Trwa ładowanie...
wywiad
18-06-2015 16:26

Porno, gry wideo i brutalne filmy czynią nas nieco łagodniejszymi – wywiad z Łukaszem Orbitowskim

Na kilka tygodni przeniósł się do Bydgoszczy, przygotowując książkę o nastoletnim mordercy, który zabił 14-letniego kuzyna i 16-letnią sąsiadkę. „Mogłem napisać, że Jędrek zabija, ponieważ ma wysoce dysfunkcjonalną rodzinę albo wpadł w złe towarzystwo, ale nie satysfakcjonowało mnie proste wyjaśnienie. Jaka jest większa wolność niż odebranie człowiekowi życia?”- o „Innej duszy”, swojej najnowszej książce opowiada nam Łukasz Orbitowski.

Porno, gry wideo i brutalne filmy czynią nas nieco łagodniejszymi – wywiad z Łukaszem OrbitowskimŹródło: Newspix
d3nzzp1
d3nzzp1
Na kilka tygodni przeniósł się do Bydgoszczy, przygotowując książkę o nastoletnim mordercy, który zabił 14-letniego kuzyna i 16-letnią sąsiadkę. „Mogłem napisać, że Jędrek zabija, ponieważ ma wysoce dysfunkcjonalną rodzinę albo wpadł w złe towarzystwo, ale nie satysfakcjonowało mnie proste wyjaśnienie. Jaka jest większa wolność niż odebranie człowiekowi życia?”- o „Innej duszy” , swojej najnowszej książce opowiada nam Łukasz Orbitowski .

Michał Hernes: Czy napisał pan „Inną duszę”, bo ludzie bardzo lubią zabijanie, ale niewiele o nim wiedzą?

Łukasz Orbitowski: Mają na ten temat fałszywe wyobrażenie. Prymarną funkcją książki nie jest jednak pouczanie innych i uprawianie dydaktyki. Nim zacząłem pisać, zapytałem siebie, dlaczego ludzi interesują takie historie i dlaczego powinienem zabrać się za tę powieść. Właśnie stąd wziął się słaby i gnębiony narrator, który tęskni za siłą, wolnością. Nawet morderczą. To straszne, ale jaka jest większa wolność niż odebranie człowiekowi życia?

Drugi, ważniejszy powód napisania „Innej duszy” wynika ze współczesnej popkulturowej fascynacjach serialami, których bohaterami są Hannibal Lecter, Dexter Morgan czy chłopaki z „Synów Anarchii”. Widzowie sprzyjają tym zabójcom, sam lubię te seriale. W Lecterze fascynujemy się cudownym nieporządkiem sprzeczności tej postaci. To wybitny intelektualista, smakosz, człowiek światowy, który jada ludzkie mózgi. Problem polega na tym, że prawdziwa zbrodnia tak nie wygląda. W rzeczywistości nie ma Lecterów, są natomiast tępe, odklejone od życia gnojki. W mordercy nie ma niczego, co czyniłoby go fascynującym. Zainteresowała mnie tajemnica zła tkwiąca w człowieku, ale nie próba odpowiedzi na pytanie, co sprawia, że tak czynimy. Zaintrygował mnie czarny punkt tkwiący w niektórych z nas, za sprawą którego w określonych okolicznościach ktoś chwyta za nóż i bez powodu, lub z błahej przyczyny, czyni komuś krzywdę. Moja książka zaczyna się od cytatu z rozdziału o bladym przestępcy z „Tako rzecze Zaratustra” Nietzschego, w
którym Nietzsche usiłuje udowodnić, że blady morderca zabił nie dlatego, że chciał coś ukraść. Swoją kradzieżą usprawiedliwiał czystą potrzebę zabijania, która nie ma żadnego innego uzasadnienia. Zainteresowało mnie to jądro ciemności w człowieku.

Użył pan słów „Inna dusza”.

