Trwa ładowanie...

Rodzice chcieli o nim zapomnieć. Ewa Winnicka przywraca Szymona z Będzina naszej pamięci

Ewa Winnicka rusza tropem głośnej sprawy pogrzebu bezimiennego chłopca, na który przybyły tłumy. Dziś wiemy, że był to Szymon z Będzina, jego śmierć rodzice ukrywali przez długie dwa lata. Reporterka krok po kroku rekonstruuje wydarzenia, które zakończyły się tragedią. Jedna z konkluzji brzmi - dobrze wiedzieć, co dzieje się u nas za ścianą. I nie o wścibstwo tu chodzi. Przeczytaj fragment książki ”Był sobie chłopczyk”.

Rodzice chcieli o nim zapomnieć. Ewa Winnicka przywraca Szymona z Będzina naszej pamięciŹródło: East News, fot: Lukasz Kalinowski
d21t9ye
d21t9ye
2010

Cieszyn

Piątek, 19 marca, 15.30
Po drugiej stronie słuchawki zdenerwowana kobieta mówi o dziwnej wielkiej lalce leżącej w błotnistym stawie rybnym między Ustroniem a Cieszynem, przy wjeździe do miasta.

– Gumowa lalka, a może dziecko? – Nie potrafi się zdecydować.

W Komendzie Powiatowej Policji przy ulicy Wojska Polskiego 2 w Cieszynie już czekali na weekend. Wygląda jednak na to, że się na razie nie zacznie.

d21t9ye

15.45
Hutyra dzwoni po strażaków, którzy wyciągną z płytkiego stawu tę dziwną – mają nadzieję – lalkę.

Strażacy dojeżdżają na Wiślaną dwoma wozami na sygnale. Na miejscu są już dwa radiowozy – aspirant Jacek Hutyra, dyżurny technik kryminalistyczny Mariusz Hanzel, a także liczni obserwatorzy z Mlecznej i Braci Miłosiernych: Janek, Jacek, Paweł oraz ich rodziny.

Jeden ze strażaków wkłada wodery, bo zgłoszony obiekt leży ponad dwa metry od brzegu. Strażak powoli pełznie w błocie.

– Teraz lalki są dziwne – pociesza się Jacek Hutyra, który od 1991 roku zajmuje się włamaniami, kradzieżami, oszustwami przy podpisywaniu umów. I ostatnio wyłudzeniami ”na wnuczka”. Tropi też przemytnicze mrówki na granicy z Czeskim Cieszynem.

d21t9ye

W pracy bywają sytuacje zabawne, tak jak niedawno, kiedy początkujący dilerzy włożyli cały zapas przemyconej z Czech marihuany do klimatyzacji w swoim aucie i wpadli podczas przypadkowej kontroli, bo smród w samochodzie był nie do zniesienia.

Na terenie podlegającym komendzie powiatowej obywatele raczej zapijają się na śmierć, kłócą z użyciem narzędzi rolniczych, rzadziej popełniają samobójstwa. Obszarem szczególnej policyjnej troski jest Trójwieś Beskidzka: Istebna, Koniaków, Jaworzynka. Zdaniem policjantów winowajcą jest halny – gdy wieje, działa jak katalizator, rozjątrzając zadawnione problemy sąsiedzkie, pogłębiając depresje i nałogi. Weźmy zdarzenia z ostatnich lat: brat bratu serce wyjął po ostrej rozmowie, jeden z mieszkańców strzelił do drugiego z głuszaka do zabijania świń, jeszcze ktoś inny nabił się na klamkę i samodzielnie wyjął sobie wnętrzności.

