Trwa ładowanie...
recenzja
25-05-2017 13:32

Imperium brytyjskie naszych czasów

Imperium brytyjskie naszych czasówŹródło: Inne
d40cgfx
d40cgfx

Problem z autorami takimi, jak Daniel Estulin i książkami takimi, jak „W imię Allaha” jest następujący: mówią one ważne rzeczy, które jednak giną w odbiorze zagłuszane przez manię spiskowo-prześladowczą piszącego. Przedstawiony świat staje się wyłącznie czarno-biały, aktorzy Zła jasno zdefiniowani, wszechmogący i wszechobecni, a wszelkie wydarzenia sprowadzone do jednej przyczyny – rzekomego planu niewielkiej grupy ludzi skupiającej w swoich rękach władzę nad całą planetą. Jakkolwiek fascynujące są takie teorie, to są one ciekawe w powieściach, natomiast w literaturze faktu sprawiają, że książki nie sposób traktować całkiem poważnie. Duża szkoda, bo ten urodzony na Litwie autor, który wyemigrował do Kanady za czasów ZSRR i obecnie mieszka w Hiszpanii, mówi też sporo rzeczy niegłupich.

„Historia o tym, jak Zachód wykreował, sfinansował i rozpętał islamski terroryzm” głosi podtytuł i chętnie sięgamy po tę książkę myśląc, że rozjaśni ona choć trochę całokształt najbardziej obecnie niepokojących problemów: islamskiego terroryzmu i związanych z nim wojen na Bliskim Wschodzie. Można by przypuszczać, że „W imię Allaha” zagłębiać się będzie w znane teorie, na przykład o radykalizacji muzułmańskich społeczności wskutek amerykańskiej okupacji Iraku, co doprowadziło do powstania tak zwanego Państwa Islamskiego. Czy w tym sensie „Zachód wykreował, sfinansował i rozpętał islamski terroryzm”? Ano nie. Estulin ma swoją teorię, która wyklucza działanie przypadku i błędu, jak powszechnie postrzega się między innymi fatalne w skutkach działania Stanów Zjednoczonych po zamachach z 11 września 2001 roku. Otóż islamski terroryzm byłby wykreowany i sfinansowany przez Zachód w bardzo dosłownym sensie – konkretnie przez „imperium brytyjskie”, mające swe przedłużenie i pomocników w postaci Stanów, Arabii
Saudyjskiej i Izraela. Zaraz, ale Imperium Brytyjskie już przecież nie istnieje? Nic bardziej fałszywego, mówi Estulin. Istnieje jak najbardziej, dużo bardziej wyrafinowane, zdemoralizowane, pazerne i amoralne niż za czasów swej widocznej władzy nad rozległymi terenami świata w XIX wieku. „Imperium” składa się z brytyjskich służb wywiadowczych, rodziny królewskiej i przedstawicieli finansjery, a rozgrywa wszystkie możliwe konflikty i dramaty, o jakich można by pomyśleć: począwszy od indyjsko-pakistańskiego („imperium” stworzyło Pakistan, by uniemożliwić powstanie silnych i niepodległych Indii oraz by mieć pod swoją kontrolą słabe państewko, które stanie się bastionem terroryzmu), rewolucję w Iranie, która doprowadziła do przejęcia władzy przez ajatollaha Chomeiniego (światły i postępowy Iran zagrażał monopolistycznym interesom „imperium” w regionie), poprzez napięcia na Bliskim Wschodzie (stworzenie przez Wielką Brytanię państwa Izrael), arabskie rewolucje i rewolucję na Ukrainie (tym pierwszym służyłoby np.
stworzenie przez Wielką Brytanię Bractwa Muzułmańskiego) , aż po stworzenie i finansowanie wielkich grup terrorystycznych, jak Al-Kaida i bojownicy ISIS, koordynowani przez podległą „imperium” Arabię Saudyjską. Jak widać, „imperium” jest wszędzie i pociąga za wszystkie sznurki – już tutaj mam wątpliwości, jako że według Estulina rozliczne lokalne wojny, zamachy, powstania niepodległościowe i rewolucje ludowe są zawsze nie spontanicznym działaniem danej ludności, a wyreżyserowaną na zimno częścią planu, który ma za cel jedno: zapobiec trwałemu pokojowi i powstawaniu silnych, rozwijających się i współpracujących ze sobą państw narodowych, by zamiast tego utrzymać świat w stanie chaosu, ciągłej walki i wrogości wszystkich wobec wszystkich. Tylko w ten sposób mianowicie, pielęgnując pokawałkowanie tego świata, „imperium” jest w stanie utrzymać swą nad nim władzę. O ile temu twierdzeniu można by dać częściowo wiarę, o tyle jego realizacja nie jest do końca prawdopodobna. Trudno sobie wyobrazić, by niewielka grupa
ludzi była w stanie mieć pod kontrolą absolutnie każdy ruch pojedynczych ludzi, grup, narodów i państw na tak rozległych przestrzeniach. Pewne akcje mogą być inicjowane i wspierane, ale ludzka niezależność i spontaniczność dekonstruują wszelkie plany i nie jest to prawdopodobne, by ktokolwiek mógł tym bezbłędnie i na dłuższą metę sterować niczym bezwolnymi pionkami. Estulin jednak to zakłada i jest to irytujące – nie tylko przez absurdalność tego założenia, ale też przez to, że odbiera on podmiotowość i decyzyjność znacznej części świata, próbując nam wmówić, że na przykład rozmaite ruchy wolnościowe nie wypływają z woli danych społeczności, a są zawsze pomysłem i planem „imperium”. W tym ujęciu nawet polska walka o niepodległość za czasów rozbiorów stała się brytyjskim pomysłem. Estulin nie widzi, jak obraźliwe są jego twierdzenia dla ogromnej części czytelników, którzy według niego nie mają żadnej mocy decyzyjnej ani twórczej, jeśli chodzi o los ich narodu czy państwa. Są jakoby tylko uśpioną masą, która
samodzielnie nie podejmie żadnego działania, jeśli nie wprawi jej w ruch – celem spełnienia własnych interesów – „brytyjskie imperium”. Dotyczyłoby to całego Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji Środkowej, a w efekcie pośrednio również Europy, sparaliżowanej strachem przez islamskim terroryzmem i przez to pozwalającej ograniczać swobody obywatelskie w imię dbania o bezpieczeństwo.