Znalazłem je w aktach sprawy, którą badałem. Odległy pierwowzór mojej postaci, rzecz jasna fikcyjnej, to chłopak z Bydgoszczy, który bez żadnego powodu zabił dwoje ludzi. Podczas procesu użył sformułowania, że siedzi w nim inna dusza, która każe mu to robić. „Inna dusza” może być czarną pięścią, znajdującą się w sercu Jędrusia, ale równie dobrze może symbolizować wyobcowanie tego chłopaka, bądź samego narratora, którym jest jego przyjaciel.

d3nzzp1

Pierwowzorem bohatera jest Jacek Balicki, który zabił dwójkę nastolatków. W 1996 roku zamordował swojego 14-letniego kuzyna, zadając mu wiele ciosów nożami. Na framudze drzwi pozostał ślad krwi, a kuzyn zranił go w kciuk. Balicki przez trzy lata przebywał na wolności i nie dał się złamać, kiedy przesłuchiwano go w sprawie zabójstwa. Trzy lata później jego ofiarą padła 16-letnia sąsiadka, którą zaatakował w kuchni, gdy otwierała drzwi, żeby wyjść z domu. Uderzył ją w głowę metalowym tłuczkiem do mięsa, a następnie zaciągnął do swojego mieszkania, gdzie miał przygotowaną folię. Kiedy wyszedł na chwilę do łazienki, usiłowała zadzwonić po pomoc. Zanim wyrwał jej słuchawkę, zdołała wykrzyknąć: „mamo, ratuj!”. Zadał jej jeszcze 50 ciosów nożem. Choć ciało dziewczyny włożył do torby i wrzucił do rzeki Brdy, jeszcze tego samego dnia wieczorem wypłynęło. Sąd skazał go na dożywocie, wyrok uprawomocnił się w lutym 2001 roku, kiedy Balicki miał 21 lat. Obecnie przebywa w więzieniu, a Służba Więzienna odmawia podania
informacji o przebiegu jego kary. W 2026 roku będzie się mógł ubiegać o warunkowe, przedterminowe zwolnienie. Dlaczego zainteresował się pan właśnie tą historią?

Mojego wydawcę interesują, oparte na faktach, powieści o zbrodniach. Ludzie z wydawnictwa przesłali mi piętnaście krótkich notatek o polskich mordercach. Wybrałem tę, w której nie został ujawniony motyw. Nie mogłem dociec, czemu te morderstwa zostały popełnione, ale w zamian natknąłem się na tajemnicę tkwiącą w człowieku, z którą rozprawiają się psychologowie sądowi i terapeuci. Postanowiłem spojrzeć na ten problem z perspektywy pisarza. Mogłem napisać, że Jędrek zabija, ponieważ ma wysoce dysfunkcjonalną rodzinę albo wpadł w złe towarzystwo, ale nie satysfakcjonowało mnie proste wyjaśnienie. To, co w nas siedzi bywa niepoznawalne. On sam nie wie, kim jest i czemu tak czyni.

Na zdjęciu: Jacek Balicki skazany na dożywocie za zabójstwo dwójki nastolatków w drugiej połowie lat 90. Pierwowzór bohatera "Innej duszy".

(img|575268|center)

d3nzzp1

Przypomina mi się Gary Gilmore, morderca opisany w „Pieśni kata” Normana Mailera. Nie pamiętał, co się działo, kiedy zabijał i nie potrafił powiedzieć, co wtedy czuł.

Przeczytałem kilka biografii seryjnych morderców i łączy ich to, że są odklejeni od życia. Najczęściej mają poważne intelektualne braki, są raczej samotni i niedbale wychowani, mieszkają na uboczu.

Gilmore dodał, że w czasie mordowania czuł się jak w kinie, czyli że ktoś inny to robił, a on się tylko przyglądał.

W scenie, gdy Jędrek zabija wyrasta mu spod sufitu druga para oczu. Ten fragment narodził się za sprawą lektury akt i zeznań pierwowzoru bohatera, który utrzymywał, że patrzył na siebie z boku.