Na szczęście problem dotyczy miejscowości górskich. Im bliżej doliny, tym pomysłowość mniejsza.

d21t9ye

Kiedy Mariusz Hanzel z Ustronia zaczynał pracę w policji, miał dziewiętnaście lat i nie bardzo wiedział, jakie są wydziały. Szybko się dowiedział. W kryminalnym za dużo pisaniny, w prewencji nuda i łażenie od domu do domu. Technik kryminalistyczny natomiast pracuje dużo na świeżym powietrzu i nie narzeka na monotonię. Włamania, zbieranie odcisków palców, robienie zdjęć podejrzanym, dokumentacja zabezpieczonego mienia. Niestety czasem trafia się trup. Hanzel wie, że nie można mieć w tej pracy wszystkiego. Z tym że zwłoki często są dojrzałe i zazwyczaj nietrzeźwe.

16.00
Strażak, który dotarł do czerwonej szmatki, podnosi głowę, krzyczy, że to dziecko, i zapada się w błocie po kolana. Ci z brzegu łapią się za ręce, wyciągają strażaka, a potem na brezentowej płachcie ciało. To chłopczyk.

16.05
Jacek Hutyra nigdy nie opowiada żonie, jak policjanci radzą sobie z napięciem i ze stresem w pracy. Zwykle – tak jak chirurdzy – czarnym humorem. Teraz na brzegu zalega cisza.

d21t9ye

”Utopił się komuś – myśli na razie Hutyra. – Wybiegł z domu i się utopił”. Tylko dlaczego jeszcze nie ma zapłakanych rodziców? Może leżą na dnie? Albo w drugim stawie?

Hutyra rozwiesza wzdłuż brzegu żółtą taśmę i podchodzi do człowieka z aparatem fotograficznym. To dziennikarz ”Głosu Ziemi Cieszyńskiej”. Już się dowiedział. Policjant prosi, by nie robić zdjęć dziecięcym zwłokom. Dziennikarz odchodzi, ale tylko na drugą stronę stawu. W najbliższym numerze lokalnego tygodnika pokaże dokładnie na zdjęciu ciało dziecka leżące na brezencie, a nawet się podpisze: Krzysztof Marciniuk.

Nad staw dojeżdża karetka, są też zastępca komendanta policji i prokurator z Cieszyna. Rozdzwaniają się telefony w redakcjach telewizji informacyjnych. Pierwsze wozy transmisyjne ruszają do Cieszyna z Katowic. Zostaną na najbliższe dwa tygodnie.

Policja
Źródło: Policja

Archiwa policyjne.

d21t9ye

16.30
Kiedy ciche prośby o to, żeby strażacy wyciągnęli lalkę, nie zostają wysłuchane, Hanzel podchodzi do chłopczyka ułożonego na brezencie.

Jasne oczy zwrócone ku górze, usta otwarte jakby w krzyku i poranione, twarz posiniała.

”Ładny chłopczyk” – to pierwsza myśl Hanzla. Inne odgania. Zwłaszcza tę, co by zrobił, gdyby w tej chwili patrzył na własnego syna. Ale w tej pracy chwile największego smutku pojawiają się, gdy obok płacze rodzina. Tu nie ma nikogo. Hanzel rozbiera chłopca. Drży mu ręka. To są pierwsze tak małe zwłoki w jego dwudziestoletniej karierze zawodowej.

d21t9ye

Pod spodniami rajstopy i zamiast majtek pampers numer pięć. Taki sam nosi jego dwuletni syn.

Hanzel dyktuje Hutyrze:

– Długość ciała sto centymetrów, włosy jasne, ostrzyżone, spodnie zdecydowanie za duże, zwisają ze szczupłych nóg denata. Buty brązowe, sznurowane, rozmiar dwadzieścia dwa. Na twarzy podbiegnięcia krwawe, na lewej nodze zaczerwienienia…

Hutyra wpisuje możliwy wiek dziecka: cztery lata, a lekarz pogotowia potwierdza. Hanzel mógłby zaprotestować, ale spece od sekcji zwłok doprecyzują wiek małego. Ani Jacek Hutyra, ani lekarz pogotowia nie mają dzieci.

