Trwa ładowanie...
recenzja
31-08-2015 23:10

Towarzysz Superman staje na czele globalnego Związku Radzieckiego

Towarzysz Superman staje na czele globalnego Związku RadzieckiegoŹródło: Inne
d3b0xbi
d3b0xbi

Takie ikony amerykańskiej popkultury, jak Superman (debiut w czerwcu 1938 r.) i Batman (debiut w maju 1939 r.) przez dziesięciolecia funkcjonowania na rynku dorobiły się własnych wersji historii, obrosły armiami pomocników i adwersarzy, tudzież specyficznymi mitologiami. Każdy nowy epizod ich przygód wzbogacał ich uniwersa, ale również ograniczał kolejnych twórców, którzy musieli brać pod uwagę wszystkie wcześniejsze wydarzenia i postacie. Dlatego z czasem wydawcy zaczęli podejmować decyzje o „odświeżaniu” bohaterów i ich światów na różne sposoby. Jedną z najbardziej radykalnych metod jest prezentowanie alternatywnych historii z udziałem rzeczonych bohaterów, które oprócz ich postaci wykorzystują nieliczne inne, wybrane elementy ich uniwersów, ignorując resztę narosłej tradycji. Zaowocowało to wieloma dziełami ciekawymi, oryginalnymi, zaskakującymi.

Za jeden z najoryginalniejszych albumów ukazujących alternatywne losy superbohaterów uchodzi „Superman: Czerwony syn”. Jego scenarzysta Mark Millar wpadł na pomysł, który jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku zostałby uznany za iście diaboliczny. W jego wizji najbardziej amerykański z amerykańskich herosów, który od swych „narodzin” prowadzi walkę o „prawdę, sprawiedliwość i amerykański styl życia”, staje się najbardziej nieprzejednanym wrogiem Stanów Zjednoczonych, wyznawcą komunizmu i przywódcą globalnego Związku Radzieckiego. A wszystko to dlatego, że kapsuła, w której przyszły superbohater przybył na Ziemię, nie wylądowała w stanie Kansas, a gdzieś na polach sowieckiej Ukrainy.

Wychowany w zagubionym w stepie kołchozie, pomimo poznania realiów komunistycznej dyktatury (Wielki Głód? Nędza? Czystki? Łagry? Wojna „ojczyźniana”?), dorastający młodzieniec staje się wyznawcą czerwonej ideologii. Po odkryciu swoich nadprzyrodzonych mocy, trafia do otoczenia Stalina i zostaje jego prawą ręką oraz najgroźniejszą bronią, która jednak nie jest wykorzystywana w niecnych celach, a jedynie w szlachetnych. Jak wyglądały losy Supermana do tego momentu, możemy się tylko domyślać, bowiem w komiksie znajdziemy o nich niewiele wzmianek. Podobnie jak nie doszukamy się wyjaśnienia, skąd w sowieckiej rzeczywistości wziął się anglosaski przydomek bohatera.

Istnienie Supermana zostaje nagłośnione przez komunistyczną propagandę na początku lat pięćdziesiątych XX w. Jest on kreowany na bohatera, który – zgodnie z deklaracjami panującej ideologii – pomaga ludziom radzieckim, ratując ich przez wszelakimi katastrofami. Stany Zjednoczone uznają go za krytyczne zagrożenie, a prezydent Eisenhower zleca jego unieszkodliwienie najwybitniejszemu umysłowi kraju – Lexowi Luthorowi. Ten ochoczo bierze się do pracy, zaniedbując ponętną żonę Lois de domo Lane. Luthor wystawia przeciwko Supermanowi kolejnych przeciwników, począwszy od genetycznej, acz dalekiej od doskonałości kopii tegoż, nazwanej Bizarro.

Po śmierci Stalina, do której przyczynia się szef NKWD, a prywatnie nieślubny syn dyktatora, Superman „nie chce, ale musi” stanąć na czele państwa. Dzięki temu Związek Radziecki pokojowo rozszerza się na niemal cały świat (z wyjątkiem Chile i rozpadających się Stanów Zjednoczonych), a na jego terenie zostają wyeliminowane: choroby, bieda, konflikty społeczne, niesprawiedliwość, nieefektywność, a zapanowuje dobrobyt i powszechna szczęśliwość. Brakuje jednak wielu aspektów wolności, szczególnie... wolności czynienia zła. Ci, którzy nad tym ubolewają lub próbują kontestować zastany stan rzeczy, poddawani są skutecznej reedukacji i stają się najwierniejszymi funkcjonariuszami systemu.

d3b0xbi

W dziele uszczęśliwiania świata wspomaga Supermana nawrócona na komunizm księżniczka Amazonek Diana (Wonder Woman). Jego najbardziej zajadłym wrogiem wewnętrznym staje się zaś niejaki... Batman, któremu swego czasu szef NKWD (ciągle ten sam) zabił rodziców. W swoich wysiłkach pozbycia się Supermana z ziemskiego globu nie ustaje oczywiście Lex Luthor, który nasyła na niego kolejne monstra, a w końcu zyskuje nowe możliwości dzięki objęciu urzędu prezydenta Stanów. Rywalizacja dwóch nadludzkich umysłów i dwóch ideologii staje się coraz bardziej dramatyczna.