Od czego rozpoczął się pana proces twórczy - od motywu, bohaterów czy narzędzia zbrodni?

Początkowo byłem przekonany, że napiszę krótką i lekką powieść o prostej sprawie. Na parę tygodni przeniosłem się do Bydgoszczy. Zorientowałem się wówczas, z jak poważnym tematem mam do czynienia. Trudność polegała na znalezieniu sposobu na przedstawienie tej postaci. Stąd wziął się narrator, czyli jednostka słabsza, która tęskni za tym, co morderca dwukrotnie zrobił. Następnie przypomniałem sobie lata dziewięćdziesiąte, w których rozgrywa się akcja „Innej duszy”. Byłem wtedy studentem, ale przede wszystkim żyłem: wódeczka, kumple, dziewczęta. Dokonałem rekonstrukcji świata, który nie doczekał się w Polsce zbyt wielu komentarzy literackich. Opisałem zamierzchły, praszczurzy świat kartridżów, magnetowidów czy siłowni w piwnicach.

d3nzzp1

To świat, którego już nie ma.

Młodzi ludzie zmienili się w drastyczny sposób. Jędrek i jego przyjaciele należeli do pokolenia, które w większości dorastało bez komputerów i na pewno bez internetu. Tymczasem aktualnie ma miejsce transgresja życia emocjonalnego, erotycznego i towarzyskiego w internetową sieć. Ludzie myślą memami. Na ich tle ja i morderca z mojej książki jesteśmy jaskiniowcami. Mój syn ma osiem lat i już może się znaleźć w Google, tymczasem bohaterowie „Innej duszy” marzyli o PlayStation, które było wtedy dobrem ekskluzywnym. Teraz każdy ma konsolę.

Jakie książki czytał pan, kiedy miał pan piętnaście lat?

Wstyd się przyznać, ale Toma Clancy’ego, Grahama Mastertona, Jamesa Herberta, Roberta Ludluma, Kena Folletta, Stephena Kinga i Clive’a Bakera. Byłem zanurzony w kolorowym chłamie, który pojawił się w Polsce po 1989 roku.

Czemu wstyd się przyznać? To przecież solidne książki!

Może nie wszystkie, ale byłoby ładniej, gdybym w tym czasie robił pierwszą przymiarkę do „Czarodziejskiej góry” albo przynajmniej do „Z zimną krwią”. Tato usiłował mnie edukować i podsuwał mi książki z wyższej półki, między innymi Trumana Capote. Podobnie jak moi bohaterowie, i być może dlatego ta książka jest szczera, jestem dzieckiem chłamu. Ukształtowały mnie powieści Mastertona, budy z automatami czy filmy wideo o potworach i gołych babach. Wcześniej przynależały do innego świata, który nagle się u nas zjawił. Mam te chłamy wszyte w kręgosłup; sprawiają, że stoję pionowo i mogę pisać. Potem pojawiły się inne lektury.

d3nzzp1

Te chłamy nie sprawiały jednak, że chciał pan jako dzieciak zabijać.

Choć gram w brutalne gry wideo, nigdy nie miałem pragnienia, żeby chwycić za nóż. Zdarzało mi się myśleć: „przecież go zaraz zabiję!”, ale ta myśl nie zawierała w sobie zarzewia żadnego planu. To była tylko wściekłość, która ustępowała po paru minutach. Ostrożnie podchodzę do oceny wpływu popkultury na wzrost przemocy. Rozmawiałem o tym ostatnio z profesorem Jerzym Vetulanim. Jego zdaniem możliwie jest, że zmniejszenie liczby gwałtów w Polsce ma związek z rozpowszechnieniem się pornografii. Przemoc w grach komputerowych sprawia zaś, że mamy w sobie mniej zewnętrznej agresji. Stawiam więc tezę, że porno, gry wideo i brutalne filmy czynią nas nieco łagodniejszymi, choć to pogląd laika, podbudowany rozmową z profesorem, specjalistą.

A powieści? Czy „Inna dusza” może skłonić do niezabijania?

