Trwa ładowanie...
recenzja
10-11-2015 20:39

Ostatnim ratunkiem dla umierającego świata pozostają miłość i literatura

Ostatnim ratunkiem dla umierającego świata pozostają miłość i literaturaŹródło: "__wlasne
d1mr7ac
d1mr7ac

Walter Tevis (1928-1984) to twórca w Polsce praktycznie nieznany. Przynajmniej jako pisarz, bo nakręcone na podstawie jego książek filmy w gwiazdorskiej obsadzie swego czasu gościły na polskich ekranach. W „Bilardziście” (1961, reżyseria Robert Rossen)
pamiętną kreację stworzył Paul Newman, by potem powtórzyć ją w „Kolorze pieniędzy” (1986, reżyseria Martin Scorseese), w którym błyszczał również Tom Cruise. W międzyczasie David Bowie zagrał w „Człowieku, który spadł na ziemię” (1976, reżyseria Nicolas Roeg).

Dwa pierwsze filmy są dramatami obyczajowymi wpisanymi w środowisko zawodowych bilardzistów. Ostatni to metaforyczny obraz science fiction, który poprzez losy przybysza z obcej planety pokazuje pułapki ludzkiej egzystencji i degenerację człowieczeństwa. Pomimo swych nadludzkich zdolności bohater nabywa takich przywar, jak chciwość i egoizm, pogrąża się w rozpaczliwym używaniu życia i alkoholizmie. Bez wątpienia twórca zawarł na kartach książki również wątki autobiograficzne, bo to choroba alkoholowa była głównym powodem jego blisko dwudziestoletniej przerwy w karierze literackiej.

Do pisania powieści Tevis powrócił w ostatnich latach życia „Przedrzeźniaczem”, który jako jego pierwsza książka został przełożony na polski. Z „Człowiekiem, który spadł na ziemię” łączy tę powieść negatywna optyka w postrzeganiu człowieka i budowanej prze niego cywilizacji. „Przedrzeźniacz” przedstawia tę cywilizację w stanie ostatecznego rozkładu i upadku, którego powodem nie są wojny, epidemie, kosmiczna katastrofa czy najazd innoplanetarnych potworów, ale rozpad więzi społecznych, systemowe niszczenie umiejętności krytycznego myślenia i zawierzenie automatom, prowadzące do postępującego zaniku życiowej zaradności i umiejętności niezbędnych do samodzielnego przetrwania. To zadziwiające, jak trafnie prognozuje aktualne problemy naszej cywilizacji książka wydana w 1980 roku.

Oto druga połowa XXV wieku. Światowa populacja ludzkości wynosi niespełna dwadzieścia milionów i wciąż spada. Od trzydziestu lat nie urodziło się żadne dziecko. Nie ma jednak nikogo, kogo by to szczególnie obchodziło. Po wiekach warunkowania i otumaniania ludzie stali się bierną, bezwolną, homogeniczną masą, pozbawioną intelektualnej i emocjonalnej siły, a żyjąc w cieplarnianych warunkach, nie potrafią wyobrazić sobie sytuacji innej niż zastana. Wyalienowanym społecznie i nafaszerowanym narkotykami jednostkom obcymi stają się głębsza wiedza, głębsza refleksja, głębsze uczucia.

d1mr7ac

Taki stan rzeczy jest wynikiem długotrwałego procesu, którego symptomy łatwo zauważyć w dzisiejszym świecie. W opisywanej przez Tevisa przyszłości bezstresowe wychowanie zostało rozciągnięte na wszystkie grupy wiekowe społeczeństwa i doprowadzone do absurdu. Wszelką racjonalność, ideologie, religie, idee zastąpiły pseudopsychologiczne dogmaty mające na celu zapewnienie człowiekowi maksymalnego bezpieczeństwa i chronienie go przed negatywnymi odczuciami. Naczelne zalecenie, wpajane ludziom od oseska, brzmi: „O nic nie pytaj; odpręż się.” Odpędzaniu niepokojących myśli i tonowaniu emocji służą narkotyki, które powszechnie i systematyczne zażywane z czasem prowadzą do zaniku zarówno prawdziwego myślenia, jak i odczuwania. Działanie środków farmakologicznych wspomaga wszechobecna telewizja, emitująca bezproblemową i bezrefleksyjną papkę.

Aby się nie stresować, ludzie mają niczego nie pamiętać, niczym się nie przejmować, niczego nie planować. W ich życiu nie ma miejsca na jakiekolwiek wyzwania (bo niepowodzenie jest nieprzyjemne), podejmowanie trudnych decyzji (bo są... trudne), a więc także na żaden rozwój (bo wymaga wysiłku i bywa bolesny). System oducza ich brania na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności i budowania trwałych, bliskich relacji z innymi – służy temu celowi m.in. promowanie szybkiego seksu bez zobowiązań i dogmatu „Samotność jest najlepsza”. Pod pretekstem dbałości o zachowanie wyniesionych na piedestał Prywatności i Indywidualności doprowadzono do zerwania tradycyjnych więzi społecznych i dekonstrukcji rodziny.

