Trwa ładowanie...
recenzja
24-03-2017 09:23

Odpływająca wyspa NRD

Odpływająca wyspa NRDŹródło: Inne
d4ltcio
d4ltcio

Ciała topielców. Coś mówią, ale jest to tylko szum bez znaczenia, nie niosący żadnej informacji. Nikt też ich nie słucha. Uciekinierzy drogą morską z NRD rozpływają się w niebycie, bezimienni, bez tożsamości, bez rodzinnej przynależności. Nikt o nich nie pyta, nie zgłasza faktu ich zaginięcia na policji. Niemcy mają teraz o wiele ciekawsze zajęcie: ich kraj właśnie się jednoczy.

Tylko jedna osoba chodzi po urzędach, komisariatach i kościołach Niemiec i Danii, odbijając się wszędzie od ściany niewiedzy i braku zainteresowania. Próbuje wypełnić obietnicę złożoną zmarłemu przyjacielowi, ale gdziekolwiek się nie uda, nikt nic nie wie, dokumentacji żadnej nie ma, żadna instytucja nie czuje się odpowiedzialna za te dziesiątki osób, którym przyszło do głowy uciekać z socjalistycznego raju do Danii wpław przez Bałtyk. Ed chce się dowiedzieć, czy wśród nich była też Sonia, starsza siostra jego przyjaciela Aloszy Krusowicza, tytułowego Kruso. Gdy Kruso był dzieckiem, Sonia kazała mu zaczekać na siebie na plaży. Minęły lata, a Kruso wciąż czeka na jej powrót.

Ed ma dwadzieścia kilka lat, gdy w rozpaczy po stracie dziewczyny ucieka na wyspę Hiddensee położoną na dalekiej północy ówczesnego NRD. Były student literatury tuła się po plażach i wydmach, starając się uniknąć spotkania z patrolem wojska wyłapujących potencjalnych uciekinierów z kraju i szukając tymczasowego zatrudnienia w jednym z wielu hoteli i kurortów. W końcu udaje mu się znaleźć pracę i schronienie w położonym na wzgórzu hotelu U Klasunera. Trafia w sam środek cyklonu, jakim jest szczyt sezonu letniego w miejscowości turystycznej, jako kuchenny pomywacz pływa w mydlinach, brodzi w resztkach jedzenia walających się po podłodze i pokrywa się warstwą smażonego tłuszczu, podobnie jak reszta załogi; idealne warunki dla kogoś, kto chce zapomnieć o poprzednim życiu. Ed jeszcze nie wie, że tacy jak on espezeci – sezonowi pracownicy zawodowi – budują społeczność i to szczególną. Hiddensee to przedsionek kapitalistycznej wolności i jednocześnie wolność w zniewolonym kraju, a oni mają tajemną misję: ratować
tych, którzy niesieni pragnieniem owej wolności przybywają z całej Niemieckiej Republiki Demokratycznej do tego najbardziej na północy położonego skrawka kraju. Kruso mówi o nich „rozbitkowie”. To właśnie Kruso jest inicjatorem, koordynatorem i charyzmatycznym przywódcą duchowym tej specyficznej inicjatywy humanitarnej. Jest ona przesiąknięta wiarą w tą, że przebywając na wyspie wolności, opieka nad podobnymi sobie ludźmi będącymi w potrzebie jest świętym obowiązkiem. Ale też przywilejem; wolność nie wybiera byle kogo do szerzenia swoich ideałów.

Atmosfera specyficznej, tajnej wspólnoty tuż pod nosem enerdowskich służb jest największym skarbem wyspy Hiddensee. Łączy ona byłych profesorów uniwersyteckich i studentów, niedoszłych poetów, marzycieli, dziwaków, którzy w kraju socjalistycznego ładu stają się automatycznie podejrzani w chwili przybycia na wyspę. Duszą wspólnoty jest oczywiście Kruso – jest to tym bardziej przewrotne, że mężczyzna ów jest synem radzieckiego generała stacjonującego z rodziną w Niemczech Wschodnich. Czy dywersyjna działalność Krusa jest próbą odkupienia winy radzieckiej władzy-okupacji w tym kraju? Czy raczej wynika z potrzeby symbolicznego zbliżenia się do zaginionej w niejasnych okolicznościach siostry? Milczek Ed jest jednym z niewielu, których Kruso dopuszcza do swoich tajemnic – a ich przyjaźń ma lekko homoseksualną barwę – ale nawet on nie dowiaduje się wszystkiego.

d4ltcio

Powieść Lutza Seilera jest czymś w rodzaju nostalgicznego hołdu dla świata Niemiec Wschodnich, który odszedł nie tylko w namacalnej rzeczywistości, ale też został zesłany do czyśćca niepamięci i obojętności. Bezimienni zdesperowani uciekinierzy, których tragicznym losem nikt się nie interesuje, są tego zesłania najwyrazistszym symbolem, a ich poświęceniu i odwadze odebrano wszelki sens. Niemcy ostatecznie się zjednoczyły, można się poruszać bez ograniczeń, a oni są pokawałkowanymi topielcami, którymi przerzucają się urzędy. Także magiczna wyspa Hiddensee okazuje się utopią, w którą nikt nie wierzy. Gdy radio coraz częściej podaje wiadomości o uciekinierach na granicy węgierskiej, mieszkańcy wyspy, dotąd pozornie złączeni węzłem szczególnej wspólnoty i przyjaźni, znikają bez pożegnania jeden po drugim. Pod koniec Hiddensee przedstawia sobą żałosny widok zupełnie opustoszałego i ograbionego przez szabrowników kurortu, gdzie jedyni ocaleli z życiowej zawieruchy – Kruso i Ed – rozpaczliwie usiłują utrzymać przy
istnieniu klausnerowską jadłodajnię. Jednak i oni z czasem muszą się poddać.

Niektórzy przyrównywali debiutancką powieść Lutza Seilera – która w kraju autora okazała się bestsellerem – do „Czarodziejskiej góry” Tomasza Manna: podobna atmosfera miejsca odrębnego od reszty świata, gdzie znajdują schronienie życiowi rozbitkowie prowadzący między sobą filozoficzne dysputy. Trochę trafności w tym jest, aczkolwiek druga połowa powieści coraz bardziej pogrąża się w onirycznych klimatach, przez co staje się nieczytelna i dosyć nużąca. Dla naszych zachodnich sąsiadów „Kruso” jest na pewno intrygującą wycieczką do miejsca i czasów, które porzucili pospiesznie, a teraz trochę im za tym tęskno. Dla polskich czytelników jednak osobliwa, rozwlekła narracja i skrajne skupienie na mętnym życiu wewnętrznym mało interesującej postaci, jaką jest Ed, może zniechęcić do przeczytania tej powieści do końca.

d4ltcio
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ltcio