Trwa ładowanie...
recenzja
17-08-2016 13:31

Nieśmiertelny powiew luksusu

Nieśmiertelny powiew luksusuŹródło: Inne
d9zgr4c
d9zgr4c
Podobno marzyła o nich każda kobieta, a przynajmniej każda, której nieobce było pojęcie elegancji i wytworności.
Podobno były ulubionym „strojem” nocnym najseksowniejszej aktorki wszech czasów.
Podobno ich receptura była innowacją na skalę światową.

Podobno…

W naszym kręgu kulturowym chyba tylko komuś, kto nie czyta książek i prasy, nie ogląda telewizji i nie korzysta z internetu, mogła się nigdy nie obić o uszy nazwa „Chanel Nº 5”. A jeśli już się gdzieś przewinęła, z pewnością była owiana aurą tajemniczości i luksusu, jak zresztą wszystko, co ma w nazwie względnie na metce nazwisko lub chociaż emblemat słynnej francuskiej projektantki. Można się sprzeczać, co było jej największym osiągnięciem: damskie spodnie à la Marlena Dietrich, pikowana torebka na łańcuszku, „mała czarna”, charakterystyczny kostium z krótkim lamowanym żakietem bez kołnierza, dwukolorowe buty – czy właśnie one, perfumy, które od blisko 100 lat (sic!) wciąż okupują czołowe miejsca na listach najlepiej się sprzedających zapachów. Ale nie podlega wątpliwościom fakt, że to właśnie to pachnidło o skromnej, wręcz banalnej nazwie, sprzedawane w kanciastym nieozdobnym flakoniku, który jednym kojarzył się z apteczną butelką, a innym z karafką whisky, przyniosło jej największą sławę. Chanel Nº 5
kropiły się księżne i baronowe, gwiazdy ekranu, estrady i wybiegu, małżonki bankierów i fabrykantów, a także, no, cóż, droższe kurtyzany, niezależnie od typu urody i preferowanego stylu ubioru. Kiedy wymarzone perfumy panny Coco zbłądziły pod strzechy – bo choć początkowo należały do nieprzyzwoicie drogich kosmetyków, w końcu jednak do tego doszło – mogły sobie na nie pozwolić, choćby tylko na kilka dni (nawet dziś w jednym z najpopularniejszych sklepów internetowych można kupić półtoramililitrową próbkę za niecałe 20 dolarów plus koszty wysyłki) również kobiety mniej zamożne. A legenda krążyła z ust do ust, z kraju do kraju, z kontynentu na kontynent…

d9zgr4c

Tilar J. Mazzeo, wykładowczyni literatury w jednym z amerykańskich college’ów, a z zamiłowania historyczka kultury, autorka książek m.in. o historii paryskiego hotelu Ritz, szampana Veuve Cliquot i kalifornijskich winnic w Sonomie, postanowiła tym razem zbadać dzieje najsłynniejszych perfum świata. Żeby zrozumieć, jak i dlaczego Chanel Nº 5 powstały, trzeba wiedzieć coś więcej o kobiecie, która dała im swoje nazwisko. Toteż swoją opowieść rozpoczyna autorka od krótkiego wprowadzenia w życie prywatne i zawodowe Mademoiselle Coco. Większość tych faktów już znamy dzięki wydanym dotąd u nas biografiom i – może nawet powszechniej – doskonałemu filmowi, w którym rolę Coco odtwarza Audrey Tatou, niemniej jednak Mazzeo uczy nas spoglądać na te informacje pod kątem roli, jaką mogą spełnić przy rozszyfrowywaniu marzeń i preferencji pomysłodawczyni niezwykłych perfum. Pomysłodawczyni, bo przecież Gabrielle Chanel, mimo swoich rozlicznych talentów i zainteresowań, perfumiarką nie była; mogła jedynie wyobrazić sobie
charakter zapachu, określić, co powinien wyrażać, ale stworzyć go musiał już ktoś inny, ktoś, dla kogo tworzenie pachnących mikstur z pojedynczych aromatów było rzeczą tak oczywistą, jak dla muzyka łączenie tonów w melodie (nie bez powodu w obu branżach używa się określeń „kompozycja” i „nuty”). Kogoś takiego znalazła Chanel w osobie Ernesta Beaux, który właśnie wtedy, gdy ona zaczęła marzyć o dopełnieniu swojej wizji eleganckiej kobiety uwodzicielskim zapachem, powrócił do ojczyzny swych przodków z ogarniętej rewolucją Rosji. Ona miała pomysł i pieniądze, on – materiały (wciąż pracował w tej samej firmie Rallet, która po I wojnie światowej przeniosła produkcję z Moskwy do zagłębia perfumiarskiego w okolicach Grasse) i talent. I ciekawą koncepcję twórczą, opartą na wykorzystaniu aldehydów, substancji wówczas jeszcze mało znanych i rzadko w perfumiarstwie używanych. Jak to się stało, że Gabrielle ze wszystkich próbek stworzonych przez Ernesta wybrała akurat tę? A co ważniejsze, jak doprowadziła do tego, że
ledwie parę miesięcy po wyprodukowaniu perfum popyt na nie przewyższał podaż?

Tę i inne opowieści związane ze światową karierą Chanel Nº 5 snuje Mazzeo ze swadą i znawstwem. Aż trudno uwierzyć, że historia jednych perfum może zająć prawie trzysta stron (reszta to przypisy – które, i to jedyny właściwie minus tej publikacji, znajdują się na końcu, więc dociekliwy czytelnik musi co chwilę przewracać kartki – i indeksy)! I że przeczytanie tych trzystu stron nie nuży, czego można by się spodziewać po z pozoru monotematycznej pozycji; monotematyczność jednak jest tylko pozorna, bo obok wątku głównego mamy i garść szczegółów biograficznych z życia wielkiej kreatorki mody oraz paru innych osób, i nieco informacji z dziejów perfumiarstwa jako takiego, i lekcję skutecznego marketingu.

Jeśli interesuje nas historia mody i/lub kosmetyki, nie powinniśmy koło tej książki przejść obojętnie (a jeśli nie – i tak możemy spróbować, chyba, że w ogóle stronimy od literatury faktu).

Osobna pochwała należy się wydawcy za okładkową grafikę, bardziej ascetyczną, ale też i bardziej wymowną, niż w edycji amerykańskiej; tam mamy słynną buteleczkę na czarnym tle, podświetloną psychodelicznymi barwami, u nas tylko jej syntezę – i wyobrażenie modelowej jej użytkowniczki - w bieli z odrobiną czerni i złota, ulubionych barwach Coco Chanel. Niby mała rzecz, a tak bardzo dodaje klimatu! I kusi, bodaj bardziej, niż sam bohater opowieści – Chanel Nº 5 – na sklepowej półce (bo pomijając fakt, że z biegiem czasu zapach ten przestał być wyznacznikiem luksusu, nie ma on natury uniwersalnej i są kobiety, do których zupełnie nie pasuje)…

d9zgr4c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d9zgr4c