16.40
Pod urwiskiem policjanci znajdują jeszcze: rękawiczkę, butelkę po wódce wyborowej (pięć metrów od brzegu), folię w kolorze żółtym. W odległości około czterdziestu metrów w kierunku Ustronia szary koc, paragon fiskalny z parafii ewangelickiej.

Pobierają: próbkę zapachową, próbkę ziemi z podłoża.

16.45
Na miejsce przyjeżdża rudy wilczur Bakcyl, pies tropiący. Nawęsza, podejmuje ślad, idzie w kierunku Bażanowic. Po czterdziestu metrach wraca z niczym.

Robotnicy, którzy jeszcze dwie godziny temu zakładali na ulicy siatki ochronne dla żab, nie zauważyli ani dziecka, ani dorosłych.

Policjanci rozchodzą się po domach. Wypytują sąsiadów, którzy przysięgają, że chłopiec niemiejscowy. Wiedzieliby przecież. Wyłuskują wspomnienia z ostatnich dni. W okolicy nic się zazwyczaj nie dzieje, więc wszystko pamiętają. W czwartek, gdy leciała Bonanza, podjechał powoli golf. Kierowca był na czarno. Zwolnił, kiedy przejeżdżał blisko stawu. Nikt nie zapamiętał rejestracji.

Było jeszcze czerwone auto. W środku kobieta i mężczyzna. Zatrzymali się przy stawie, mężczyzna wyszedł z dużym żółtym plastikowym workiem. ”Kurwa, śmieci wyrzucają” – pomyślał świadek z Mlecznej. Do tego Litwini. Sąsiad poznał po rejestracji.

Nad chłopcem jeszcze raz pochyla się lekarz pogotowia i dyktuje:

– Zgon nagły, przyczyna nieznana.

Teraz Hanzel może ubrać chłopczyka.

Na Wiślańską podjeżdża czarny samochód z zakładu pogrzebowego Kalia, dwóch mężczyzn w milczeniu ładuje zwłoki i zabiera do Zakładu Medycyny Sądowej w Katowicach. Patolodzy otworzą je, zabezpieczą krew, mocz i DNA. Sprawdzą, czy otarcia skóry pojawiły się przed śmiercią, czy już po niej.

Z doświadczenia Jacka Hutyry oraz zastępcy komendanta powiatowego Jacka Bąka wynika, że zaraz wpłynie zawiadomienie o tym, że ktoś szuka chłopca. Zwykle zgłaszają się do pół godziny po takim zdarzeniu.

Porwanie, uprowadzenie, matka się zagapiła, nieszczęś­liwy wypadek. Trzeba się przygotować na rozmowę z rodziną. Te rozmowy są najtrudniejsze.

Sobota, 20 marca, świt

Policjanci kolejny raz sprawdzają bazę danych. Nikt w powiecie ani w województwie nie zgłosił porwania dziecka. Ani w Polsce, ani w Czechach, ani w Słowacji. Potem okaże się, że w całej Europie.

W historii województwa śląskiego to pierwsze martwe małe dziecko, którego nikt nie szuka.

Rysopis: wiek z wyglądu dwa–pięć lat, wzrost około stu centymetrów, szczupła budowa ciała, twarz pociągła, czoło wysokie, usta średniej wielkości, cera blada, włosy krótkie, proste, blond, uszy duże, przylegające, nos mały, oczy niebieskie, uzębienie pełne. Ubrany w kurtkę ortalionową ocieploną czerwonym polarem ze ściągaczami, zapinaną na zamek błyskawiczny. Na piersi dwie kieszenie zapinane na zatrzaski metalowe. Pod kieszenią naszywka z napisem ”MINI MONI”. Szara bluzeczka polo w poprzeczne paski białe i czerwone, zapinana na guziki metalowe z wytłoczonym napisem ”COOL CLUB”. Czerwono-granatowa bluza zapinana na zamek błyskawiczny. Po prawej stronie wzdłuż zamka napisy ciemnego koloru: ”DEEPER INTER TRIBE OLD INDIAN LEGENDS”. Spodnie bojówki z bocznymi kieszeniami zapinanymi na guziki. Buty typu traper, skóropodobne, koloru brązowego, rozmiar dwadzieścia dwa, na podeszwie wytłoczony napis ”KIDS”. Rajstopy frotowe niebieskie.

