Trwa ładowanie...
recenzja
24-07-2017 13:12

Krewni, których lepiej unikać

Krewni, których lepiej unikaćŹródło: Inne
d11mu4s
d11mu4s

Wprawdzie w ekipie odpowiedzialnej za komiksową adaptację „Millennium” Stiega Larssona nastąpiły zmiany, ale „Millennium 2 - Dziewczyna, która igrała z ogniem” potrafi dostarczyć nam podczas lektury równie wiele emocji co pierwszy album serii. Sylvain Runberg i tym razem bowiem bardzo umiejętnie przyciął fabułę literackiego pierwowzoru, a chociaż Man (czyli Manolo Carrot) zastąpił José Homsa w roli rysownika, to całkiem udanie kontynuuje koncepcję graficzną postaci, do której czytelnicy wszak już zdążyli przywyknąć.

W „Dziewczynie, która igrała z ogniem” z zapartym tchem możemy obserwować kolejne dochodzenie, które prowadzą dziennikarze z „Millennium”. Tym razem współpracujący z pismem wolny strzelec - Dag Svensson wpadł na trop przestępczej siatki zajmującej się traffickingiem, czyli handlem dziewczynami, które są sprowadzane z krajów bałtyckich i Europy Wschodniej i zmuszane do prostytucji. Odkrywa on, że w dodatku w tę seksaferę zamieszane są wysoko postawione osoby, w tym policjanci, adwokaci i sędziowie. Oczywiste jest więc, że byłby to doskonały temat na numer specjalny pisma. Przestępcy nie mają jednak zamiaru czekać bezczynnie, aż ich działalność zostanie ujawniona. Wkrótce wydarzenia potoczą się w takim kierunku, że to prywatne śledztwo musi przejąć Mikael Blomkvist, a od skuteczności jego działań będą zależeć losy Lisbeth Salander. To właśnie tej genialnej hakerce przypada w tej części kluczowa rola, gdyż okazuje się, że sprawa, którą próbuje rozwikłać dziennikarz „Millennium”, dość niespodziewanie łączy się z
mrocznymi zdarzeniami z dzieciństwa Lisbeth. Możemy się też przekonać, że w jej przypadku spotkanie z najbliższymi krewnymi nie przypomina w najmniejszym stopniu spokojnej rodzinnej herbatki.

Nie da się ukryć, że w fabule „Dziewczyny, która igrała z ogniem” jest obecna naprawdę spora dawka przemocy, a znajdziemy też tutaj odważne sceny erotyczne, ale na szczęście Man nie przekracza nigdy granicy dobrego smaku. Poza tym w jego rysunkach zdecydowanie rzadziej pojawia się ten charakterystyczny dla José Homsa lekko groteskowy sposób przedstawiania mimiki twarzy postaci, przez co klimat tego albumu staje się jeszcze bardziej przygnębiający. W każdym razie na brak silnych emocji czytelnicy z pewnością nie mogą tutaj narzekać, co sprawia, że lektura tego albumu jest nie tyle przyjemnością, ile naprawdę mocnym przeżyciem (szczególnie dla osób nie znających literackiego pierwowzoru).

d11mu4s
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11mu4s