Trwa ładowanie...
recenzja
27-03-2017 14:33

Nieustraszona i niepokonana kapitan Blue

Nieustraszona i niepokonana kapitan BlueŹródło: Inne
d1a3mn3
d1a3mn3

Od początku wiadomo było, że cykl „Złoty wiek” to przedsięwzięcie zakrojone co najmniej na kilka, jeśli nie kilkanaście lat, i co najmniej na kilka tomów; na podstawie prostego rachunku można było wnioskować, że skoro w pierwszym z nich przedział czasowy wydarzeń obejmował niecałe 20 lat, to cały wiek da się zawrzeć w pięciu, góra sześciu. Dziś wiemy, że to szacunek mocno zaniżony, bo pięć tomów mamy już za sobą, a akcja dobrnęła dopiero do roku 1945. Wojennym losom rodu Lauritzenów poświęcił Guillou aż dwie części sagi: „Uciec przed prawdą” i najnowszą „Niebieską Gwiazdę”.

Jak pamiętamy, jeszcze przed wybuchem wojny Lauritz, Oscar i Sverre przekroczyli sześćdziesiątkę, a dzieci pierwszego z nich już wszystkie się usamodzielniły. zaistniało parę faktów, dających przedsmak tego, co będzie miało miejsce w następnych latach: Harald, najstarszy syn Lauritza i Ingeborgi, zawsze czujący się Niemcem, uległ fascynacji nazistowską ideologią, a teść Oscara zdradził mu, że Christa jest w połowie Żydówką, wobec czego małżonkowie wraz z trójką potomstwa na progu dorosłości przenieśli się do neutralnej Szwecji, gdzie już od dawna rezydowała rodzina starszego brata.

Mogłoby się wydawać, że teraz, gdy trwa wojna, wszyscy prócz Haralda, który wstąpił do SS i ruszył na wschodni front, nadal są bezpieczni. Mogłoby, ale…

Z dzieci Lauritza tylko Karl, służący w szwedzkiej flocie, wydaje się stosunkowo mało narażony na wojenne niebezpieczeństwa. Johanne zaangażowała się w norweski ruch oporu, Rosa współpracuje z brytyjskim wywiadem. A ich rodzice, prócz lęku o życie dzieci, mają jeszcze jedno zmartwienie; Ingeborga jest śmiertelnie chora i chyba nikt nie wierzy – a najmniej ona sama – że uratuje ją zaplanowana operacja. Ale na ich przeżycia nie ma w „Niebieskiej Gwieździe” miejsca: widać ich z rzadka i tylko oczyma Johanne, która niewiele ma sposobności, by przyjrzeć się ostatnim wspólnym chwilom rodziców, a potem samotności ojca. Bo to, co zaplanował dla niej los, to nie jakieś zwykłe przenoszenie wiadomości czy gazetek; przy pięknej rudowłosej intelektualistce i poliglotce może się schować Krystyna Skarbek, której imponujące (w stu procentach prawdziwe) dossier nie zawiera ani połowy tych wyczynów, które autor przydzielił swojej „kapitan Blue”.

d1a3mn3

Ta bohaterska ponadnormatywność robi wrażenie, choć chyba nie do końca takie, na jakie liczył autor: w pewnym momencie zaczynamy się zastanawiać, czy na pewno czytamy realistyczną sagę historyczną, czy raczej powieść przygodową, balansującą gdzieś na pograniczu serii z Jamesem Bondem i „Trylogii”. Ta ostatnia analogia, mimo różnicy płci protagonistów i okoliczności ich działania, zdaje się szczególnie uwydatniona przez fakt, iż bohaterowie „Złotego Wieku” mają do czynienia z tyloma prawdziwymi postaciami historycznymi (z których część ma nieco zmienione imiona lub nazwiska – po to, by, jak powiada autor w posłowiu, „zaznaczyć, że istnieją historyczne pierwowzory, ale w powieści są one wykorzystane jako modele dla fikcyjnych postaci”[355]), że w realnym życiu byłoby to raczej mało prawdopodobne. Części czytelników ten rozmach, z jakim Guillou kreśli perypetie Johanne, wplątując ją także w działania niezmiernie dla niej upokarzające, może się podobać, inni zapewne woleliby, by – może mniej spektakularnie, ale
za to bardziej wiarygodnie – rozdzielił ten cały bagaż doświadczeń pomiędzy dwie lub trzy osoby. A także – i przede wszystkim – by oparł się pokusie szybkiego streszczania całych obszernych partii wydarzeń z życia bohaterów, pozwalając im samym częściej dochodzić do głosu.

Dodatkowym minusem dla czytelników bardziej wymagających może być fakt, że w tekście od czasu do czasu napotykamy niezbyt zręczne fragmenty w rodzaju: „Żart się nie udał. Przeleciał nisko i bezgłośnie upadł na perski dywan”[67]; „Nagle zaczął sprawiać wrażenie przestraszonego. Albo zawstydzonego. Trudno było stwierdzić, bo znów przybrał dorszowaty wygląd”[195]; „Kobiety miały dobre powody, żeby nie nosić przy sobie takich gumek i nie zakładać za każdym razem, bo mogłoby to stworzyć wrażenie, że coś planowały”[198]; „Nie ulegało wątpliwości, jak na nią patrzały”[198]; „… i znów zmienił pozycję tak, że rozkraczał się tak samo jak na początku”[220]; „…powtarzała sztuczkę z nagłym wyskakiwaniem z tramwaju, jak zając”[298]. Czy odpowiada za to wyłącznie sam autor, czy też w jakiejś mierze zmiana tłumacza (Annę Krochmal i/lub Roberta Kędzierskiego, którzy po paru wpadkach w pierwszej części sagi coraz lepiej radzili sobie ze stylem pisarza, zastąpił Maciej Muszalski)
, trudno dociec. Znacznie łatwiej stwierdzić, że
są powieści – także napisane przez samego Guillou, np. doskonałe „Zło” – przy których lekturze można doznać nieporównanie większej satysfakcji. Czy będzie do takich należał kolejny tom „Złotego wieku”, wydany już w Szwecji pod tytułem „ Äkta amerikanska jeans ” („Prawdziwe amerykańskie dżinsy”)? Miejmy nadzieję, bo przecież mimo wszystkich zastrzeżeń przyzwyczailiśmy się już do bohaterów i chcemy poznać ich dalsze losy…

d1a3mn3
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1a3mn3