Czapka z włóczki biało-niebieska z czerwonymi aplikacjami. Rękawiczka z włóczki niebiesko-czerwono-biała. Portal śląska cieszyńskiego OX.pl, a potem wszystkie inne publikują rysopis z jednym pytaniem: ”Jak masz na imię?”.

Rzecznik policji powtarza mantrę:

– Sprawdzamy możliwe bazy danych. Żadnych efektów.

Poszukiwani są Litwini, jacykolwiek, w hotelach Halny, Gambit, w Gościńcu pod Kurantem, u Trzech Braci (fundacja Dworek Cieszyński odpada ze względu na remont). Nie ma. Specjaliści z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach rysują twarz chłopca, tak jak mogła wyglądać, gdy dziecko było jeszcze żywe. Bez sińców i plam opadowych.

Agencja Gazeta
Źródło: Agencja Gazeta, fot: Łukasz Ogrodowczyk

Dziecko zmarło w wyniku obrażeń po uderzeniu w brzuch. Jego ciało rodzice porzucili w stawie.

Niedziela, 21 marca

Hutyra nie pamięta takiej mobilizacji. Już wiadomo, że ta niedziela nie będzie dniem wolnym.

Grupa kryminalna weryfikuje każdy drobiazg znaleziony przy dziecku: folię, butelkę, ubrania, buty. Być może przemówią. Dochodzeniowcy drukują zdjęcia ubrań i jadą do najbliższego centrum handlowego, czyli do Sarniego Stoku w Bielsku-Białej. To najbliższe duże centrum handlowe.

Najpierw sklep 5.10.15. Sprzedawczyni ogląda fotografię i po chwili wyjaśnia, że spodnie pochodzą z kolekcji jesień–zima 2008 / 2009. Już się ich nie sprzedaje.

Potem Smyk. Szara bluzka w paski jest jeszcze starsza, nosiło się ją w latach 2007 i 2008. Zostają buty, pampers i kurtka.

Wieczór

Kiedy żona Mariusza Hanzla pyta, co tam w pracy, ten – zwłaszcza gdy siedzą z dziećmi przy stole w kuchni – nie odpowiada. Sięga po pilot i puszcza komedię lub kabaret.

– Jak się nazywasz, Jasiu? – pyta po raz pierwszy Jacek Hutyra, patrząc w sufit.

Na forach internetowych, w tym na portalu Śląska Cieszyńskiego, obywatele komentują odkrycie w stawie.

W którym dokładnie stawie leżał, bo na Gułdowach są trzy?

Właśnie we Faktach TVN mówili o tej tragedii – pierdolili przez 10 minut o debacie Komorowski–Sikorski, a o znalezieniu chłopca może 30 sekund.

Śpij w spokoju, Aniołku [*]

Poniedziałek, 22 marca

Kiedy Hutyra podjeżdża pod komendę, wozy transmisyjne blokują wąską ulicę.

– Czeka nas żmudna praca operacyjna – zwierza się reporterom zastępca komendanta Jacek Bąk. – Prosimy o cierpliwość.

Chwilę potem decyduje, że powstanie grupa specjalna, która zajmie się sprawą o kryptonimie ”Jasiu”, bo tak nazwali chłopca. Nie mogli tego ludzkiego dziecka nazwać zwłokami N.N. Sekcje operacyjna, przygotowawcza, procesowa będą pracować na bezpośrednich łączach z prokuraturą rejonową.

Jacek Hutyra rzuca śledzenie oszustów i włamywaczy, przejmuje ”Jasia”.

