Trwa ładowanie...
fragment
24-07-2014 22:07

Dziewczyna z perłą

Dziewczyna z perłąŹródło: Inne
d2oahfs
d2oahfs

Matka nie powiedziała mi o tej wizycie. Później wyjaśniła, że nie chciała, żebym się zdenerwowała. Zdziwiło mnie to, ponieważ uważałam, że zna mnie dobrze. Ci, co przyszli, uznali, że jestem spokojna. Nie płakałam jak dziecko. Tylko matka mogła zauważyć, że mocniej zaciskam szczęki, a moje i tak wielkie źrenice rozszerzyły się jeszcze bardziej .
Kroiłam właśnie warzywa w kuchni, kiedy usłyszałam głosy przed naszymi drzwiami: kobiecy - jasny niczym wypolerowany mosiądz i męski - niski i ciemny jak deski stołu, przy którym pracowałam. Rzadko słyszeliśmy w domu podobne głosy. Były w nich bogato zdobione dywany, książki, perły i futra.
Ucieszyłam się, że wcześniej tak porządnie wyszorowałam schody.
Głos matki, jak garnek albo dzban, zaczął się przybliżać od przedpokoju. Szli do kuchni. Przesunęłam pokrojone pory na miejsce, położyłam nóż na stole, wytarłam ręce w fartuch i ścisnęłam mocno wargi, żeby je wygładzić.
Moja matka weszła pierwsza i rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie. Za nią pojawiła się kobieta, która musiała się schylić, żeby wejść do środka. Była bardzo wysoka, wyższa niż towarzyszący jej mężczyzna.
Wszyscy w mojej rodzinie, nawet ojciec i brat, byli niscy.