Pod efektownymi fajerwerkami starć bohatera z legionem przeciwników Mark Millar przemyca naczelny problem swojej opowieści. Czy ludzie powinni korzystać z pełni swojej wolności, siłą rzeczy w sposób niedoskonały i popełniając bolesne błędy, w tym krzywdząc innych i będąc przez nich krzywdzeni, czy też powinni ze znacznej części tej wolności zrezygnować – w imię bezpieczeństwa, dobrobytu, stabilizacji, wzniosłych idei? Czy powinni korzystać z omalże boskich rozwiązań oferowanych przez obce, nieludzkie istoty, reprezentujące wyższy stopień rozwoju intelektualnego lub moralnego, czy też z mozołem dochodzić do takich rozwiązań – czasem mniej skutecznych, ale własnych? Dlaczego odruchowego sprzeciwu nie budzi wykorzystywanie przez ludzi obcych technologii, ale już rozwiązania społeczne, ustrojowe, dotyczące organizacji państwa i gospodarki, wydają się od razu czymś nagannym, godzącym w tradycyjne ludzkie wolności?

W końcu Lex Luthor działa podobnie do Supermana – zdobywa władzę i używa jej do uszczęśliwiania innych wedle własnego widzimisię. Co prawda czyni to za pomocą systemu nazywanego demokracją, ale również wykorzystuje do tego swoje nadzwyczajne zdolności intelektualne, zdobyte dzięki nim bogactwo oraz umiejętność bezwzględnego manipulowania innymi. I wcale nie czyni tego w imię wzniosłych, wolnościowych ideałów, ale z powodu urażonej ambicji, przerośniętego ego, pragnienia wykazania swojej wyższości i pokonania przeciwnika. A do swojego celu idzie – w przeciwieństwie do Supermana – dosłownie po trupach. W ostatecznym rozrachunku różnica pomiędzy obydwoma rywalami, zdobywaniem i korzystaniem przez nich z władzy, okazuje się zgoła kosmetyczna, dostrzegalna bardziej w sferze nomenklatury niż w sferze faktów. Jakby na przekór tym ostatnim, Millar zdaje się wskazywać, że to, co ludzkie, jest lepsze dlatego, że jest ludzkie, a nie dlatego, że jest lepsze.

W ukazywaniu sowieckiego imperium i roli Supermana w jego kreowaniu, daje się zauważyć sporo niekonsekwencji i niejasności. Dlaczego superbohater dysponujący niezwykłymi mocami umysłu i możliwościami analizy faktów oddał swoje usługi zbrodniczemu systemowi i zbrodniarzowi Stalinowi, naiwnie powtarzając propagandowe formułki, a ignorując realia? Z kontekstu wynika, że doszło do II wojny światowej (mapka ukazuje porządek pojałtański, istnieje Układ Warszawski), ale Supermanowi nie przeszkadza początkowy sojusz Stalina z Hitlerem i hekatomba, która była jego następstwem. Zresztą w ogóle nie wiadomo, co bohater robił podczas wojny, choć już dysponował swoimi supermocami. Obraz sowieckich realiów wygląda na oczywistą karykaturę rzeczywistości i raczej nie nadaje się na materiał edukacyjny.

d3b0xbi

Mamy do czynienia z historią alternatywną, ale nie do końca wiadomo, które jej elementy pokrywają się z prawdziwą wersją historii, a które nie. Trudno więc dociec, które nieścisłości historyczne są zamierzone, a które wynikają z niewiedzy scenarzysty. Stalin straszy świat Układem Warszawskim, który powstał dwa lata po jego śmierci. Eisenhower zapowiada szczyt NATO w Helsinkach, choć Finlandia nigdy nie należała do NATO i pozostawała częściowo uzależniona od Moskwy. Znajoma bohatera na pogrzeb Stalina przyjeżdża z Saint Petersburga, zamiast z Leningradu. Konia z rzędem temu, kto zrozumie, o co chodzi w wypowiadanym przez czerwonego Supermana zdaniu, głoszącym, że Amerykanie obiecali powstrzymanie komunistycznego zagrożenia „poprzez zwiększenie nuklearnych rezerw w Zjednoczonym Królestwie i różnych naszych krajach satelickich” (na mapce wymierzone w ZSRR wyrzutnie znalazły się m.in. w Polsce, Czechosłowacji, Rumunii i na Węgrzech – czyli w krajach należących do Układu Warszawskiego).

Warto byłoby, żeby polski redaktor zniwelował tego rodzaju kłujące w oczy wpadki. A także aby – niezależnie od oryginału – nie wkładał w usta szefa NKWD licznych zawołań wzywających... Boga i Jezusa. Jeśli przejdziemy nad tymi niedociągnięciami do porządku dziennego, pozostanie nam przewartościowująca mitologię Supermana zabawa intelektualna na przyzwoitym – w ramach obowiązującej konwencji – poziomie, przewrotne zakończenie, doskonałe rysunki Johnsona, zafascynowanego totalitarną sztuką propagandową, oraz kontynuującego jego dzieło Plunketta. Sam Johnson w wywiadzie zaznacza, że choć komunizm ma na sumieniu więcej ofiar niż nazizm, jest on na tyle inaczej postrzegany, że zabawa nim w komiksie nie wzbudza większych kontrowersji. Po album „Superman: Czerwony syn” warto sięgnąć choćby po to, aby się przekonać, na ile utrwala on ten stereotypowy, a jednocześnie zafałszowany obraz rzeczywistości, a na ile z nim polemizuje.

d3b0xbi
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3b0xbi