premierze „Księgi Dziwnych Nowych Rzeczy” musiałem uporać się ze smutkiem po jej odejściu i z biurokratyczną rzeczywistością, z którą odejście kogoś bliskiego jest związane, zajęcie się czymś innym mi odpowiadało. Lecz o przyjeździe tutaj myślałem jako o błędnym kroku, że to jednak za dużo.

Ale wydaje się, że zmieniłeś zdanie.

Bo zakwaterowano mnie w studenckim mieszkaniu, o co prosiłem. Nie znoszę hoteli. Znakomicie mnie tu przyjęto, oprowadzono po Kazimierzu. Zjadłem zapiekankę, porozmawiałem z ludźmi, zaznałem prawdziwego życia. Odprężyłem się. Moje obawy okazały się niesłuszne. Ale zaraz wyjeżdżam do Pragi i dręczą mnie podobne myśli. Oby i tam znalazło się coś, co pomoże mi przebrnąć przez ten dzień. Po Nowym Roku odpuszczę sobie jeżdżenie. Skoncentruję się na urządzaniu nowego domu i odzyskiwaniu siebie.

Powiedziałeś, że masz już dość powtarzających się pytań. A czy nadal zadajesz sam sobie to, które dręczy niejednego czytelnika? Czy faktycznie rzucisz pisanie?

Nie, bo znalazłem już odpowiedź. I to jakieś dziesięć lat temu. Czułem, że noszę w sobie jeszcze dwie książki. Potem napisałem jedną i została ostatnia. Aż i ją ukończyłem. Nie jest to dla mnie nic szczególnego, zdążyłem się z tą decyzją oswoić. Eva, moja żona, była niepocieszona, nie chciała, żebym rzucał beletrystykę. Lecz kiedy przeczytała moją ostatnią powieść, „Księgę Dziwnych Nowych Rzeczy”, przyznała mi rację, jest tam obecna pewna ostateczność. To książka o stracie. I wtedy decyzja ta nabrała sensu dla nas obojga. Co nie znaczy, że rzucę pisanie jako takie. Mam zamiar dokończyć jej opowiadania. Cieszę się, że będę miał na to czas. Na razie dokończyłem cztery z nich. Są dobre, mocne. Skończę pozostałe i wydam. Poza tym pracuję nad książką dla dzieci. Chcę napisać powieść dla młodzieży, takiej od dziewięciu do piętnastu lat. Będzie to coś odmiennego od mojej dotychczasowej literatury. Kiedy piszę książki dla dorosłych, staram się, żeby dobrze się je czytało, ale jednocześnie dotykają one poważnej
tematyki. Często piszę o smutku, stracie, śmierci, wojnie płci, polityce, depresji, przemocy, chorobach psychicznych. Nie chcę podawać tego dzieciom. Panuje moda, żeby literatura młodzieżowa również się podobnymi rzeczami zajmowała i nie mam nic przeciwko, lecz osobiście chcę zabrać młodzież na pełną przygód wyprawę, zabawną, dynamiczną, inspirującą, radosną. Taki mam zamiar. I będzie to moja jedyna powieść dla dzieci. Tak jak napisałem tylko jeden zbiorek poezji. Kolejnych nie będzie.

d3wxbf3

Eva radziła ci, żebyś podchodził do swojej prozy nieco łagodniej. Komu to miało służyć, tobie czy czytelnikowi?

Czytelnikowi. Była nauczycielką i jej zadaniem było rozgryźć, jak uczynić literaturę bardziej przyswajalną dla szerokiej rzeszy ludzi. Nie uczyła tylko tych najbystrzejszych, którzy potem zostawali wykładowcami akademickimi, ale wszystkich. I takie było jej podejście do mojej pracy, kiedy pytałem ją o zdanie. Pytała mnie, czy mogę niektóre fragmenty przepisać tak, żeby całość była bardziej transparentna. Stawiała mi wyzwanie, abym pisał tak samo bezkompromisowo i stanowczo, lecz innymi słowami. Dzięki niej moje książki trafiły do dużej grupy ludzi i zostały przetłumaczone na inne języki. Mamy przecież setki pisarzy, którzy są cenieni we własnym kraju, nawet zdobywają nagrody Nobla, są znakomici, ale dla czytelnika innej narodowości ich książki będą nieprzystępne z uwagi na ogrom pracy, jaki trzeba wykonać, żeby je zrozumieć. Trzeba być Szwedem czy Polakiem, żeby się zaangażować. Mnie się udało, dzięki sobie i dzięki Evie, pisać tak, aby zostać zrozumianym i przez Szweda, i przez Polaka.

