Trwa ładowanie...
recenzja
30-09-2016 11:44

Space opera w oldschoolowym stylu

Space opera w oldschoolowym styluŹródło: Inne
d4ck4wp
d4ck4wp

Premiera trzeciego dyptyku serialu „Storm” odbędzie się w Łodzi podczas Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier. Nim jednak będzie nam dane obcować z nowym albumem, pochylmy się na chwilę nad drugą odsłoną, w której zaprezentowane zostały dwie fabuły: „Dzieci pustyni” oraz „Zielone pandemonium”. Za oprawę graficzną obu odpowiada, oczywiście, angielski rysownik Don Lawrence. Natomiast za scenariusz odpowiedzialny jest holenderski pisarz – Dick Matena, który, jak możemy się dowiedzieć z przedmowy, był etatowym scenarzystą przez cztery oryginalne albumy (w latach 1979-1981).

W bieżącej odsłonie były astronauta Storm oraz jego atrakcyjna towarzyszka – Rudowłosa – muszą sobie poradzić w dwóch jakże odmiennych środowiskach naturalnych. W pierwszej fabule na wyjałowionej pustyni, która kiedyś była oceanem. W drugiej niebezpieczeństwa czają się pośród wiecznie zielonej dżungli.

W „Dzieciach pustyni” para bohaterów, wędrując przez rozpaloną do białości pustynię, napotyka wycieńczonego, ledwo żywego mężczyznę, któremu starają się pomóc. Skóra osobnika pozbawiona jest pigmentu, przez co wygląda dziwnie. A gdy tylko pojawiają się ścigający go strażnicy zaczyna się dziwnie zachowywać – staje się bezwolny i bez szemrania wykonuje wszystkie ich polecania. Z biegiem akcji okazuje się, że napotkany mężczyzna jest ofiarą straszliwych eksperymentów genetycznych, które są przeprowadzane w pobliskiej kopalni. Na jeńcach testy przeprowadza odrażający Psor, który znalazł sposób wyhodowanie nowej rasy ludzi. Homo desertus charakteryzują się tym, że są doskonałymi pracownikami, bo są silni, bezwolni i odporni na zabójczy upał. Storm i Rudowłosa zostają porwani i trafiają do strasznego tego miejsca… Czy uda im się zbiec? Czy uda im się wyzwolić niewolników?

W opowieści „Zielone pandemonium” akcja przenosi się tropikalnego, amazońskiego lasu. Miejsca równie niebezpiecznego, co pustynia, gdzie wszyscy mieszkańcy (mutanci, ludzie i małpoludy) są ze sobą skonfliktowani i walczą zażarcie. Nasza para bohaterów zostaje rozdzielona, każde z nich na własną rękę będzie musiało stawić czoło przeciwnością losu. Przyznaję, że ze wszystkich przeczytanych przeze mnie epizodów „Storma”, ten podoba mi się najbardziej, gdyż scenarzysta wprowadza do awanturniczej opowieści nowe wątki, które mam nadzieję, zostaną rozwinięte w trzecim dyptyku.

d4ck4wp

Oczywiście głównym aktorem omawianej publikacji jest rysownik. Don Lawrence to klasa sama w sobie. Ilustracje nadal robią niesamowite wrażenie! Plansze, stworzone za pomocą malarskiej, hiperrealistycznej techniki – zadziwiają i fascynują. I chociaż widać gołym okiem, że powstały całe dziesięciolecia temu, to całość wcale nie trąci myszką. A na tle współczesnych technik, którymi tworzy się komiksy, całość tchnie swoistą świeżością, innością i siłą.

Bardzo pozytywnie oceniam decyzję Wydawnictwa Kurc, aby przybliżyć polskiemu czytelnikowi tę klasyczną serię komiksową. Oczywiście wiernych czytelników nie muszę przekonywać do kontynuacji lektury. Dla pozostałych kilka zasadniczych informacji. Większości historii opartych została na prostej konstrukcji: para głównych bohaterów pojawiają się w nowym miejscu, gdzie muszą stawić czoło dybiącym na nich złoczyńcom i ostatecznie, najczęściej, uciekać. Nie należy także liczyć na to, że Rudowłosa i Strom to postaci o pogłębionym rysie psychologicznym. Ich przygody mają (i będą miały) rozrywkowy charakter, ale jest to rozrywka w starym (oldschoolowym) stylu.

d4ck4wp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ck4wp