Trzeba sprawdzić monitoringi ze stacji benzynowych, znad dwupasmówki Katowice–Wisła, znad bankomatów w Ustroniu, Cieszynie, Goleszowie. Po tym, jak telewizje poinformowały o zdarzeniu, do komendy dzwonią obywatele, którzy są pewni, że widzieli chłopca. Policjanci sprawdzają każde zgłoszenie. Są to fałszywe donosy, dopóki nie dzwoni chłopak ze straży miejskiej, który podejrzewa, że ”Jasio” jest Mareczkiem z Cieszyna. Widział go miesiąc wcześniej.

”Podczas wieczornego patrolu dostaliśmy polecenie, żeby pomóc policji, która zatrzymała cztery pijane osoby. Dwie pary zataczały się na rynku, a w pobliżu czekał trzyletni chłopiec i dziewięciomiesięczna dziewczynka w wózku. Dzieci w miarę czyste, choć przecież z libacji. Chłopiec się bał, ale powiedział, że nazywa się Mareczek. Dziewczynka nic nie mówiła. Od jednej z kobiet udało mi się wydobyć telefon i zadzwonić do jej domu. Odebrała mówiąca po czesku babcia. Po chłopca w komendzie zgłosiła się wtedy druga babcia wraz z dziadkiem. Numer telefonu przekazała bełkocząca matka, kiedy spisywałem dane. Teraz widzę, że ten Mareczek miał buty podobne do nieżywego chłopczyka. Był blondynem”.

Hutyra wzywa patrol, by pojechał do centrum miasta, gdzie według dowodu osobistego, z którego strażnik spisał adres pijanej matki, mieszkało dziecko.

Przez pół godziny komenda wstrzymuje oddech. Potem oddzwania policjantka i melduje, że otworzyła trzeźwa matka z chłopczykiem w piżamie. Potwierdziła, że 16 kwietnia była pijana i spędziła noc w komendzie. Mareczek, na życzenie policjantki, powiedział ”dzień dobry” zza nóg mamy.

Wtorek, 23 marca

Są wyniki sekcji. Małgorzata Borkowska, zastępczyni prokuratora okręgowego w Bielsku-Białej, zwołuje konferencję prasową.

– Nie utonął. Został zamordowany, leżał w błocie kilka dni – mówi.

Z dokumentu wynika, że doznał urazu jamy brzusznej. Pękło jelito cienkie, a wskutek tego wdało się zapalenie otrzewnej.

– Dziecko umarło po kilku dniach, najprawdopodobniej w męczarniach.

Otarcia naskórka na czole i kolanie powstały podczas transportu, kiedy chłopiec już nie żył. Dokładne przyczyny urazu będą znane, gdy przeprowadzi się badania histopatologiczne i toksykologiczne. Radiolog ustali dokładny wiek dziecka. I jeszcze uściślenie: chłopczyk mierzył tylko 88 centymetrów, ważył 11 kilogramów.

– Nie mógł mieć czterech lat, najwyżej dwa – komentuje jedna z dziennikarek. – Jak będziecie mówić bzdury, nigdy nie dojdzie się do prawdy.

Prokuratura rejonowa wszczyna śledztwo w sprawie zabójstwa, a internet już wskazał i osądził winną tragedii:

Matka to potwór… Mogła oddać dziecko, a nie zabierać mu wszystko, całe życie.

Sam bym wzioł tego chłopca do domu. Zajoł bym się nim lepiej niż niejedna matka. Chociaż mam 16 lat. A każde dzieci są dla mnie kimś ważnym.

Ty pojebana, wy pojebani ludzie, którzy mu to zrobiliście.

Wszystko bym dał, by się temu Aniołkowi to nie stało.

Wieczorem odzywa się komórka w kieszeni komendanta Bąka. Dzwonią z Katowic. W tak medialnej sprawie nadzór nad śledztwem oferuje komenda wojewódzka. To propozycja nie do odrzucenia. Rozkaz, ale i nobilitacja.