Mimo spokojnego dnia kobieta wyglądała tak, jakby przywiał ją tu wiatr. Czepek miała przekrzywiony, wystawały spod niego drobne jasne loczki przypominające pszczoły, które co jakiś czas próbowała odpędzić. Kołnierz źle leżał i nie był tak wykrochmalony, jak trzeba. Kiedy odrzuciła poły opończy, zauważyłam, że pod jej ciemnoniebieską suknią rozwija się dziecko, które powinno urodzić się tuż przed końcem roku albo jeszcze wcześniej .
Twarz kobiety przypominała owalny półmisek, czasami lśniący i piękny, a czasami powleczony śniedzią. Jej oczy wyglądały jak dwa brązowe guziki, co było rzadkie w zestawieniu z blond włosami. Chciała pokazać, że przygląda mi się uważnie, ale nie potrafiła się skoncentrować. Jej wzrok wciąż błądził po kuchni.
- Więc to jest ta dziewczyna - rzekła nagle.
- To moja córka, Griet - potwierdziła matka, a ja skłoniłam się im z szacunkiem.
- No cóż, nie za duża. Czy jest przynajmniej silna? - Kiedy odwróciła się, żeby spojrzeć na mężczyznę, zawadziła opończą o leżący na stole nóż. Nóż spadł z trzaskiem i obrócił się parę razy na podłodze.
Kobieta krzyknęła.
- Catharino - upomniał ją spokojnie mężczyzna. Mówił tak, jakby miał w ustach cynamon. Jego żona potrzebowała chwili, żeby się uspokoić.
Podniosłam nóż i wytarłszy ostrze w fartuch, odłożyłam na stół. Ponieważ zawadziłam nim o warzywa, musiałam jeszcze poprawić marchewkę.
Mężczyzna patrzył na mnie oczami szarymi jak morze. Twarz miał pociągłą i kanciastą, o stałym wyrazie, w przeciwieństwie do żony, której twarz przypominała płomień świecy. Nie nosił brody ani wąsów, co mnie ucieszyło, ponieważ dzięki temu wyglądał schludniej. Miał na sobie czarną opończę i białą koszulę z pięknym koronkowym kołnierzem. Kapelusz przykrywał włosy o barwie wymytych deszczem czerwonych cegieł.
- Co robisz, Griet? - spytał. Zdziwiło mnie to pytanie, ale wiedziałam, że lepiej tego nie okazywać.
- Kroję warzywa, panie. Na zupę.
Zawsze układam warzywa w kole tak, że każde ma w nim odpowiednie miejsce, niczym kawałki tortu. Tym razem było ich pięć: czerwona kapusta, cebula, pory, marchewka i rzepa, przy czym okrągły środek wypełniała marchewka. Żeby je tak uformować, użyłam tępej części ostrza.
Mężczyzna postukał palcem w stół.
- Czy w tej kolejności wkładasz je do zupy? - zapytał, oglądając koło.
- Nie, panie. . . - zawahałam się. Nie potrafiłam wyjaśnić, skąd taki układ warzyw. Po prostu czułam, że tak właśnie powinny leżeć, ale bałam się to powiedzieć.
- Widzę, że oddzieliłaś odcienie bieli - rzekł, wskazując kawałki rzepy i cebuli. - A dlaczego pomarańczowy i fioletowy nie są obok siebie?
Wziął do ręki kawałek kapusty i marchewki i potrząsnął nimi, jakby to były kości do gry.
Zerknęłam na matkę, która skinęła lekko głową.
- Bo te kolory się kłócą, kiedy są obok siebie, panie.
Uniósł brwi, jakby nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- A czy ułożenie tych warzyw zajmuje ci dużo czasu?
- Nie, panie - odparłam nieco zmieszana. Nie chciałam, żeby uznał mnie za nieroba.
Kątem oka zauważyłam jakiś ruch. To moja siostra Agnes zajrzała ukradkiem do kuchni i potrząsnęła głową, słysząc moją odpowiedź. Rzadko zdarzało mi się kłamać. Spuściłam głowę.
Mężczyzna obrócił się lekko i Agnes zniknęła. Zaraz też odłożył kawałki marchewki i kapusty do pozostałych warzyw.
Kapusta trafiła do cebuli. Chciałam sięgnąć i położyć ją na właściwym miejscu, ale się powstrzymałam. Jednak on zauważył mój ruch. Chciał mnie w ten sposób sprawdzić.
- No, dosyć już tego gadania - rzekła kobieta. Mimo że denerwowało ją to, iż poświęcał mi uwagę, to na mnie skierowała swój gniew. - Zaczyna od jutra, prawda? - Popatrzyła jeszcze na męża, zanim wyszła z pokoju.
Za nią wyśliznęła się moja matka. Mężczyzna spojrzał raz jeszcze na warzywa, a potem skinął mi głową na pożegnanie i ruszył za kobietami.
Kiedy matka wróciła, siedziałam przy tym, co miało stać się zupą. Czekałam, aż zacznie mówić. Kuliła ramiona, jakby chroniąc się przed mroźnym wiatrem, mimo lata i ciepła panującego w kuchni.
- Masz jutro zacząć pracę jako ich służąca. Jeśli będziesz się starać, dostaniesz osiem stuiverów dziennie. Będziesz też u nich mieszkać.
Zacisnęłam usta.
- Nie patrz tak na mnie, Griet - poprosiła matka. - Wiesz, że ojciec stracił pracę i nie mamy wyjścia.
- A gdzie mieszkają?
- Przy Oude Langendijck, niedaleko skrzyżowania z Molenpoort.
- W Zakątku Papistów? Więc są katolikami ?
- Powiedzieli, że będziesz mogła przychodzić do domu na niedziele.
Matka zebrała rękami kawałki rzepy wraz z drobinami kapusty i cebuli i wrzuciła to wszystko do stojącego na ogniu garnka. Zniszczyła w ten sposób pasy, które tak uważnie ułożyłam.