Myślisz, że wynika to z twojej swoistej bezpaństwowości?

Tak. Nie czuję się przedstawicielem konkretnej narodowości. Urodziłem się w Holandii, ale wyjechałem stamtąd w wieku siedmiu lat i moje więzi z tym krajem zanikły. Rodzice chcieli zacząć nowe życie w Australii, gdzie dorastałem. I choć Australia miała sporo do zaoferowania, jest multikulturowa, nigdy nie czułem się tamtejszy. Jestem chyba jednak Europejczykiem. Potem wyjechałem do Szkocji i była to dla mnie zupełnie inna planeta. Dlatego nie mam korzeni, nie mam kraju, z którym się utożsamiam. Brak obsesji nad narodowością jest również cechą charakterystyczną mojej prozy. Jako że czuję się obcy gdziekolwiek jestem, nie potrafiłbym napisać opowieści o danym miejscu jako jej mieszkaniec, bo wszystko widzę jak ktoś z zewnątrz. Kiedy piszę o Szkocji, nie musisz być Szkotem, żeby mnie zrozumieć, bo opisuję kraj tak, jak, dajmy na to, widziałby go Argentyńczyk. Szkocki pisarz poczyniłby zapewne pewne przypuszczenia, co czytelnik może o jego ojczyźnie wiedzieć, a czego nie. Ja nie jestem do tego zdolny.

Na zdjęciu: Michel Faber

(img|701406|center)

d3wxbf3

Nie masz za czym tęsknić.

Masz rację. Nie mam za czym tęsknić. Wyobraź sobie uczucie, że lecisz do Japonii, nie znając tam nikogo, czujesz się zagubiony. Nic przyjemnego. Ja mam tak wszędzie, gdziekolwiek nie pojadę i nie jest to nic godnego pozazdroszczenia. Czuję się tak nawet w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkam przecież już dwadzieścia parę lat. Oszczędzona jest mi tęsknota za ojczyzną, lecz nie czuję też ulgi, kiedy wysiadam z samolotu po powrocie, bo nie mam domu. Za dom uznaję swój gabinet, miejsce, gdzie pracuję, jest ono naprawdę moje. A na razie i tego nie mam, bo jeszcze się nie urządziłem, za dużo jeżdżę. Naprawdę muszę zająć się tym moim małym pokoikiem. Przed tygodniem kupiłem biurko i nareszcie mogłem postawić na nim komputer i drukarkę, lecz nadal piętrzą mi się kartony z rzeczami, nie mam internetu, nawet nie jestem pewien, jak uruchomić ogrzewanie.

Po przeprowadzce na Antypody odkryłeś komiksy, prawda?

Dokładnie. Tam poznałem amerykańskie komiksy i pochłaniałem je taśmowo. Pod koniec lat siedemdziesiątych, kiedy tytuły Marvela były coraz słabsze, zacząłem czytać rzeczy niezależne i do głównego nurtu powróciłem dopiero jakieś dwie dekady później, uprzednio zainteresowawszy się powieściami graficznymi. Marvel i DC wydawały w latach dziewięćdziesiątych rzeczy naprawdę okropne. Dopiero w zeszłej dekadzie komiksy mainstreamowe odżyły i powróciłem do nich. A teraz ponownie nie mam za bardzo czego tam szukać. Uwielbiam sztuki wizualne. Chciałbym móc czytać więcej. Komiksy to szybka rozrywka, dwadzieścia stron czegoś, co lubię. Poza tym cenię te wszystkie socjologiczne kwestie. Dajmy na to „Secret Invasion”, które napisano, kiedy Amerykę nawiedziła paranoja związana z terroryzmem. Pojawili się ludzie chcący powalić kolosa. I komiks ten można było traktować jak zwierciadło tego, co się działo w kraju. A potem mieliśmy tę bańkę optymizmu po wyborze Obamy i rozczarowanie polityką jako taką w „Dark Reign”. Ludzie,
którzy mieli być bohaterami, okazali się zepsuci. To lustro odbijające społeczne niepokoje. Albo lata osiemdziesiąte, dekada narcyzmu, wtedy też komiksy były narcystyczne. Potem wszystko wyglądało jak na sterydach, nagle Spider-Man miał mięśnie Arnolda Schwarzeneggera. Dali mu spluwy. Thorowi też. Jest taka okładka komiksu, na której trzyma bazookę. Czy naprawdę już sam fakt, że nordycki bóg stąpa po Ziemi nie jest wystarczająco atrakcyjny? Fascynujące. Nie jestem już tak zainteresowany samą fabułą, nie obchodzi mnie kto wygra, kto jest z nim związany, ani nawet kto zginie. Lubię rysunki, choć dzisiaj sporo roboty odwala komputer, kadry wyglądają jak storyboardy. Niewiele jest prawdziwej sztuki. Ale i to wyjdzie kiedyś z mody, bo historia zatacza koło. Komiks jest całkowicie amoralny, chodzi tylko i wyłącznie o sprzedaż; jeśli spadnie, to zaraz znajdą coś, co ją zwiększy. A ja będę na to czekał.