Mam bardzo niską wiarę w moc sprawczą książki. Wydaje mi się, że do niczego nie skłaniają i od niczego nie odwodzą. Boję się, że ktoś zacznie odbierać „Inną duszę” jako moralitet i traktat przeciwko przemocy. Wyszedłbym wówczas na idiotę, który pisze o tym, że przemoc jest niedobra. Przecież wszyscy o tym wiedzą! Po co mam mówić takie oczywistości?

Czyli książka jako rozrywka?

Na pewno nie jest to powieść, której czytanie ma sprawić przyjemność podobną, jak lektura książek Marka Krajewskiego lub Kasi Bondy. Nie jest to powieść oczyszczająca. Może za to spełnić podstawową funkcje literatury, jaką jest poczytność. Jeżeli człowiek ją czyta, chce kontynuować jej czytanie. Książka ma dostarczyć mocne i konkretne przeżycie czytelnicze. Od tego jest.

d3nzzp1

Co pan wie o zabijaniu?

Ze strony praktycznej niezbyt wiele, bo nigdy nie próbowałem kogoś zabić i nie znam nikogo, kto by to zrobił. Mnie też niespecjalnie próbowano zamordować. Nawet gdy mnie bito po pysku, to nie tak, by uśmiercić.

Na zdjęciu: Łukasz Orbitowski

(img|575264|center)

Nie spotkał się pan z mordercami w trakcie pisania „Innej duszy”?

Nie. Co prawda chciałem się spotkać z pierwowzorem mojego bohatera, ale szybko okazało się, że nie jest to potrzebne. Poczytałem natomiast o zabijaniu i wiem, że to o wiele bardziej skomplikowana sprawa, niż moglibyśmy sądzić. Żeby dobrze zabić, trzeba być profesjonalistą. Na przykład żołnierzem, cynglem mafii bądź Dexterem Morganem, czyli gościem o medycznym wykształceniu. W mojej książce scena pierwszego morderstwa jest bardzo krwawa, bohater zadaje ofierze trzydzieści ciosów. Co prawda Jędrek jest okrutny, ale jego okrucieństwo nie manifestuje się w tym, że musiał zadać ich aż tyle. Po prostu nie wie, jak to zrobić, a ofiara się szarpie. W ludziach jest bardzo duża siła żywotna, nasze organizmy są w miarę dobrze poukładane. Podobne zdarzenie miało miejsce, gdy młoda poetka zabiła rodziców jej chłopaka. Nie wiedzieli, jak to się robi. Kiedy ktoś na ulicy zaatakuje mnie nożem, mam spore szanse na wyjście z tego cało.

d3nzzp1

Czy musiał pan zgłębić tajniki noży?

Trochę tak, ale mój bohater się na nich nie zna, więc ja też niespecjalnie muszę.

Co pan sądzi o filmie „Dług” Krzysztofa Krauzego, który wywołał kontrowersje przez zbyt pozytywne pokazanie morderców? To oparta na faktach historia biznesmanów, którzy brutalnie zamordowali swojego szantażystę.

Film jest dziełem zupełnie samodzielnym. W trakcie jego oglądania w ogóle nie przyszło mi do głowy pytanie, czy to się zdarzyło naprawdę. Krauze opowiedział tę historię po swojemu. Nie mam żadnych pretensji do realności dzieła, zarówno „Długu”, czy na przykład filmu o Richardzie Kuklińskim, z Michaelem Shannonem. Czasem zdarza się, że dobrzy ludzie robią straszne rzeczy. Człowiek, który przez całe życie był przyzwoity, nagle popełnia brutalne morderstwo. I już, coś strasznego w nim doczekało się ujawnienia. Widzi pan, mordercy to nie potwory z krwią na zębach. Wyglądają zwyczajnie, zwyczajnie się zachowują. W więzieniach pełno jest miłych gości.

Pytałem o „Dług”, bo ten film wywołał dyskusję w polskich mediach i nie brakuje opinii, że przyczynił się do amnestii pierwowzorów głównych bohaterów.