A już wyjątkowo tragikomicznie brzmią wywody Estulina na temat postępu i ekologii, które w jego ujęciu stanowią kontrastującą parę. Postęp naukowo-techniczny, który buduje niezależność państw, usuwa obskurantyzm prowadzący do agresji, zastępuje religię racjonalnością – a więc stoi jak najbardziej na drodze „imperium”, pragnącemu trzymać ludzkość „za mordę” – przeciwstawia autor nawoływaniu do ochrony środowiska, ograniczania zużywania zasobów naturalnych, tj. przeciwstawiania się nieograniczonemu rozwoju technologii. Ekologia, której jednym z głównych orędowników jest brytyjski książę Karol, ma tu być narzędziem do hamowania postępu – aż chciałoby się zapoznać Estulina z niektórymi polskimi politykami, którzy twierdzą, że np. smog jest „problemem teoretycznym”. I znów wmawia się nam, że jesteśmy naiwni jak dzieci, angażując się na rzecz natury –tym samym tylko dajemy się zmanipulować niecnym władcom świata, którzy naszymi rękami chcą powstrzymać rozwój ludzkości.

Prawie tak samo jak Wielkiej Brytanii Estulin nie znosi Arabii Saudyjskiej; tutaj jednak bardziej wiarygodne jest to, co twierdzi. Saudyjskie inwestycje w medresy - szkoły teologiczne ekstremistycznego islamu – i wspieranie rozwoju talibańskiego terroryzmu na bazie doktryny wahabickiej oraz dzięki finansom, które kuszą dziesiątki młodych, bezrobotnych mężczyzn to sytuacja, której Estulin nie wymyślił. Dzięki temu Saudowie mieliby możliwość kontrolowania muzułmanów poprzez tworzenie sztucznych podziałów w regionie – taktyka „dziel i rządź”, którą przejęli od swoich „patronów” i jednocześnie „współpracowników” – czyli od „imperium brytyjskiego”. W podobnym świetle jednak Estulin widzi Izrael – jako element zainteresowany utrzymaniem chaosu na Bliskim Wschodzie, by zapewnić sobie trwanie i bezpieczeństwo, które byłyby zagrożone w razie powstania koalicji silnych i zgodnych państw arabskich – i abstrahując od tego, czy ta teoria jest prawdziwa, w tym momencie dochodzą w pełni do głosu stronniczość i
zacietrzewienie autora. Staje się jasne jego czarno-białe widzenie świata, gdzie aktorami zła są Wielka Brytania, Arabia Saudyjska, Izrael i częściowo Stany Zjednoczone, natomiast każdy z ich przeciwników zostaje wybielony, a jego grzechy zamiecione pod dywan. Choć tego wprost nie wyraża, jest zdecydowanie prorosyjski, żałuje Kaddafiego, który rzekomo prowadził Libię ku postępowi (koszty tegoż zostają przemilczane) oraz między słowami podziwia Chiny za tenże postęp. Wszak to dla Estulina najwyższa wartość, gwarancja oświecenia i pokoju. Nie wyśmiewam tej wiary, jest w niej sporo słuszności, ale akurat Chiny są najlepszym przykładem tego, jakich skutków ubocznych można się spodziewać po błyskawicznym rozwoju. O tym już jednak Estulin nie wspomina.

Słowem – „W imię Allaha” mogłoby być mocną, zmieniającą sposób myślenia książką. Z pewnością za obecnym stanem ciągłego zagrożenia terrorystycznego i wojnami stoi coś więcej niż „tylko” czysta wzajemna wrogość, stoją zakulisowe zagrywki międzynarodowych graczy, szemrane interesy i wielkie pieniądze. Społeczeństwo nie jest aż tak głupie (kolejne założenie autora), by się tego nie domyślać. Ale też nie jest aż tak głupie, by bezkrytycznie łykać wszelkie teorie, które w istocie są tylko przełożeniem ciężarków z jednej szalki na drugą, optowaniem za jedną stroną zamiast za inną. A to właśnie robi Estulin, zniechęcając czytelników zbyt jaskrawą manipulacją.

d40cgfx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d40cgfx