Wspięłam się po schodach do ojca. Siedział z przodu poddasza, tuż przyoknie, wystawiając twarz do słońca. Teraz mógł widzieć już tylko jego blask.
Ojciec zajmował się malowaniem kafli. Jego ręce wciąż nosiły niebieskie ślady po amorkach, pannach, żołnierzach, statkach, dzieciach, rybach, kwiatach i zwierzętach, którymi ozdabiał białe powierzchnie. Jednak pewnego dnia wybuchł piec do wypalania i pozbawił go oczu oraz pracy. I tak miał szczęście - dwaj inni mężczyźni zginęli.
Usiadłam obok i wzięłam go za rękę.
- Słyszałem - rzekł, zanim otworzyłam usta. - Wiem wszystko. - Po tym, jak stracił oczy, znacznie polepszył mu się słuch.
Nie miałam do powiedzenia nic, co nie byłoby wyrzutem.
- Przykro mi, Griet. Chciałbym, żeby spotkał cię lepszy los.
- Miejsce zszyte przez medyków, tam, gdzie były jego oczy, nabrało nagle pełnego smutku wyrazu. - Ale to porządny i sprawiedliwy człowiek. Będzie cię dobrze traktował. - Nawet nie wspomniał o kobiecie.
- Jak możesz być tego pewny, ojcze? Czy znasz go?
- Nie wiesz, kim jest?
- Nie.
- Pamiętasz obraz, który widzieliśmy parę lat temu w ratuszu, który van Ruijven wystawił zaraz po tym, jak go kupił?
Przedstawiał widok Delftu od strony Rotterdamu i bramy Schiedam. Znacznąjego część zajmowało niebo, a słońce złociło się na murach budynków...
- A w farbach był piasek, żeby ściany i dachy wyglądały na prawdziwe - dodałam. - A na wodzie leżały długie cienie i najbliżsi nas ludzie byli tacy mali.
- Właśnie. - Oczodoły ojca rozszerzyły się, jakby wciąż miał oczy i w tej chwili oglądał obraz.
Pamiętałam go dobrze. Pomyślałam wówczas, że tyle razy stałam w tym miejscu i nigdy nie widziałam takiego Delftu jak ten malarz.
- To był obraz van Ruijvena, prawda?
- Tak, on jest jego właścicielem. - Ojciec zaśmiał się. - Ale namalował go Johannes Vermeer. To właśnie jego pracownię będziesz sprzątać.


Do tych paru rzeczy, które ze sobą wzięłam, matka dołożyła jeszcze czepek, kołnierz i fartuch, żebym je mogła prać co drugi dzień i w ten sposób wyglądać czysto i schludnie. Dała mi też ozdobny, szylkretowy grzebień w kształcie muszli, który należał do mojej babki, zbyt wykwintny jak na potrzeby służącej, i modlitewnik, który miał mi pomagać w zalewie katolicyzmu.
Podczas pakowania wyjaśniła mi, dlaczego mam służyć u Vermeerów.
- Wiesz, że twój nowy pan jest mistrzem gildii św. Łukasza i pełnił tę funkcję w zeszłym roku, kiedy twój ojciec miał wypadek?
Skinęłam głową, wciąż poruszona tym, że będę pracować dla takiego artysty.
- Oildia dba o swoich ludzi najlepiej, jak potrafi. Pamiętasz, że ojciec wpłacał co tydzień pewną sumę? Otóż te pieniądze dostają ci, którzy są w potrzebie. Takjak my w tej chwili. Niestety, teraz pomoc się kończy, a przecież Frans wciąż jest czeladnikiem. Dlatego nie mamy wyboru. Nie przyjmiemy przecież pieniędzy na dobroczynność, skoro możemy się bez nich obejść. I kiedy twój ojciec usłyszał, że Vermeer potrzebuje służącej, która mogłaby sprzątać pracownię bez przestawiania czego kol wiek, natychmiast wspomniał o tobie. Miał nadzieję, że twój nowy pan zdecyduje się nam pomóc, skoro zna naszą sytuację.
Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, co powiedziała.
- Jak można sprzątać, niczego nie przestawiając?
- To jasne, że będziesz mogła przestawiać rzeczy, ale musiszje potem odstawiać na miejsce. Żeby wyglądały na nietknięte. Tak jak robisz to teraz przy ojcu, kiedy on nie widzi .
Po tym, jak ojciec stracił wzrok, nauczyliśmy się odkładać wszystko na miejsce, żeby mógł znaleźć to, czego akurat szukał.
Jednak co innego zadowolić ślepca, a co innego - malarza.

d2oahfs
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2oahfs