Nie znam sprawy na tyle dobrze i nie wiem, co się naprawdę zdarzyło w tym lesie. Nie wiem, jakie dokładnie powody mieli ci faceci, żeby dokonać morderstwa i jaką drogę musieli przejść, żeby się na to zdecydować. Może amnestia była słuszna, a może nie. Jeżeli powinni siedzieć w więzieniu, jest to wina osoby, która podpisała akt łaski. Powtarzam: film jest tylko filmem.

Wracając do „Innej duszy”, czy większa trudność polegała na stworzeniu postaci Jędrka, czy narratora Krzyśka?

Krzyśka. Odnośnie Jędrka miałem pewien zamysł - przerobiłem prawdziwą postać. Trudniej stworzyć kogoś od zera. Musiałem też wymyślić relacje, w której sam nigdy się nie znajdowałem. Obawiałem się, że wyjdzie mi z tego antyrodzinny wątek, coś w klimacie filmu „Pręgi 2”, czyli dramat nieszczęśliwej rodziny z ojcem-alkoholikiem. Bałem się, że zrobię z tego szajs i tym samym spieprzę tę książkę.

Nie jest tak, że trudniej stworzyć postać, która nie jest patologiczna i zła?

Chyba tak, aczkolwiek miałem spore problemy, by uczynić Jędrka wiarygodnym, by czytelnicy z zainteresowaniem śledzili poczynania tego bydlaka. Chciałem, by czytelnik życzył mu, żeby wyrwał się z piekła swojej duszy i przezwyciężył to, co go pcha do zabijania. Walczy z tym, ale jest głupi i nie ma wsparcia; nie wie, jak sobie z tym radzić.

Zabijanie bohaterów nie sprawia panu przyjemności?

W żadnym razie. Czasem mnie przygnębia. Napisanie mocnego opisu zabójstwa to kłopot, trzeba się nad tym namęczyć. Emocje wiążą się z samą okropnością czynu, a nie z sympatią względem bohatera, który przecież nie istnieje.

Trudno pisać książkę z perspektywy dziecka?

Mam w sobie bardzo dużo z bachora. W młodości zaczytywałem się w młodzieżowych powieściach, w książkach Marka Twaina, Edmunda Niziurskiego, Zbigniewa Nienackiego czy Alfreda Szklarskiego.

Na zdjęciu: Łukasz Orbitowski

(img|575263|center)

I „Punishera”.

Oczywiście! Na początku lat dziewięćdziesiątych to był jeden z moich ulubionych komiksów. Punisher jest mścicielem i komandosem, to najmniej amerykański z komiksowych bohaterów. Batman wydawał mi się zaś bardzo głupi, a poprzebierani wariaci pokroju Spidermana i Supermana byli zbyt fajni i sympatyczni. Punisher był zaś wstrętny, chamski i zgorzkniały.

Na koniec chciałbym zapytać, jakie było największe wyzwanie w trakcie pisania „Innej duszy”.

Rzeczy, na których się kompletnie nie znam, czyli moda bądź motoryzacja. Nigdy nie byłem w wojsku, a opisałem Legię Cudzoziemską. Przede wszystkim nigdy nie zetknąłem się z cukiernią i nie za bardzo potrafię gotować. Nie byłbym w stanie upiec sernika. Na potrzeby książki musiałem się zagłębić w cukiernicze tajniki, co porównałbym do wracania w nocy przez bagno. Ledwo sobie z tym poradziłem, nakupowałem gazet o cukiernictwie, spotkałem się z fachowcem, który podpowiedział mi to i owo. Bez tego, bez pomocy ludzi, moja książka nigdy by nie powstała.

Czy pisanie powieści nie przypomina trochę gotowania?

Cóż, na pewno jestem lepszym pisarzem niż kucharzem. Niestety, to żadna sztuka.

Rozmawiał: Michał Hernes/książki.wp.pl

d3nzzp1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3nzzp1