Kadr z komiksu „Secret Invasion”/Marvel Comics

d3wxbf3

(img|701407|center)

Zapytałem o komiksy, bo w „Księdze Dziwnych Nowych Rzeczy” ochrzciłeś niektóre osoby nazwiskami dawnej ekipy Marvela.

Tak. Uwielbiam Srebrną Erę komiksu.

Powiedziałeś też, że jest to powieść o stracie. Dla mnie z kolei istotny był aspekt niemożności komunikacji. Zgodziłbyś się, że nawet język, który umożliwia nam przecież porozumiewanie się, również je ogranicza?

Oczywiście. Nawet członkowie jednej rodziny, którzy przecież doświadczają podobnych rzeczy, postrzegają życie zupełnie inaczej. Jeśli zapytasz swoją rodzinę o przeszłość, każdy opowie zupełnie inną historię. Żyjemy na innych planetach. Odczuwamy wszystko samotnie. To straszne, ale akceptuję to, zamiast udawać, że tak nie jest. Gdy już pogodzimy się z tym, jak niedoskonały, nieprecyzyjny, a nawet zdradliwy jest język, wtedy możemy się zrelaksować, bo nie da się przecież osiągnąć niemożliwego, możemy jedynie starać się zrobić coś najlepiej, jak możemy.

d3wxbf3

Myślałeś już, co będziesz robił, kiedy postawisz ostatnią kropkę?

Kocham muzykę. I mam jeszcze wiele płyt do przesłuchania. Żyjemy w nowoczesnym, cyfrowym świecie i dzisiaj możemy zebrać więcej muzyki, niż jesteśmy w stanie przerobić. Ale chciałbym spróbować. Dorastałem w erze winylowej, słuchało się płyt po kilka razy, wgryzało w muzykę, a dzisiaj słucham rzeczy raz i koniec. Nie czuję się z tym dobrze, nie powinno tak być. Jest w podobnym odbiorze coś płytkiego, niewłaściwego. Nie potrzebuję pokazywać się ludziom. Było świetnie, odniosłem sukces jako pisarz. A wielu autorom, których podziwiam, nigdy nie udało się nawet wyżyć z pisania. Dobrymi recenzjami nie zapłacisz rachunku. Rzecz jasna nie zrobiłem kariery jak Dan Brown, ale poradziłem sobie nieźle na polu literatury, jaką reprezentuję i nie mogę narzekać. Zresztą nie jestem zachłanny. Nic nie trwa wiecznie. Poza tym mam pięćdziesiąt siedem lat, a mężczyźni z mojej rodziny nie żyją długo, żaden nie dobił do sześćdziesiątych urodzin. Chciałbym się zestarzeć, dożyć osiemdziesiątki, ale statystyka jest nieubłagana.

Statystyka nie zawsze mówi prawdę.

Oczywiście. No i Faberowie umierali na wojnie albo z innym losowych przyczyn. Lecz nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że, być może, zostało mi dużo czasu. I staram się korzystać z tego, co mam. Jestem dumny z książek, które napisałem. Jeszcze parę wydam. Nacieszę się życiem. I tyle.

Rozmawiał: Bartosz Czartoryski

d3wxbf3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3wxbf3