Dla pozbawionych poczucia sensu i celu, żyjących w cichej rozpaczy i nierozumiejących otaczającego ich świata ludzi jedynym sposobem zamanifestowania swojej odrębności i wolnej woli, a w końcu wyrwania się z piekła „idealnego życia” wydaje się spektakularne samobójstwo. Ale czy zrytualizowane samospalenie, podczas którego ofiary nie czują bólu, nie jest kolejnym przejawem zuniformizowanej kultury masowej?

Każde kolejne pokolenie popada w coraz większą ignorancję i bezmyślność, dlatego na straży ustalonego porządku stoją już tylko skonstruowane przed laty roboty i automaty o ograniczonej inteligencji. W przeciwieństwie do całkowicie uzależnionych od nich ludzi, są one w stanie sprostać wykonywaniu stałych obowiązków i podejmowaniu decyzji. Ale zarówno wielofunkcyjne roboty, jak i zautomatyzowana infrastruktura produkcyjna czy usługowa zużywa się i ulega awariom. Obecne pokolenie potomków ich konstruktorów nie tylko nie potrafi naprawiać żadnych urządzeń, ale często nawet ich obsługiwać.

d1mr7ac

Ludziom stała się obca umiejętność czytania i pisania, nie uczy się tego nawet na obecnie funkcjonujących „uniwersytetach”. Dlatego za szczególny przypadek zostaje uznany człowiek, który sam nauczył się czytać. Przedzierając się przez świat zapisanych słów, zaczyna nie tylko rozumieć to, co czyta, ale również kojarzy fakty z pojęciami, skutki z przyczynami, uczy się myślenia, zadawania pytań, budzą się w nim wątpliwości, dostrzega niespójności świata, który zamieszkuje, rodzi się w nim potrzeba naprawy tego świata i odnalezienia sensu życia.

Tym kontestatorem jest Paul Bentley, który samotnie przeciwstawia się systemowi. Jego trudna droga do dojrzałości i samodzielności wiedzie przez obcowanie z książkami i starymi filmami, przez więzienną niewolę i samotną wędrówkę po pustkowiach, przez poznawanie innych ludzi, przez spotkania z miłością, z nadzieją i z wiarą. Niezwykle ważnym etapem jego drogi ku samoświadomości jest poznanie Mary Lou Borne, podobnej sobie kontestatorce, która nauczyła się żyć obok systemu.

Pomiędzy tą dwójką staje strażnik degenerującego się systemu Bob Spofforth – robot Marki Dziewięć, czyli ostatniej, najdoskonalszej generacji. W wyhodowanym biologicznym ludzkim ciele mieści on sztuczny mózg, którego struktura została skopiowana od pewnego genialnego inżyniera. Jednak z powodów niedostatków technologii nie wszystkie zapisy wspomnień, myśli czy uczuć „dawcy” zostały właściwie usunięte. Ich przebłyski powodują, że Spoffortha często ogarnia chęć... bycia człowiekiem i zaznania radości i smutków ludzkiej egzystencji. Dążenie to walczy w nim z dojmującym pragnieniem śmierci. Jednak przed skutecznym targnięciem się na życie znużonego wieloma dekadami funkcjonowania robota chronią wbudowane zabezpieczenia.

d1mr7ac

Co prawda obraz komputerowo-robociej sfery przyszłej rzeczywistości jest stosunkowo naiwny i daleki od technicznego realizmu, ale Tevis nie stawiał sobie takiego celu. Nie był bowiem inżynierem, tylko wizjonerem o niezwykle przenikliwym zmyśle profetycznym. Posługując się przyszłościową metaforą, w swoim uniwersalnym dziele zawarł wyrazistą krytykę zdehumanizowanego, konsumpcyjnego świata, uprzedmiotowiającego człowieka i zabierającego mu wolność i tożsamość. Przeciwstawił mu pochwałę tradycyjnie pojmowanego człowieczeństwa, w tym ludzkiej niedoskonałości, która rozumiana na głębszym poziomie okazuje się czymś niewymownie doskonałym. W szczególności gdy spojrzy się na nią przez pryzmat miłości...

Przede wszystkim powieść Tevisa jest jednak poruszającą apoteozą słowa pisanego i literatury. W uznawaniu ich roli w procesie formowania się człowieka, kultury i cywilizacji „Przedrzeźniacz” zbliża się do pamiętnych „451° Fahrenheita” Ray’a Bradbury’ego. Oceniając swoją drogę ku samopoznaniu, Bentley stwierdza: „...umiejętność pisania, na równi z czytaniem, pozwoliła mi wyraźnie poczuć swoją nową tożsamość”. Dzięki trudnym przeżyciom i możliwości konfrontowania swoich doświadczeń z mądrością dawnych pokoleń zapisaną w książkach, bohater pozbywa się lęku, który prześladował go przez całe życie. Za ostateczne przesłanie książki, a jednocześnie życiowy i literacki testament jej autora można zaś uznać kolejną refleksję Bentley’a: „Cokolwiek mnie spotka, dziękuję Bogu za to, że potrafię czytać i mogłem prawdziwie dotknąć umysłów innych ludzi”.

d1mr7ac
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1mr7ac