Środa, 24 marca, 8.00

Do policjantów w Cieszynie dołącza pięćdziesięciopięcioletni Jacek Marczewski. Reprezentuje komendę wojewódzką.

Śledczy zaczynają od początku.

– Co mamy?

– Prawie nic.

– Nie wiadomo, jak długo Jasio leżał w stawie. Nie rozłożył się, nie ma w nim larw, nie ma owadów. Pewnie ze względu na przymrozki. Gdyby leżał w lesie, byłoby łatwiej.

– Jak się tam znalazł?

Sprawa jest złożona, ponieważ Cieszyn to miasto przygraniczne.

– Czy był dzieckiem prostytutki? Jeśli tak, musiała być raczej Słowianką. Chyba że Szwedką.

– Jak to sprawdzić?

Na przejściach granicznych z Ukrainą wciąż jest kontrola paszportowa, ale z Czechami i Słowacją będzie problem.

– Można wozić dziecko w bagażniku tam i z powrotem – mówi policjant.

– Zamówimy nagrania kamer z przejścia granicznego.

– To miesięcznie osiemdziesiąt tysięcy osób!

– Weźmiemy te, na których są dzieci.

– Jeśli od razu, cudem, nie zobaczysz tego Jasia, to odpuść.

Już to kiedyś sprawdzaliśmy. Mieliśmy plik w Excelu, datę i godzinę wyjazdu, a potem powrotu dziecka z rodziną. Tylko że potem dziecko wracało jeszcze cztery razy, chociaż wyjeżdżało tylko raz. Tu jest handel, limit fajek i alkoholu na głowę. Także na głowę dziecka. Ludzie wożą dzieci, żeby móc przewieźć więcej towaru.

– Jeśli nic dobrego się nie zdarzy, będziemy eliminować z bazy PESEL. Sprawdzimy, czy dzieciaki są po domach. Tylko na Śląsku będzie to czterdzieści tysięcy dzieci.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Fragment pochodzi z książki ”Był sobie chłopczyk”, Ewy Winnickiej, z fotografiami Magdaleny Wdowicz-Wierzbowskiej, wydawnictwo Czarne.

Od redakcji: Prowadzone po znalezieniu ciała śledztwo zostało umorzone w kwietniu 2012 roku z powodu niewykrycia sprawców. I na tym by się skończyło, gdyby nie sąsiadka, która zgłosiła się do ośrodka pomocy społecznej w Będzinie z informacją, że od dawna nie widziała dziecka sąsiadów. Wtedy śledztwo wznowiono, a policja ustaliła tożsamość znalezionego w stawie chłopca.

Sąd pierwszej instancji skazał rodziców Szymona za nieumyślne spowodowanie śmierci, zapadł wyrok 5 lat więzienia dla matki, 10 dla ojca. Obie strony się od niego odwołały. Obrońcy wnosili o złagodzenie kary. Prokurator wnioskował o zmianę kwalifikacji czynu na zabójstwo. W wyniku odwołania matce zasądzono karę 10 lat więzienia, ojcu 12 lat. Sprawa wciąż jest w toku. Obrońcy oskarżonych zapowiedzili apelację.

O autorce: Ewa Winnicka – reporterka; studiowała dziennikarstwo i amerykanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Związana z ”Polityką” i ”Dużym Formatem”, publikowała także w ”Tygodniku Powszechnym” i włoskim ”Internazionale”. Dwukrotnie uhonorowana nagrodą Grand Press za teksty o tematyce społecznej. Autorka książek: ”Londyńczycy”, nominowanej do Nagrody ”Gryfia”, ”Angole”, za którą otrzymała Nagrodę ”Gryfia”, a także nominacje do Nagrody Nike i Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, ”Nowy Jork zbuntowany” oraz ”Milionerka. Zagadka Barbary Piaseckiej Johnson”.

Obejrzyj też: Poszukiwania dziecka zaginionego na polu kukurydzy
d21t9ye
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d21t9ye